Alternatywnych określeń jest cała gama począwszy od „kija”, to od niego mamy „moczykija” czyli wędkarz, przez pieszczotliwe „kijaszek”, „patyczek”, poważniejsze „patyk” i „paździor”, a na „bambusie” kończąc. Ta ostatnia nazwa jest coraz rzadziej używanym archaizmem-synonimem, bo przez dziesięciolecia z bambusa, a konkretnie z tonkinu wyrabiano wędziska. Kołowrotek to „kręcioł”, a gdy takowy ma imponujące rozmiary staje się „betoniarą”. Sztuczne przynęty z metalu to „blachy” lub „wirówy”, silikonowe to „gumy” lub „gumisie, a gdy są one w jaskrawych barwach bywają zwane „strażakami” lub „oczołomami”.
W wędkarskich pogaduszkach rzadko pojawiają się oficjalne nazwy ryb, ba nawet nie wypada ich używać, by nie być odebranym przez rozmówcę za nowicjusza. Szczupak to „szczupły” lub „zębaty”, okoń to „garbus” lub „pasiak”, okazały sandacz nosi miano „sandała”, a nieduży przedstawiciel tego gatunku to „kergulena”. Leszcz to „lech”, „leszek” czy „lechor’, a niewyrośnięte leszczyki pospołu z krąpiami, bywają zwane „żyletkami” z racji na swą silnie spłaszczoną po bokach budowę. Nikt nie pochwali się, ze złowił okazałego karasia srebrzystego, tylko powie że dostał ładnego „japońca”. To samo dotyczy ryb łososiowatych, troć jest pieszczotliwie zwana „trotką” lub „losośką”, głowacica „głowatka”, a pstrągi; „potokiem’, „tęczakiem” i „źródlakiem”, zaś ich bliski kuzyn lipień z racji na purpurowo- fioletowe ubarwienie, nosi dumną nazwę „kardynała”. Największa z naszych ryb czyli sum, to dla wędkarzy „wąsaty”, jedyny przedstawiciel ryb dorszowatych w wodach słodkich miętus to „miętowy”, a węgorz to „długi”.
W wędkarskiej gwarze nazewnictwa ryb jest spory galimatias spowodowany wpływem regionalizmów. Wystarczy dosłownie znaleźć się na drugim brzegu Wisły, by usłyszeć że krąp to już nie „glapiak”, a „blejak” lub to że brzana z „barweny” przeistoczyła się w „śliziaka”. Występuje też sporo zapożyczeń ze zwyczajowych nazw używanych przez zawodowych rybaków. Karpiowaty drapieżca czyli boleń zwany również rapą, potrafi być nazywany „bolkiem”, tymczasem na Wybrzeżu „bolek” to zupełnie inna ryba . Morscy wędkarze przyjęli od rybaków nazywanie niedużych fląderek „zegarkami”, a dorszyków „bolkami”. W pierwszym wypadku wytłumaczenie nazwy jest proste, bo pierwotnie małe płastugi były nazywane „cyferblatami”, gdyż są podobne rozmiarem do kieszonkowego zegarka, a w drugim… Nazwa „bolek” przylgnęła do niemiarowych dorszy pod koniec lat 40-tych XX w. „Ludowa władza” wydała prikaz łowienia wszystkiego co się da, by móc wyżywić spustoszony wojną kraj. Kaszubi ludzie prawi i uczciwi, zawsze szanujący morze i ryby z niesmakiem patrzyli na rabunkowe odłowy. Głośna krytyka równała się w ówczesnych czasach z bardzo szybkim dostaniem się do więzienia, więc złośliwie małe dorsze nazwali „bolkami”, na wątpliwą chwałę pierwszego przywódcy PRL-u Bolesława Bieruta.
Krzysztof Szymański
TVR24.pl