Mariusz Gębski był ordynatorem interny w Powiatowym Centrum Matki i Dziecka w Piotrkowie, później także koordynatorem oddziału wewnętrznego w tomaszowskim szpitalu, dziś szefuje internie w szpitalu w Wieluniu. Tak jak wielu jego kolegów zachorował na COVID-19.
- Nie jestem zaskoczony wzrostem liczby zachorowań – mówił w środę w Strefie FM. - Już dwa miesiące temu mówiłem na antenie piotrkowskiego radia, że jeśli nie będziemy stosować się do prostych zasad, to… sytuacja będzie taka jak w tej chwili. Niestety jest grupa ludzi, która neguje istnienie wirusa. Ale obecna sytuacja wszystko weryfikuje - czy jest wirus, czy nie. Codziennie oglądamy tomografie pacjentów i widzimy, co się dzieje w ich płucach. Czasami są to przerażające obrazy. Trafia do nas pacjent z koronawirusem, przychodzi na własnych nogach, a za chwilę już nadaje się do intubacji, ta choroba potrafi zaatakować naprawdę szybko. Myślę, że zachorowań będzie więcej. Kiedy przyjmujemy pacjenta, to przecież nie wiemy czy miał on kontakt z osobą zakażoną, czy nie. Akcja „Nie kłam medyka nadal obowiązuje”, trzeba mówić prawdę. Rozumiem, że dla niektórych izolacja to dość ciężkie doświadczenie. Sam przechorowałem 30 dni. Teraz jest trochę łatwiej, bo nie trzeba robić dwóch testów kontrolnych.
W czasie pandemii to właśnie lekarze i pozostały personel medyczny powinien być chroniony w sposób szczególny, bo istnieje ryzyko, że za chwilę nie będzie miał nas kto leczyć. - Nie od dziś wiadomo, że w Polsce mamy za mało lekarzy, dziś mówi się, że brakuje ich nawet 60 tys., pielęgniarek ponoć jeszcze więcej. Od wielu, wielu lat lekarze wyjeżdżają, bo w kraju wiadomo, jakie mamy warunki i za bardzo nic się nie poprawia – dodaje dr Gębski. - Na oddziale mam wśród kadry ozdrowieńców, to daje jakąś nadzieję, chyba rzeczywiście nabyli odporność, bo codziennie mają kontakt z pacjentami, a jednak testy wychodzą nam ujemne.
W związku z rosnącą wciąż liczbą dziennych zakażeń SARS-CoV-2 pojawiły się problemy z miejscem w szpitalach dla chorych na COVID-19. Odczuwa to piotrkowski szpital wojewódzki. Choć w naszej placówce nie leczy się pacjentów z koronawirusem, czasem przebywają w izolatorium nawet 2 dni, bo trudno znaleźć dla nich miejsce w innych placówkach. Podobnie jest w szpitalu w Wieluniu. - Mam w tej chwili pacjenta, w moim wieku, poddusza się. Nie wiem, co mam z nim zrobić, bo jest problem z miejscami w szpitalach – mówi szef tamtejszej interny. - Nie leczymy u nas w Wieluniu pacjentów z COVID-19, ale czasem są u nas w izolatorium po 2 – 3 dni, bo nie ma ich gdzie umieścić. Do zeszłego tygodnia jeszcze jakoś to funkcjonowało, teraz jest coraz gorzej.