- Byliśmy na interwencji z policją. To, co zobaczyliśmy, trudno opisać - jeden pies znajdował się w klatce po króliku, drugi w budzie, do której wejście było zasłonięte. Do tego duża suka. Wszystko na stercie gnoju, pełno śmierdzących, starych kości, resztki brudnej wody - mówi Maria Mrozińska z Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami w Piotrkowie.
To podobno jednak nic w porównaniu z pięcioma kozami. - Były uwięzione na powierzchni około półtora na półtora metra. Połowa z tego to gnojówka. Nad głowami wisiały im druty i pręty. Potrzebujemy czasu i odpowiedniego transportu, żeby je zabrać - przyznaje z kolei Łukasz Milczarek. Ponadto właściciel posesji miał utrzymywać, że wszystkie zwierzęta żyją w dobrych warunkach, a sam mężczyzna regularnie wyprowadza psy na spacer, a po zwróceniu uwagi na brak wody czy jedzenia tłumaczył, że zwierzęta właśnie przed chwilą zostały nakarmione.
Skargę wnieśli sąsiedzi mężczyzny. Narzekają na straszny zapach, który niosą ze sobą kozy. - Jeśli trzyma te kozy dla mleka, to, idąc tym tropem, żeby mieć ryby, trzeba wykopać staw - żalił się jeden z sąsiadów.
Na miejscu pojawił się także powiatowy lekarz weterynarii w asyście policji. Właściciel posesji nie wyraził jednak zgody na wpuszczenie urzędników - powiedział, że żąda odpowiedniej decyzji formalnej.
- Będziemy wysyłać do niego pisma z prośbą o umożliwienie wejścia na posesję. Jeśli nie przyniesie to skutku, będziemy prosili policję o bardziej rygorystyczne działania - mówił lekarz weterynarii Paweł Śpiewak.