Tajemnicza katastrofa. Gdzie są dokumenty?

Region Poniedziałek, 10 października 20225
Choć była jedną z największych tego typu katastrof w Polsce, nadal wiemy o niej mało. Oficjalnych dokumentów opisujących to wydarzenie praktycznie nie ma. Badacze odnaleźli tylko jedną cienką teczkę zawierającą raport MO. Katastrofa kolejowa w Jarostach, do której doszło 9 października 1962 roku, wciąż budzi wiele pytań. Nie brakuje kontrowersji związanych z ustalaniem jej przyczyn i skutków. Ile było faktycznie ofiar, czemu na miejscu wypadku nie było ekspertów i dlaczego nie próbowano ustalić osób odpowiedzialnych? I czemu nie zachowały się dokumenty?

Ładuję galerię...

M.in. na te pytania szukali odpowiedzi uczestnicy sesji historycznej, którą w 60. rocznicę katastrofy zorganizowano w Gminnym Ośrodku Kultury i Sportu w Moszczenicy. W dyskusji udział wzięli autorzy książki pt. "Dwie ukryte tragedie w cieniu atomowej apokalipsy" oraz reżyser filmu "Katastrofa w cieniu atomowej zagłady".
 

- Jedynymi źródłami o tej katastrofie były wycinki prasowe. Próbując zweryfikować oficjalne dane, zgłosiłem się do przewodniczącego Państwowej Komisji Badania Wypadków Kolejowych Tadeusza Rysia. Na moje pytanie, czy istnieją jakieś dokumenty, odpowiedział, nie - minęło 30 lat i zostały zniszczone. Nie była to prawda, jak się później okazało. Być może bano się, że jeszcze żyją potomkowie ofiar i będą chcieli dochodzić odszkodowań – tak opisywał początki prac nad książką profesor Paweł Soroka, który jako pierwszy zajął się badaniem tej katastrofy. Naukowiec nie poddał się i zwrócił się z wnioskiem do IPN o sprawdzenie ich zasobów. Czemu w Warszawie? W czasach PRL-u istniał obowiązek raportowania i przekazywania dokumentów do wyższych szczebli. Powiat składał meldunki do województwa, a województwo do władz centralnych. Istniał więc cień szansy, że mogło się coś zachować np. w milicyjnych archiwaliach.

 

Tu niezwykłą pracę wykonała dr Anna Jagodzińska z Instytutu Pamięci Narodowej, która wśród tysięcy dokumentów z tego okresu odnalazła teczkę z raportem Milicji Obywatelskiej, bogato ilustrowanym zdjęciami z miejsca katastrofy. Te cenne materiały znajdowały się w aktach opisujących działalność MO podczas pożarów, klęsk żywiołowych, katastrof, awarii w latach 1959 – 66.
- Zachowała się tylko jedna teczka. Dziwi fakt, że w innych błahych sprawach np. napisów na kolei dokumentacje są o wiele większe, a tu jedna cienka teczka. Dlatego warto dalej sprawdzać i szukać w innych lokalnych archiwach. Być może gdzieś znajdą się jakieś dokumenty – podkreślała historyk Anna Jagodzińska, obecnie pracująca jako niezależny badacz.

 

Kłopoty z dotarciem do materiałów archiwalnych potwierdza również dokumentalista Tomasz Świątkowski, reżyser filmu opowiadającego o wydarzeniach z 9 października 1962 r.
- Ja również zwróciłem się do Państwowej Komisji Badania Wypadków Kolejowych. Niestety do tej pory, choć minęło 6 lat od złożenia wniosku, nie dostałem odpowiedzi - śmieje się filmowiec, który zaznacza, że tego rodzaju filmy robi się bardzo trudno, ze względu na ograniczoną liczbę żyjących świadków i brak źródeł historycznych. - Wielu świadków odeszło, a dokumenty były skąpe. Na szczęście na wniosek profesora Soroki , dr Anna Jagodzińska odnalazła niezwykłą dokumentację. Na szczęście ten milicyjny raport przetrwał i mogła powstać książka, a potem film.

 

Czy wewnętrzne dokumenty MO zawierają nieprawdę co do ilości ofiar?
- Nie sądzę, aby sami siebie okłamywali. Niestety ze względu na brak innych dokumentów nie możemy tego zweryfikować – tak odpowiadał na pytania o wiarygodność tych materiałów prof. Soroka. Jak zaznaczał naukowiec, teza o dużej ilości ofiar mogła wziąć się faktu, że na miejscu katastrofy było ciemno, a ogrom tragedii przytłaczał świadków i mógł wpłynąć na ich ocenę sytuacji. Dodatkowo nie wiadomo, co stało się dalej z innymi rannymi, którzy trafiali nie tylko do szpitala w Piotrkowie Trybunalskim, ale do placówek w Tomaszowie Mazowieckim, Rawie Mazowieckiej, Radomsku i Łodzi.

 

Ekspertem analizującym katastrofę i przebieg akcji ratunkowej był dr inż. Lech Hyb, specjalista ds. śledztw i katastrof w ruchu lądowym. W swoim raporcie zamieszczonym w książce "Dwie ukryte tragedie w cieniu atomowej apokalipsy" zwraca uwagę na liczne zaniechania przy badaniu tej sprawy.
- Brak jednoznacznej odpowiedzi o przyczynę katastrofy. Czy to była wada materiałowa, czy może niewłaściwa eksploatacja, a być może nienależyte przytwierdzenie tej szyny do podkładu. Tu nie mamy jednoznacznej odpowiedzi. I to budzi cały czas „niedosyt” wśród badaczy i rodzin ofiar. Brak również informacji o przeglądach ciągów kolejowych i trakcji dotyczących usterek i niesprawności w miejscu zaistnienia katastrofy. Nie ma żadnej wzmianki o tym – podkreśla dr Hyb.

 

Pomimo, że nie ma zbyt wiele dokumentów, a większość świadków tego wydarzenia nie żyje, pamięć o ofiarach jest nadal pielęgnowana wśród mieszkańców gminy. – Pamięć zbiorowa to coś, co kształtuje narody, dlatego organizujemy takie spotkania i zapraszamy na nie młodzież. Starsze pokolenia dbały o to miejsce i teraz czas na nich – mówi wójt Marceli Piekarek.


Dziś o miejscu katastrofy przypomina mieszkańcom i przejezdnym pomnik, który upamiętnia ofiary tamtych tragicznych wydarzeń. Ufundowało go 15 lat temu lokalne stowarzyszenie m.in. z inicjatywy nieżyjącego już Jana Kaźmierczaka, który był naocznym świadkiem akcji ratunkowej tuż po zderzeniu lokomotywy z tarasującymi tory odczepionymi od innego pociągu wagonami. O katastrofie pisaliśmy w artykule Katastrofa kolejowa pod Jarostami. Minęło 60 lat


W 60. rocznicę na miejscu katastrofy odprawiono mszę polową w intencji ofiar i ich rodzin. Wzięło w niej udział kilkadziesiąt osób.


Zainteresował temat?

6

3


Zobacz również

reklama

Komentarze (5)

Zaloguj się: FacebookGoogleKonto ePiotrkow.pl
loading
Portal epiotrkow.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść wypowiedzi zamieszczanych przez użytkowników. Osoby komentujące czynią to na swoją odpowiedzialność karną lub cywilną.

ość ~ość (Gość)11.10.2022 13:54

Szukanie dziury w całym. Zostawcie zmarłych i ich rodziny w spokoju.

36


tor ~tor (Gość)10.10.2022 22:16

Kto zapłacił za 'pracę" pani doktor z IPN? Że nie wspomnę innych wydatków.

48


ex piotrkowiak ~ex piotrkowiak (Gość)10.10.2022 22:58

Pamiętam tamten czas bo ojciec spędził tam tydzień, z drużyną ratowniczą TOPl. Oficjalnie nie było żadnych informacji, katastrofa była duża, a władza uległa panice.

42


reklama
reklama

Społeczność

Doceniamy za wyłączenie AdBlocka na naszym portalu. Postaramy się, aby reklamy nie zakłócały przeglądania strony. Jeśli jakaś reklama lub umiejscowienie jej spowoduje dyskomfort prosimy, poinformuj nas o tym!

Życzymy miłego przeglądania naszej strony!

zamknij komunikat