Kubę, prowadzącego kanał „Irytujący historyk” odwiedziliśmy we Włodzimierzowie, gdzie już od wejścia zastaliśmy zabytkowe samochody i inne historyczne artefakty, a - jak sam podkreśla - tą tematyką interesuje się od zawsze. - Miałem mniej więcej dwa lata, kiedy pierwszy raz w starym, radzieckim telewizorze, który stał u dziadka, zobaczyłem w programie Telewizji Polskiej Bogusława Wołoszańskiego. Do końca nie jestem pewien czy to jest przyczyna mojej fascynacji historią, ale myślę, że sam fakt, że to pamiętam ma z tym jakiś związek. Nie było w domu jakichś szczególnych antyków, ani książek, a mimo to historia gdzieś od drugiego roku życia była we mnie… Może z poprzedniego życia mi zostało? - śmieje się.
Nasz rozmówca ukończył III LO w Piotrkowie na profilu historia, prowadził powiązaną z nią działalność społeczną, a także studiował ten kierunek w piotrkowskiej Filii UJK i właśnie tam w 2012 swoje początki ma kanał „Irytujący historyk”. - Prof. Marek Dutkiewicz, promotor mojej pracy dyplomowej, powiedział mi, że do Piotrkowa przyjechał reżyser z Warszawy, czyli pan Sławek Keller, który kręci film o legionach, a że profesor wiedział o mojej działalności społecznej i zainteresowaniach, zaproponował, żebym pomógł nakręcić parę scenek. Skorzystałem z okazji, dogadałem się z panem Kellerem i wystąpiliśmy w filmie „Wanda czeka na legiony”. Po skończeniu filmu Sławek podszedł do mnie i powiedział, że mam „gadane” i nadałbym się do telewizji. Ja się roześmiałem i powiedziałem, że ciekawe, kto niby mnie do niej przyjmie, a on
odpowiedział: Przecież jest internet, tam każdy może spróbować.
Kuba niedługo potem zorganizował swoją pierwszą kamerę, rozpisał kilka pomysłów i w 2013 powstał kanał i pierwszy krótki materiał, który do tej pory jest dostępny na YT. - Mój kanał nie jest właściwie o historii, a raczej o moich osobistych doświadczeniach z nią związanych. Staram się
pokazać to, co zobaczyłem, dotknąłem, gdzie pojechałem. Często spotykam się zresztą z zarzutami, że jak robiłem filmy o broni, to było dobrze, a teraz robię o wszystkim i o niczym, a przecież w opisie kanału wyraźnie mówię, że to tak ma wyglądać. Ostatnio zrobiłem np. bardzo fajny moim zdaniem materiał o tzw. sławojkach, bo miałem ze znajomym stolarzem fascynującą rozmowę na temat budowania toalety na działkę i okazało się, że za prostą drewnianą budką stoi historia awansu cywilizacyjnego setek tysięcy ludzi w II RP. Jest to więc kanał o moim osobistym odkrywaniu historii.
Obecnie kanał Kuby ma blisko 170 tys. subskrypcji, znajduje się na nim przeszło 100 filmów, choć są i takie, które youtuber usunął, bo z perspektywy czasu nie spełniały jego oczekiwań, a najpopularniejsze z materiałów mają ponad 1 milion wyświetleń.
Zapytaliśmy Kubę, co poradziłby osobom chcącym założyć własny kanał i spróbować swoich sił na YouTubie. - Najważniejsze w tworzeniu kanału? Zabrzmi trywialnie, ale posiadanie szczerej pasji. Jeśli popatrzę na scenę youtubową, to znam takie kanały, które są robione od strony technicznej dramatycznie i nagrywane byle jak postawionym telefonem i mają kilkukrotnie więcej subskrybentów ode mnie. Skąd się to bierze? Są autentyczne i widać w nich pasję. Ważne również jest, by być konsekwentnym i po prostu to robić, po czasie będzie widać efekty. Internet wyczuwa nawet najmniejszą nutkę fałszu, a jeśli ktoś chce się tylko „sprzedać” i tylko szybko zebrać subskrypcje, to nie zbuduje autentycznej, szczerej i zaangażowanej widowni – podpowiada.
Kuba podkreśla, że na pewno najważniejszy nie jest wysokiej jakości sprzęt i często jest przyjemnie patrzeć na stopniowy rozwój autora. Mówi, że widział kanały robione technicznie bardzo profesjonalnie, ale nie było „ognia w oczach prowadzącego” i oglądalności też nie ma. Nasz rozmówca podkreśla, że trzeba zadbać o chwytliwy tytuł i atrakcyjną miniaturę, żeby zwiększyć klikalność materiału, ale też twierdzi, że nie tylko to jest ważne, a czasem jeden właściwy widz jest więcej wart od tysiąca przypadkowych.
Youtuber zaznacza też, że pomimo dużej ilości kanałów wciąż jest miejsce na nowe, a ludzie coraz szerzej korzystają z platformy, zastępuje ona poradniki czy książkę kucharską. - To bardzo fajny rynek. Patrząc z mojego poletka, to nie działa tak, że jest miejsce tylko na jeden kanał historyczny, wręcz przeciwnie, dla kogoś, kto się tym interesuje różnorodność jest dobra i lepiej mieć takich opcji dwadzieścia. Jeden nie wyklucza drugiego i raczej nie ma jakiejś przesadnej rywalizacji, choć również się zdarza. Dużo częściej autorzy się nawzajem oglądają, trochę jak na niedzielnym bazarku – każdy się zna, przyjeżdża ze swoim towarem pohandlować, ale miło też wspólnie pogadać czy wymienić się fantami – mówi.
A czy da się wyżyć z prowadzenia kanału? Kuba twierdzi, że jak już osiągnie się pewien poziom oglądalności, to można bardziej się na tym skupić, tworzyć gadżety, organizować spotkania itd., ale sam poleca inną drogę. - To nie jest tak, że sukces jest dany raz na zawsze i niewielu jest sławnymi przez lata. Świetnym przykładem jest youtuber z Łodzi, Niekryty Krytyk, który był w pewnym momencie chyba najsławniejszy w tej branży w Polsce, a dziś mało kto o nim pamięta. Mój kanał zarabia sam na siebie, więc mogę robić fajne rzeczy, do których nie dokładam. Jednak mam takie doświadczenia, że dzięki tej rozpoznawalności promuje inne, powiązane z nim umiejętności, a później dostawałem zlecenia i zbudowałem sobie taką pozycję zawodową, że nawet jak kanału zabraknie, to sobie poradzę – tłumaczy.
- Może jeszcze jedna porada i to jest coś, co nie zawsze mi się udaje. W internecie warto być konkretnym i nie lać za dużo przysłowiowej wody. Mogę powiedzieć, że jeśli masz pasję, jesteś autentyczny, masz trochę umiejętności montażowych i potrafisz być treściwy, a ludzie otrzymują wartość w filmikach, to masz dużą szansę na odniesienie sukcesu – kończy Kuba Czerwiński.