Ciepłe, wesołe
ciągle niezmienne
Kamienne Schodki Starego Miasta
porosły baśnią, porosły pieśnią
rozmów wszelakich z pamięci własnej…
Tak kiedyś śpiewała Irena Santor. Co prawda nie o piotrkowskich, a o warszawskich Kamiennych Schodkach, niemniej te znad Strawy też warte są co najmniej piosenki... Wszak wybudowano je w iście rekordowym tempie. Trybunalskim mistrzom kielni wystarczyły zaledwie trzy dni (!), by połączyć Starówkę z placem Niepodległości. Wbrew pozorom szybkość wykonanych prac nie wpłynęła na jakość komunikacyjnego połączenia. Kamienne Schodki służą mieszkańcom miasta do dziś, a ich wygląd wskazuje na to, że „mają się” całkiem nieźle. I pomyśleć, że gdyby nie kaprysy aury i pewna lokalna gazeta nie byłoby Kamiennych Schodków na piotrkowskim Starym Mieście.
Pomocna… aura
A wszystko zaczęło się tuż po zakończeniu wojny. Wiosenne roztopy i obfite jesienne deszcze roku 1947 bardzo mocno nadszarpnęły konstrukcją jedynej, ocalałej w mieście południowej części starych fortyfikacji. Już pod koniec wspomnianego roku, pod patronatem ówczesnego Ministerstwa Kultury i Sztuki, ruszyły pierwsze prace restauracyjne przy zawalonych blankach murów obronnych. Rok później, w czerwcu, lokalna gazeta – „Życie Piotrkowa i Tomaszowa” - zaapelowała do odpowiednich czynników w sprawie schodów, które w dogodny dla mieszkańców sposób, połączyłyby Starówkę z placem Niepodległości.
Na ile był to apel dziennikarzy podyktowany głosami piotrkowian, a na ile odpowiedź gazety na zapotrzebowanie lokalnej władzy, szukającej rozgłosu dla swych budowlanych projektów pozostanie tajemnicą tamtych ludzi i lat. W każdym razie „Życie...” szczyciło się, iż było pomysłodawcą powstania piotrkowskich Kamiennych Schodków. A kto był wykonawcą? Osobą, pod kierunkiem której wykonywano w owym czasie wszelkie prace rekonstruujące stare mury, był majster budowlany Józef Ciotucha. Odbudowanie samych fortyfikacji zajęło przeszło pół roku, to wówczas m.in. zainstalowano urządzenia kanalizacyjne odprowadzające wodę i przy pomocy kamieni polnych odtworzono pierwotny wygląd muru. Z kolei wykonanie połączenia komunikacyjnego, w postaci schodków, wiodących od wylotu Łaziennej Mokrej poprzez mur obronny do placu Niepodległości zajęło trzy dni. Co ciekawe zbudowane schodki w niczym nie umniejszyły zabytkowego charakteru muru. Wtopiły się weń tak dobrze, że wielu piotrkowian przypuszcza, iż mają znacznie więcej lat niż w rzeczywistości ...
Kachanow, Zajączek, a może ktoś jeszcze…
Wielu piotrkowian do dziś jest przekonanych, że za rozbiórką miejskich murów obronnych stał carski gubernator Iwan Kachanow. Otóż nic bardziej mylnego. Kachanow przybył do Piotrkowa dopiero w 1867 roku, a fortyfikacje rozebrano niedługo po 1817 roku. Skąd więc to mylne przekonanie?
Prawdopodobnie stąd, że carski gubernator należał do jednych z najokrutniejszych zaborczych urzędników, to on był odpowiedzialny za wzmożoną akcję rusyfikacyjną na naszym terenie, za jego sprawą zmieniono nazwy piotrkowskich ulic z polskich na rosyjskie, on też wydał nakaz rozebrania trybunalskiego ratusza. Jednak w tym ostatnim przypadku, jak powiedział nam w jednej z rozmów, kilka lat temu, Marcin Gąsior, były dyrektor Muzeum w Piotrkowie - (...) inicjatywa wyszła od rajców miejskich. Po upadku Rzeczpospolitej ratusz stracił swe administracyjne funkcje, stał pusty i popadał w ruinę. Zamiast go odrestaurować rajcy woleli go zburzyć. Mniejsze koszty. A poza tym w tamtych czasach zupełnie inaczej traktowano stare budowle...
Osobą w pełni odpowiedzialną za zniknięcie z krajobrazu miasta starych fortyfikacji był carski namiestnik gen. Józef Zajączek. W 1817 roku (27.05.1817), a więc 50 lat przed przybyciem do Piotrkowa Kachanowa, wydał on lokalnym władzom nakaz rozebrania zaniedbanych murów obronnych, usunięcia ruder oraz wybrukowania ulic i dróg. Jak łatwo można odgadnąć budulcem, który miał posłużyć do utwardzenia ulic były kamienie i cegły z miejskich fortyfikacji.
Trybunalskie mury obronne były dość sporych rozmiarów. Otaczały miasto wzdłuż obecnej ul. Stronczyńskiego, placu Kościuszki, placu Niepodległości, następnie wzdłuż kościoła o.o. Jezuitów, I L.O. im. B. Chrobrego aż do ul. Garncarskiej, dalej biegły ul. Zamurową do ul. Wojska Polskiego, którą to ulicę przecinały i następnie łukiem otaczały zabudowania klasztoru Dominikanów. Wysokie na około 9 metrów, szerokie na 2 metry, w dolnej partii wykonane z kamienia, u góry z cegły gotyckiej posiadały trzy bramy: Krakowską na południu, Wolborską na wschodzie i Sieradzką na zachodzie. Dodatkowo wyposażone były w 4 bastiony, 10 baszt tzw. blokhauzów (jedną z nich zamieszkiwał piotrkowski mistrz egzekucji, czyli kat) oraz spora rzeszę blanek i strzelnic.
Wedle starych kronik najlepiej do obrony królewskiego miasta Piotrkowa przygotowana była brama Krakowska. Wjeżdżano tu przez drewniane wrota z dwojgiem drzwi i „porządnym zawarciem”. Identyczne wrota posiadały dwie pozostałe bramy, jednakże przy nich straży nikt nie sprawował, bo przybywająca wieczorami do miasta szlachta potrafiła znudzona zbytnim oczekiwaniem na otwarcie wrót strzelać do wartowników. Iście ułańska fantazja widać drzemała w Polakach już na długo przed pojawieniem się ułanów na naszej ziemi.
Niestety dziś piotrkowskie obwarowania możemy podziwiać jedynie na XVII-wiecznych rycinach Eryka Johansona Dahlberga. A nieliczni tylko, stąpając po ulicy Sieradzkiej, placu Czarnieckiego czy Krakowskim Przedmieściu zdają sobie sprawę, że tuż pod płytami chodnikowymi znajduje się bruk, który powstał z materiału tworzącego niegdyś mury obronne Piotrkowa.
Monarsze fundacje
Komu Piotrków zawdzięczał mury? Wedle starych podań jako pierwszy zaczął je budować Władysław Łokietek, dokończył zaś jego syn Kazimierz Wielki około 1362 roku. Po wielkim pożarze miasta datowanym na rok 1398 mury z ruin podźwignięto dzięki fundacji królowej Jadwigi. Monarchini na ten cel przeznaczyła jeden ze swych cennych naszyjników, za co wdzięczni jej piotrkowianie uwieńczyli ów fakt, układając w tzw. licu zewnętrznym muru symboliczny łańcuch z czarnych cegieł, naśladownictwo tegoż naszyjnika. Ornament ten widoczny jest dziś na ocalałych fragmentach fortyfikacji przy placu Kościuszki i placu Niepodległości.
Warszawa ma słynne Kamienne Schodki i my mamy swoje. Niech te nasze, piotrkowskie wraz ze starymi murami, tak jak w piosence (…) zostaną w naszej pamięci zawsze...
Agawa
W artykule wykorzystano fragmenty utworu „Kamienne schodki” autorstwa Józefa Lewińskiego.