Okazuje się, że chodzi o kolejny sąsiedzki konflikt. Konflikt z rowem i dwiema studniami w tle. Mieszkanka twierdzi, że sąsiad zza płotu zalewa jej obejście. Nawiózł ponoć ziemi na swoją posesję, podniósł teren i teraz woda zalewa podwórko i zabudowania pani Józefy. Co na to sąsiad. Nie wiemy, bo mimo kilku prób, nie udało się nam go zastać. Zapytaliśmy więc, co na ten temat sądzą władze gminy. Urzędnicy twierdzą, że pani Józefa za swoją stodołą powinna mieć rów melioracyjny, tak jak inni mieszkańcy tej wsi, zwłaszcza że posesja jest położona niżej niż pola za jej domem.
- Dwie studnie są połączone. Jedna jest za stodołą, druga koło domu - mówi o posesji sąsiada mieszkanka Rękoraja. - Za stodołą teren jest trochę wyższy. Studnie wylewały na wiejską drogę. Sąsiad zapłacił mandat, bo zimą nie można było przejechać. Ta woda zamarzała, a potem robiło się bagno. Latem przed domem sąsiada droga zawsze była mokra. Kiedy zapłacili mandat, wtedy nawieźli szlaki, ziemi i od tej pory woda zalewa nas. Mur już nie wytrzymuje wilgoci, bo ten stan trwa bardzo długo. Sąsiad miał u siebie za oborą głęboki i szeroki rów. On ten rów zaorał, zlikwidował. Za stodołą idzie z pól woda, do przegonu. On ten przegon zlikwidował, od naszej strony naorał wysoko i teraz woda idzie w budynki. Za stodołą też jest zawyżone. Była tutaj policja. Policja kazała to zgłosić do gminy i do nadzoru budowlanego. Gmina nic. Były tylko raz dwie urzędniczki, kiedy już wszystko obeschło. Zrobili zdjęcie u sąsiada. Mówiłam im, że u sąsiada jest podwórko wysokie, utwardzone, dlatego wszystko wewnątrz idzie do nas. Na wierzchu tego nie widać. Gdyby deszcz padał jeszcze dłużej, to musielibyśmy z budynku uciekać - skarży się zrozpaczona mieszkanka gminy Moszczenica, a wtóruje jej brat. - Studnie za stodołą mają na wyższym poziomie, a podwórze jest na niższym, dlatego budynki są cały czas nawadniane, grzyb wchodzi na mury.
Ściany mokre, podłoga mokra, trawa mokra, w oborze mokro. Tynk odlatuje, mur puchnie.
- Murarz nam mówił, że cały mur spuchnie i się zawali. Nie wiem, czy to w ogóle jeszcze da się uratować, bo cegły już kruszeją. Nadzór budowlany ukrywa winę sąsiada. Nie obchodzi ich, że podwórko sąsiada jest zawyżone. Przecież właśnie z powodu studni je podwyższyli. Kilka razy składałam pisma do Urzędu Gminy. Kilka razy rozmawiałam, ale to nic nie pomogło, nic nie docierało. Gmina była o wszystkim informowana - mówi pani Józefa.
Pojechaliśmy więc do Urzędu Gminy w Moszczenicy, aby sprawdzić, czy rzeczywiście wójta mało obchodzi to, co dzieje się na podwórku Kopańskiej. - To trochę jak Kargul i Pawlak - zaczyna wójt, Bogusław Lech. - Niech regulują to sobie na drodze postępowania cywilnego przed sądem powszechnym, ale nie przed biurkiem u wójta.
Według wójta czas na podwórku Kopańskiej zatrzymał się... jakieś 50 lat temu, a sama poszkodowana nie robi nic, aby poprawić swój los. - Czy są widoczne ślady, że ta pani sama od siebie coś zrobiła? Czy wzięła łopatkę i chociaż jakiś roweczek wykopała? - pyta wójt.
Bogusław Lech podkreśla, że sąsiedzkie spory rozstrzyga sąd, a gminie nic do tego. - Ta pani ma żal do wszystkich: i do sąsiada, i do gminy. Wszyscy są niedobrzy, tylko ona jest sprawiedliwa. A to, że był mokry rok, to zupełnie inna sprawa. Wielokrotnie tej pani tłumaczyliśmy, że spory sąsiedzkie rozstrzyga sąd. My natomiast zostaliśmy zobowiązani przez tę panią do zajęcia tym. Pani złożyła skargę, która wpłynęła do wojewody łódzkiego. Była to skarga na moje czynności. Teraz Rada Gminy tak naprawdę zastanawia się, co z tą sprawą zrobić. Stanowisko wielu radnych jest jednoznaczne. Historie, które przedstawia w swoich pismach ta pani, powinny być rozpatrzone na drodze postępowania cywilnego, czyli przed sądem powszechnym, a nie przed urzędem administracji publicznej, czyli przed gminą - mówi wójt.
Rok był wyjątkowo mokry, to fakt. Wójt przyznaje, że Kopańska ma wyjątkowo kiepskie warunki na podwórzu, w stodole, za stodołą, w mieszkaniu, ale nie zwalnia jej to z obowiązku, aby samodzielnie zabezpieczyć swoją posesję.
- Na tej posesji czas zatrzymał się dawno temu. Nie widać tam żadnych śladów samodzielnej pracy właściciela posesji. Jest tylko i wyłącznie roszczenie, żeby te czynności wykonał wójt. Według tej pani, pracownicy wójta mają przyjść i zrobić wszystko na jej posesji. Wójt nie jest od robienia czegoś na prywatnym podwórku. Wójt jest od zaspokajania zbiorowych potrzeb mieszkańców swojego terenu, a nie od indywidualnych problemów, tym bardziej problemów sąsiedzkich. Historia z zasypanym rowem jest tak odległa, że ja sam już się pogubiłem w zeznaniach tej pani. Raz mówiła, że był to 89 rok, potem, że niedawno sąsiad coś nawiózł. Moim zdaniem, to tak naprawdę nie ma znaczenia. Dodam tylko, że ta pani nawet na własnym domu nie ma rynien (nieprawda, rynna jest, co widzieliśmy na własne oczy - przyp. AS), a powinny one odprowadzać nadwyżki wody chociażby w kierunku przydrożnego rowu. Nie ma się więc co dziwić, że jest wilgoć w mieszkaniu - tłumaczy wójt.
Brakuje współdziałania między sąsiadami - to główny powód problemów na posesji Józefy Kopańskiej. Władze gminy nie zamierzają tymczasem wykonywać za mieszkańców ani odwodnienia, ani opasek wodnych, ani opasek melioracyjnych, ani rynien spustowych. - To właściciel ma dbać o to, jak chronić swoją własną posesję, na pewno nie gmina. Jak najbardziej staram się być mediatorem w tej sprawie, ale ta pani odrzuca jakiekolwiek argumenty czy propozycje, nie chce słyszeć w ogóle o tym, żeby do tematu podejść w inny sposób, żeby rozwikłać to raz na zawsze - dodaje wójt.
Gmina przeprowadziła w tej sprawie postępowanie, jednak jego rozstrzygnięcie okazało się dla Józefy Kopańskiej niekorzystne. Kobieta odwołała się do Samorządowego Kolegium Odwoławczego. SKO uchyliło decyzję gminy, w całości przekazując sprawę do ponownego rozpoznania, narzucając jednocześnie przygotowanie odpowiednich ekspertyz technicznych, geologicznych i melioracyjnych. - Takie ekspertyzy kosztują. Ja spodziewam się, że one i tak będą niekorzystne dla tej osoby skarżącej. Wyegzekwowanie później kosztów postępowania i opinii eksperckich będzie na tyle niszczące dla tej pani, że będzie to dla niej jeszcze większa szkoda - ostrzega Bogusław Lech.
Wnioski? Zgoda buduje, niezgoda rujnuje.
AS