“Spółka z ograniczoną odpowiedzialnością”, bo tak nazywał się piotrkowski big-band, zaczynała w piotrkowskim MOK. Nasza miejska placówka, utworzona w roku 1979 i kierowana wtedy przez Zbigniewa Bujakowskiego borykała się z poważnymi problemami lokalowymi. Co prawda w 1981 roku MOK otrzymał pomieszczenia przy ulicy Farnej 8, ale nie nadawały się one do użytku. Tymczasową siedzibą tej instytucji, na pewien czas, były trzy pomieszczenia odziedziczone po sklepie PSS Społem przy ulicy Grodzkiej 2.
Tam właśnie odbywały się w 1983 roku pierwsze próby big-bandu. Jazzowa muzyka ery swingu rozbrzmiewała po wąskich uliczkach starego miasta, zaskakując zwłaszcza “tubylców” na co dzień zajętych trudem przetrwania, w tym i często leczeniem kaca.
My Blue Life - Spółka z o.o.
“Spółka z ograniczoną odpowiedzialnością”, zadebiutowała w VIII Ogólnopolskim Przeglądzie Piosenki i od razu zdobyła wyróżnienie.
Przez kilka lat cały zespól, jak i jego założyciel i dyrygent otrzymywali nagrody i uznanie podczas rozmaitych przeglądów i muzycznych festiwali.
Zanim narodził się prawdziwy big-band, przez jakiś czas stanowiliśmy mały zespół, który akompaniował wokaliście Markowi - późniejszemu dyrygentowi i twórcy big-bandu. Graliśmy wtedy najczęściej w pomieszczeniu pod sceną Wojewódzkiego Domu Kultury. Wspaniale wspominam ten okres, kiedy powiększał się nasz skład i samo przejście do MOK, już jako big-band. Po latach uważam, że najsilniejszą stroną naszej kapeli była sekcja rytmiczna. Ale! Cała reszta to najlepsi muzycy, jakich dało się w mieście i okolicy do tego pomysłu namówić. Przypominam sobie też, że po latach był taki moment, kiedy jeden ze sponsorów wyposażył nas w specjalnie zaprojektowane stroje. Na scenie byliśmy ubrani w białe spodnie i kolorowe koszulki jednakowego fasonu, ale... o różnej kolorystyce, w zależności od sekcji instrumentów - wspomina Jarosław Widera, “etatowy” gitarzysta big-bandu.
Muzyka grana przez big-bandy zostawia mało miejsca na inwencję muzyków. Dlatego bardzo ważne było pozyskiwanie dobrych aranży i partytur do repertuaru. Były to czasy bez Internetu i bez możliwości łatwego kontaktu ze światowym dorobkiem w tej dziedzinie. Dzięki osobistym staraniom Marka udało się pozyskać nuty (aranże), często zza oceanu, co bardzo nam wtedy pomagało… - wspomina Janusz Walter grający w “Spółce” na pianinie
Jak wspominają po latach inni muzycy big-bandu, Zbigniew Bujakowski- ówczesny dyrektor MOK, organizował co roku dla uczestników projektu wyjazdy szkoleniowe do atrakcyjnych miejscowości w Polsce. Przez dwa tygodnie, codziennie, przez kilka godzin zespół ćwiczył nowe utwory, natomiast wieczorem muzycy często dawali się uprosić i obsługiwali swoim składem odbywające się okoliczne dancingi i inne imprezy.
Jak opowiedział nam Włodzimierz Pytlos, basista big-bandu, na zakończenie jednego z pobytów szkoleniowych w Polanicy Zdroju, “Spółka z Ograniczoną Odpowiedzialnością” dała kuracjuszom jeden ze swych najlepszych koncertów zakończony powszechną owacją zgromadzonej publiczności.
W roku 1987 Big-Band pożegnał piotrkowski MOK i przeszedł pod skrzydła Domu Kultury “Gwarek“ przy Fabryce Maszyn Górniczych. Miało to swoje dobre strony, bo muzycy otrzymywali oprócz opieki organizacyjnej ze strony zakładu niewielkie wynagrodzenia. Niestety. Jak twierdzą niektórzy, oczekiwania i klimat, jaki tam panował, nie przypadł do gustu muzykom. W roku 1990 postanowili oni rozwiązać formację. Trzeba też dodać, że piotrkowska PIOMA nie była już wtedy w stanie wspomagać działalności kulturalnej miasta, na poziomie do jakiego byliśmy przyzwyczajeni.
Jak przed laty powiedział mi twórca i dyrygent Marek Kuciapiński, jednym z najpoważniejszych problemów, który przyczynił się w końcu do zakończenia działalności zespołu było ogarnięcie organizacyjne licznego składu i związane z tym nieobecności na próbach.
Wielkimi krokami nadchodziły nowe czasy, w których coraz mniej liczyła się pasja, a coraz więcej zarabianie pieniędzy…