Sinice powodują, że w cieplejsze dni woda w zalewie przypomina gęstą, wysokokaloryczną zupę. Z makaronem. Tak jest od co najmniej dziesięciu lat i można odnieść wrażenie, że wszyscy się z tym pogodzili. Może najtrudniej było z turystami. Ci na początku trochę sobie ponarzekali, ale nad zalew jak przyjeżdżali, tak przyjeżdżają. Bo jakie mają wyjście?
Wędkarze, którzy są gospodarzami części zbiornika, uważają, że jedyne, co mogą dziś dla czystości jego wód zrobić, to zmienić proporcje gatunków ryb, które do zalewu wpuszczają.
Władze samorządowe miast, na terenach których zalew się znajduje, co jakiś czas organizują konferencje. Ostatnia odbyła się prawie rok temu. Stwierdzono na niej, że „woda jest w coraz większym stopniu zanieczyszczona, co hamuje rozwijającą się turystykę oraz utrudnia uzdatnianie wody do celów spożywczych”.
Władze Tomaszowa Mazowieckiego z prezydentem Rafałem Zagozdonem na czele podkreślały, że „zanieczyszczenie wody jest wywołane toksynami wytwarzanymi przez sinice, a do rozwoju sinic przyczynia się głównie wprowadzanie do wody dużych ilości fosforu i azotu”. Te z kolei dostają się do zalewu z pól, które nawożone są substancjami sztucznymi.
- Ponadto ogromnym problemem są ścieki z Piotrkowa Trybunalskiego, które oczyszczane trafiają do zbiornika – czytamy w oficjalnej notatce z konferencji. – Masowe zakwity powodują przebarwienie wody na kolor niebieskozielony, mogą również zmienić konsystencję i wyglądać jak zawiesista farba. Mogą także tworzyć spienione kożuchy na powierzchni wody. Zakwity te i kożuch są zagrożeniem dla zdrowia ludzi i zwierząt.
Sinice mogą powodować schorzenia wątroby (jeśli dostaną się do wnętrza organizmu), skóry, oczu, układu nerwowego, a nawet przyczynić się do powstania guzów nowotworowych. Jak z nimi walczyć?
- Nie ma sensu walczyć z wiatrakami, a więc ze skutkami obecności sinic – mówi inż. Tadeusz Bienias, kierownik nadzoru wodnego w Smardzewicach. – Należałoby najpierw znaleźć przyczyny takiego stanu rzeczy. Szukanie sposobu na walkę ze skutkami to partyzantka.
A przyczyny takiego stanu rzeczy są oczywiste: brak przydomowych oczyszczalni ścieków, brak jakichkolwiek nowoczesnych oczyszczalni w regionie, intensywne nawożenie pól uprawnych środkami o dużej zawartości azotu i fosforu, nieodpowiedni drenaż pól i wreszcie – świadomość społeczna. A właściwie jej brak.
- Przydomowe oczyszczalnie w krajach zachodnich są oczywistością, podobnie jak kultura turystyczna – tłumaczy pan Tadeusz. – U nas sytuacja z tą ostatnią jakby trochę się poprawia, ale jeszcze sporo nam brakuje.
Fekalia
Uświadommy sobie prostą, prozaiczną wręcz rzecz. W letni weekend nad zalewem wypoczywa od 5 do nawet 20 tys. turystów. Każdy z nich ma swoje potrzeby fizjologiczne. Gdzie je załatwia? Jeszcze w pierwszej połowie lat 90. o czymś takim jak „Toi Toi” nikt nie słyszał. Dziś jest z tym znacznie lepiej, ale… widok resztek papieru toaletowego nad brzegiem zbiornika nie należy do rzadkości. Do tego dochodzą także płyny, które turyści przyjmują, a potem wydalają. Często właśnie do zalewu. Po wodach pływają też jachty i żaglówki. Na wodach śródlądowych toalety morskie, odprowadzające nieczystości wprost do zbiornika, są zabronione. Na jachtach powinny znajdować się toalety chemiczne zaopatrzone w stosowny zbiornik, który należałoby opróżniać w odpowiednim miejscu. Tego miejsca jednak nad zalewem nie ma, więc gdzie wylewane są nieczystości? Najprawdopodobniej do wody.
Laik będzie się zastanawiał: jak ci łodzianie tę wodę mogą potem pić, nawet po wielokrotnym oczyszczeniu? Prawda jest jednak bardziej złożona. Woda, którą mieszkańcy aglomeracji łódzkiej wypijają, pochodzi spod dna Zalewu Sulejowskiego. Znajduje się ona na głębokości ponad 120 metrów, a pobierana jest z dwóch stacji uzdatniania (Bronisławów, Tomaszów). Tej wodzie sinice oczywiście nie zagrażają. Ale wypoczywającym nad nią ludziom niestety tak. Jak je wyeliminować?
- Najlepsze byłoby zastosowanie metody, którą wybrały m.in. władze Jeleniej Góry czy Krakowa – odpowiada Tadeusz Bienias. – Tam zbiorniki wody pitnej dla turystów zamknięto, ogrodzono drutem kolczastym, a terenu pilnują strażnicy. Wcześniej oczywiście zadbano, by nie spływała do nich woda z toksynami oraz wybudowano oczyszczalnie. Czy u nas jest na to za późno? Na oczyszczalnie nigdy nie jest za późno. Gorzej z zamknięciem zbiornika, a to byłoby to najlepsze rozwiązanie. Dla natury.
- Warto zwrócić uwagę, że ratowanie zalewu nie jest problemem pojedynczych samorządów, ale sprawą ogólnokrajową – mówi Marek Mazur, przewodniczący Sejmiku Województwa Łódzkiego.
- Przypomnijmy sobie, że budowa zbiornika zakładała dwa etapy: utworzenie zalewu i wybudowanie wokół niego tzw. opaski – przekonuje Jan Andrzejczyk z Urzędu Miasta Sulejowa. – Zalew wybudowano, ale o opasce zapomniano…
więcej w nr 29-30