W czasie rekolekcji można zauważyć wielu uczniów wałęsających się po ulicach Piotrkowa. Pewnie jest tak dlatego, że nie mają oni obowiązku uczestniczenia w naukach w kościele - nikt ich z tego nie rozlicza, a nieobecność na rekolekcjach nie wiąże się z nieobecnością w szkole. Potwierdzają to także dyrektorzy większości szkół oraz łódzki wicekurator oświaty, Konrad Czyżyński. - My nie mamy wpływu na to, że w czasie rekolekcji w szkołach nie ma zajęć. Są to ustalenia odgórne, w porozumieniu z kurią. W sytuacji kiedy uczeń nie ma zamiaru uczęszczać na rekolekcje, a rodzice zgłoszą się z tym faktem do szkoły, dyrekcja powinna zapewnić temu uczniowi opiekę, gdyż nie jest to czas wolny dla nauczycieli. Nie ma także takiego obowiązku, aby nauczyciele wpisywali nieobecność uczniom, którzy nie pojawią się w tym czasie ani na rekolekcjach, ani w szkole. Gdy dzieci znajdują się na rekolekcjach, są pod opieką swoich nauczycieli, którzy są w tym momencie odpowiedzialni za grupę - mówi Konrad Czyżyński.
Można oczywiście doprowadzić do tego, aby młodzi ludzie zainteresowali się tym, co mówi do nich ksiądz i nie opuszczali nauk rekolekcyjnych. Na ten temat postanowiliśmy porozmawiać z ojcem Zdzisławem Jaśko, rektorem kościoła i kustoszem Sanktuarium Matki Bożej Trybunalskiej w Piotrkowie. Okazuje się, że rekolekcje dla dzieci i młodzieży przeżywają różne okresy “wzlotów i upadków”. - W dużej mierze podyktowane jest to tym, co kreuje środowisko. Na przykład w danym momencie chce ono zaszkodzić Kościołowi, lansując jakąś postawę, która nijak ma się do tego, aby wewnętrznie i duchowo nad sobą pracować. Może to być propagowanie luźnego stylu, posiadania pieniędzy, zabaw i to młodzieży imponuje. A gdy nagle chcemy przekazać jej ważne rzeczy dla ich wzrostu, już nie tylko duchowego, ale także intelektualnego, postaw, rozwoju psycho-fizycznego – ona nie chce tego przyjmować. Objawem są sytuacje, kiedy to w szkołach nauczyciele przekazujący pozytywną rzecz są niemile widziani - mówi ojciec Jaśko.
Jego zdaniem ksiądz ma sytuację troszkę gorszą, bo występuje z pozycji człowieka przygodnego. Nauczyciel w szkole ma godzinę lekcyjną i może w tym czasie coś zrobić, gdyż uczeń jest. - Rekolekcje natomiast są takim czasem, że młodzież ma wolne i może na nie przyjść. Ma szansę - skorzysta z niej bądź nie. Kiedyś było tak, że rekolekcje odbywały się po lekcjach i nie zawsze wszyscy chcieli z nich korzystać. Pamiętam jak w 1971 roku rozrabialiśmy w kościele podczas rekolekcji - dziś jest tak samo. Oczywiście nie polega to na tym, aby przyszli wszyscy – bo nie można robić czegoś takiego, że “wołam wszystkich i wszystkich chcę nawrócić”. Pan Jezus wychodził i mówił, nie nakazując wszystkim, by go słuchali. Myślę, że zadaniem rekolekcjonisty jest mówienie do tych, których ma - wyjaśnia ojciec Zdzisław Jaśko.
Fakt, że młodzież podczas rekolekcji wykazuje się nieraz gorszym zachowaniem, powoduje że jest odbierana negatywnie. Nie można jednak mówić, że jest zła, gdyż tak naprawdę w czasie rekolekcji wszystko zależy od misjonarza. - Często zdarza mi się podczas rekolekcji, że jedno dziecko szturcha drugie, aby je uspokoić. I ja to widzę, bo kiedy mówię rekolekcje, dokładnie obserwuję słuchaczy. Nie wychodzę ex cathedra, nie twierdzę: wy musicie mnie słuchać! Zanim dobiorę styl do słuchaczy, to próbuję zaobserwować poprzez różne zdania, dowcip, porównania, czy ludzie reagują - mówi ojciec Jaśko, dodając, iż jego głównym założeniem jest przekazanie młodym ludziom, że są jego przyjaciółmi, że nie traktuje ich jak intruzów, których należy “ustawiać”.
Ojciec Jaśko opowiedział nam także kilka sytuacji, jakich doświadczył, będąc na rekolekcjach w różnych miastach.
- Kiedyś podczas rekolekcji w Mrągowie miałem taki przypadek, że nastolatek brał w kościele papierosa do ust i ogólnie próbował zachowywać się “luzacko”. Robił to całą naukę przedpołudniową. Na drugi dzień nie mogłem go już zlokalizować. Trzeciego dnia zapytałem wszystkich, co myślą o tych rekolekcjach? W pierwszej ławce chłopak podniósł rękę. Powiedział: proszę ojca, czy ojciec mnie pamięta z pierwszego dnia, jak się wygłupiałem? Dziękuję ojcu, że na “dzień dobry” ojciec mnie nie zdyskwalifikował. - opowiada o. Jaśko. I to właśnie takie sytuacje dają przykład tego, że trzeba mówić, trzeba otworzyć się na słuchacza. Nie wolno w pewien sposób “osaczać” młodzieży. - To ja muszę wzbudzić w nich szacunek, ale nie przez uciszanie i negowanie - dodaje.
Zdarzały się także sytuacje śmieszne, jak na przykład ta... - Na ostatnich rekolekcjach miałem taką sytuację: chłopak strzelał papierkami z gumki. Robił to przez dłuższy czas, ale nie było żadnego odzewu. Na koniec nauki powiedziałem mu: dziękuję ci, że tak strzelałeś, ponieważ przypomniały mi się czasy szkolne. Przez 45 minut strzelał i nie zwrócił niczyjej uwagi. A na trzeci dzień strzelał dalej. Powiedziałem mu tak: wyobrażam sobie, jak idziesz ulicą z dziewczynami i tak sobie strzelasz. I szczerze mówiąc, nie dochodziłem nawet do tego, kto to robił, ale powiedziałem: kiepski z ciebie strzelec, bo ani razu nie strzeliłeś mi w łysinę - opowiada ojciec, który i na takich “urwisów” ma swoje sposoby, ale nigdy nie powiedział komuś, że jest zły. Inna sytuacja: - Toruń, poniedziałek. Uczę dzieci śpiewać piosenki, a one nie śpiewają. Pytam katechetek, co się dzieje, czy jest muzyka w szkole. Odpowiadają, że tak. Na drugi dzień śpiewają wszystkie. Pomyślałem, że zostały “ustawione” przez nauczycielki. Co się okazało? Tego dnia wieczorem była wywiadówka! No, kto by chciał śpiewać? - opowiada o. Jaśko.
Rekolekcje nie mogą polegać na wykładzie. To nie mają być trzy dni edukacji – to rekolekcjonista musi pokazać wszystko, co najlepsze, aby młodego człowieka zachęcić. Ojciec Jaśko stosuje różnego rodzaju środki przekazu, nie tylko słowne, ale także różne przedstawienia, muzykę. - Pierwszego dnia zazwyczaj przebieram się w ciuchy tak zwanego “luzaka”: bluza, spodnie, okulary, czapka, słuchawki. Pokazuję, że nie szata zdobi człowieka, ale to, co ma on w środku.
Głosząc rekolekcje, misjonarz nie może wychodzić z założenia, że jeśli ktoś chce słuchać – słucha, a jeśli nie – to nie. Tak nie może być, bo według ojca Jaśko tak robi antymisjonarz. - Rekolekcje mają być czasem takim, że trzeba dać z siebie wszystko. I często jest tak, że idę do kościoła rano i wracam po 22.00. Misjonarz nie może być tym, który sprzedaje swoje intelektualne i ułożone kazanie. Młodzież jest taka, że trzeba ją najpierw “złapać” w dobrym tego słowa znaczeniu. Później przez rekolekcje można ją utrzymać.
Bardzo prawdopodobne jest to, że wielu uczniów rezygnuje z rekolekcji pod wpływem “nieprzyjemnych” doświadczeń z poprzednich lat. - Młodzież jest do zagospodarowania, tylko trzeba umieć to zrobić - podsumowuje ojciec Zdzisław Jaśko.
Magdalena Waga