Swoje obserwacje poczynił też Miejski Zarząd Dróg i Komunikacji. - Widać, że problem nie jest wydumany, mamy zdjęcia, gdzie na skrzyżowaniu stoi osiem "elek", co oczywiście kończy się zakorkowaniem tego skrzyżowania - mówi Jacek Marusiński, dyrektor MZDiK w Piotrkowie.
Tak jak obiecał radnemu Markowi Konieczko podczas ostatniej sesji rady miasta, tak wprowadził temat pod obrady komisji ds. bezpieczeństwa przy prezydencie miasta.
Póki co zdecydowano nie odwoływać się do jakiś drastycznych metod, choćby takich, jakie w niektórych miastach (Lublin, Katowice) stosują spółdzielnie mieszkaniowe, których członkowie skarżą się na to, że "elki" blokują wyjazdy, a ćwicząc parkowanie obcierają inne samochody. Spółdzielnie te wystawiają zakazy wjazdu dla "elek" na drogi osiedlowe.
- Na drodze publicznej byłaby przede wszystkim niewielka szansa egzekwowania takiego zakazu - mówi po spotkaniu komisji bezpieczeństwa Jacek Marusiński.- Nie bardzo też można narzucić z góry zakaz ruchu dla "elek" w centrum w godzinach szczytu, czy nawet w ogóle wyznaczać jakieś dopuszczalne godziny ruchu. Dlatego na razie drastyczne metody odstawiamy na bok i spróbujemy problem rozwiązać "po dobroci".
Zebrani postanowili zwrócić się do szkół nauki jazdy z prośbą o omijanie w miarę możliwości centrum i wykorzystali obecność wicedyrektora Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu Drogowego w Piotrkowie Bronisława Brylskiego, który zadeklarował, że z ramienia WORD skontaktuje się ze szkołami jazdy: - Już wcześniej rozmawialiśmy z egzaminatorami, by trochę usunęli się z centrum i co się okazało?... Instruktorzy ze szkół jazdy zwykle jeżdżą za naszymi samochodami i w pewnym momencie zarzucili naszym egzaminatorom, że jeżdżą po peryferiach. Jednak biorąc pod uwagę sugestie mieszkańców, zwrócimy się z pismem do szkół jazdy z prośbą, by rozważyli możliwość zminimalizowania wyjazdów w określonych godzinach do centrum.
Czy taką sugestię ktokolwiek weźmie sobie do serca?- Musiałyby dogadać się dwie strony, bo to normalne, że uczymy jeździć tam, gdzie później przeprowadzane są egzaminy - mówi Krzysztof Szymański, właściciel szkoły jazdy w Tomaszowie Mazowieckim. - Poza tym my godzin pracy sobie nie wybieramy, jeździmy wtedy, kiedy kursanci mogą, a mogą najczęściej po pracy czy po szkole.
Zdaniem Andrzeja Guszkowskiego, właściciela szkoły jazdy w Bełchatowie, wystarczyłoby więcej zrozumienia ze strony kierowców. - Nikt do Piotrkowa nie zabiera kursantów, którzy nie potrafią płynnie się poruszać - zapewnia. - Może problem tkwi w tym, że "elki" jeżdżą zgodnie z przepisami i przeszkadzają tym, którzy się śpieszą?
Aleksandra Tyczyńska POLSKA Dziennik Łódzki