Inni felietoniści
Felietony pozostałych autorów
Zbiór felietonów napisanych przez niezależnych autorów.

wpisów

Polityko, polityko, cóżeś ty za pani
Środa, 12 listopada 2014
Polityka - co za obszar rzeczywistości! Jednych pociąga, pasjonuje, angażuje lub choćby tylko interesuje, innych odpycha, zniechęca, odstrasza, irytuje, denerwuje. Do której grupy należę ja? Zdecydowanie do tej drugiej, choć wiem, jak ważny wpływ ma polityka na nasze życie. Dlaczego jednak ustawiam się contra? Bo polityka, którą znam jest brudna, brutalna, egoistyczna. Mój przyjaciel twierdzi, że takich mamy polityków, jakich wybraliśmy. Trudno się z tym nie zgodzić, ale...

Jest takie powiedzenie, którym kwituje się często narzekania jednego z małżonków na drugiego: „Widziały gały, co brały”. Rzecz w tym, że gały nie zawsze widzą i nie dlatego, że niedowidzą, ale dlatego, że ta druga strona niczym kameleon ukazuje się w barwach takich, jakie są dla niej w danym momencie najkorzystniejsze.

 

Nie chcę się tu wymądrzać na temat polityki, nie lubię jej, nie znam się na niej wystarczająco, ale żyję tu i teraz i chcąc czy nie, w jakimś stopniu muszę doświadczać jej nieciekawego smaku. Zbliżają się kolejne wybory. I znów hasła, hasła, hasła. I obietnice, obietnice, obietnice. I narzekania, narzekania, narzekania. Wskazywanie tego, co jest źle, jakby Iksiński sam tego nie widział i nie wiedział. No bo przecież wiem, że za długo się czeka w kolejce do lekarzy specjalistów, że nie ma pieniędzy na wiele spraw, choć są to sprawy ważne i pieniądze na ich załatwienie być powinny, że jedni zarabiają za dużo, a drudzy za mało, że brakuje miejsc pracy, że politycy się kłócą, że niektórym emerytom brakuje na leki, że dużo młodych wyjeżdża z Polski w poszukiwaniu lepszego życia... Wiem to. I jeśli w kampanii przedwyborczej kandydaci „na” bombardują mnie takimi ogólnikami, obiecując, że oni sprawią, że będzie lepiej, to ja im po prostu nie wierzę. A najśmieszniejsze jest to, że takie same obiecanki serwują nam także ci, którzy do tej pory już byli uczepieni różnych szczebli władzy i nie zrobiwszy nic albo niewiele, obiecują, że w następnej kadencji to już dokonają cudów i zaspokoją oczekiwania rodaków. A ja chciałabym wiedzieć, jak to zrobią. Ja oczekiwałabym, żeby dany kandydat na dane stanowisko podał mi nie całą litanię obiecanek, lecz wskazał przynajmniej jedno zjawisko w naszej rzeczywistości, które on uważa za negatywne, dokonał jego analizy i podał konkretne pomysły na rozwiązanie problemu. I jeszcze oczekiwałabym, żeby ci, którzy sprawowali władzę do tej pory, nie mówili w kampanii przedwyborczej, co zrobią, ale co zrobili. I z tego, co zrobili powinna wynikać celowość ich dalszego urzędowania. I tu dla oddania sprawiedliwości muszę zaznaczyć, że niektórzy politycy rzeczywiście takie rozliczenie zaprezentowali wyborcom, ale ilu jest takich w skali kraju? Poza tym ja w tym felietonie tylko zaznaczam pewne rzucające mi się w oczy zjawiska i zgodnie z wyznawaną przeze mnie zasadą, że niczego nie należy uogólniać, nie chciałabym, by czytelnik robił to, czytając mój tekst. Wszak są wyjątki!

 

Kolejne irytujące mnie zjawisko to ulotki, plakaty, reklamy. A na nich twarze, twarze, twarze. Wszystkie takie ładne, takie życzliwe, takie starające się przypodobać. I hasła. Bzdurne, nadęte, nieprzekonujące. Nie wiem, czemu startującym w wyborach wydaje się, że jak pokażą swoją twarz na dziesiątkach, a może i setkach dużych plakatów rozwieszonych w całym mieście, to zostaną wybrani. Na mnie to nie działa. Jeśli nie znam tego człowieka, to jego uśmiech przymilający się z plakatu nie sprawi, że zajmę wobec niego jakieś stanowisko. Najwyżej wzbudzi we mnie irytację, że ktoś wydał niepotrzebnie mnóstwo pieniędzy (bo te wszystkie ulotki i plakaty są kolorowe, wykonane z dobrego papieru , które można by pożytecznie zużyć gdzie indziej, np. wspierając walczące o życie dziecko.

 

Poza tym kandydaci „na” lub „do” są często natrętni, przychodzą do mieszkań swoich wyborców, „częstując” ich ulotkami i jeszcze wyrażając nadzieję, że właśnie na nich się zagłosuje.

 

I inne jeszcze refleksje nachodzą mnie w ten czas przedwyborczy. Dlaczego do polityki pchają się ludzie często bez kompetencji i odpowiednich ku temu predyspozycji? Dlaczego ludzie zacni, mądrzy unikają tej sfery działalności? Dlaczego polityką interesują się przede wszystkim ludzie starsi, a młodym, mobilnym na ogół zwisa to i powiewa?

 

Myślę o tym, spacerując ulicą mojego miasta. A na drzewach ostatnie liście drżą i tulą się do gałęzi przed ostatecznym rozstaniem. Dobrze, że w miastach również rosną drzewa, choć mogłoby ich być więcej. I myślę, czemu w ofertach wyborczych nie usłyszałam, że zostanie posadzonych więcej drzew, np. na sporym jeszcze ocalałym placu pomiędzy ul. Polną i Modrzewskiego, gdzie dogorywa Strawka. Może udałoby się zagospodarować ten teren na jakiś nieduży park z ławeczkami? Tyle tu wokół bloków, ale na spacer wyjść nie ma gdzie, chyba że do Focus Mall.


A ludziom drzewa także są potrzebne do życia.

 

Wkrótce wybory, a ja nadal nie wiem, na kogo zagłosuję. A ile ludzi wie? A może jeszcze jest czas, by się dowiedzieć?

 

Gaja


Pozostałe felietony autora:
 Był sobie człowiek...
 O sensie pisania
 Życie po południu
 Tylko koni żal...

Komentarze (2)
czytelniczka
~czytelniczka (Gość)
14.11.2014 10:05

miałam wrażenie, że czytam własne myśli. Ciekawe, czy dużo osób ma takie samo wrażenie?

czytelniczka
~czytelniczka (Gość)
14.11.2014 10:01

czytając artykuł miałam wrażenie, że czytam własne myśli. Ciekawe czy inni czytelnicy też odnoszą takie wrażenia.

reklama

Społeczność

Doceniamy za wyłączenie AdBlocka na naszym portalu. Postaramy się, aby reklamy nie zakłócały przeglądania strony. Jeśli jakaś reklama lub umiejscowienie jej spowoduje dyskomfort prosimy, poinformuj nas o tym!

Życzymy miłego przeglądania naszej strony!

zamknij komunikat