Obwiniają też rząd o brak uregulowań, które pomogłyby przetrwać rolnikom załamanie na rynku skupu żywca m.in. spowodowane wykryciem w Polsce choroby afrykańskiego pomoru świń. Rolnicy z powiatu piotrkowskiego (który jest prawdziwym zagłębiem produkcji trzody w województwie łódzkim) postanowili zaprotestować. Zebrali się i 6 marca, w sile ok. 250 osób (wsparci dodatkowo ok. 200 rolnikami z ościennych powiatów), ruszyli pod Urząd Wojewódzki w Łodzi, gdzie na ręce wojewody złożyli petycję z konkretnymi postulatami. Czego żądają nie tylko w imieniu własnym, ale i nas – konsumentów?
Wszystko zaczęło się od... dwóch dzików znalezionych tuż przy wschodniej granicy. Dodajmy – dzików zarażonych niezwykle groźną chorobą – afrykańskim pomorem świń (patrz obok). Niemal natychmiast granice dla naszego mięsa zamknęła (i to na 3 lata!) Rosja, ale nie tylko ona. Ceny skupu zaczęły gwałtownie spadać.
Korzystają pośrednicy, tracą producenci i konsumenci
Ale – zdaniem producentów – nie tylko w zamkniętych granicach leży problem.
- Tak to argumentują pośrednicy, aczkolwiek mamy w tej chwili w Polsce pogłowie 11 mln sztuk. To bardzo mała ilość. Myślę, że na naszym rynku sami bylibyśmy w stanie zjeść to, co wyprodukujemy, nie posiłkując się żadnym eksportem na Wschód czy Zachód. Ale sytuację bardzo sprytnie wykorzystali pośrednicy, wyciągając wielkie pieniądze z naszych portfeli. Oczekujemy jakiegoś interwencyjnego skupu. Poza tym chcemy, żeby sprawą zainteresował się Urząd Ochrony Konsumentów czy Urząd Antymonopolowy, żeby zbadano ewentualną zmowę cenową zakładów mięsnych. To jest krzywdzące nie tylko dla nas, ale i dla państwa – dla konsumentów - mówił dzień przed wyjazdem do Łodzi Alfred Leśniewski, sołtys wsi Janówka w gminie Rozprza, współorganizator protestu. - W ostatniej sprzedaży cena była ok. 6 zł za kilogram, teraz spadła do 4 zł, a nawet do 3,5 zł. Ja jestem szczęściarzem, bo udało mi się sprzedać tuczniki jeszcze w cenie 5 zł, ale rolnicy tacy jak ja dziennie mają jakieś tysiąc zł straty. Takie są koszty tego afrykańskiego pomoru świń. Ale problem jest inny. Dużo korzystają z tego pośrednicy. Oni skupują teraz tuczniki bardzo tanio. A sprzedają... Byłem ostatnio w sklepie i specjalnie kupiłem kilogram cienkiej kiełbasy. Proszę sobie wyobrazić, że kosztuje 23 zł. Przecież to jest porażające, jeżeli kupują tuczniki po 4 zł, a sprzedają kiełbasę (do której jeszcze doleją 50 czy 30% wody) za 23 zł. Pytanie, dlaczego ceny wędlin nie spadły co najmniej o 15%. Jesteśmy zbulwersowani taką sytuacją na rynku. Oczekujemy jakichś konkretnych działań ze strony rządu – mówił Leśniewski.
- Według kalkulacji prowadzonych przez naszą Izbę Rolniczą, w obecnej sytuacji rynkowej ekonomiczny wynik chowu trzody chlewnej jest ujemny i pociąga za sobą straty znacznie przekraczające 150 zł na każdej sztuce. Uważamy, że bez odpowiednio energicznych działań ze strony polskiego rządu, wiele gospodarstw hodowlanych zmuszonych będzie do zaprzestania produkcji, a problemy z odbudowaniem stad bezwzględnie wykorzystają nasi konkurenci – piszą w petycji do premiera piotrkowscy rolnicy.
Petycję z postulatami 6 marca odebrał od protestujących wicewojewoda Paweł Bejda i... – Powiedział, że zrobi wszystko, żeby nam pomóc – relacjonują uczestnicy manifestacji.
Sytuacja gospodarstw jest dramatyczna
- To dramatyczna sytuacja naszych gospodarstw doprowadziła do tego, że zdecydowaliśmy się na protest – dodaje Andrzej Jaros, radny powiatu piotrkowskiego i jednocześnie duży producent trzody chlewnej z Wolborza, który obok Janusza Terki z gminy Łęki Szlacheckie, Kamila Gajdy z Wolborza, Alfreda Leśniewskiego z Rozprzy i Tomasza Kowalskiego z Gorzkowic znalazł się w komitecie organizacyjnym protestu i został jego przewodniczącym.
- Zagrożony jest nasz byt, nasza przyszłość. Produkcja trzody chlewnej w Polsce schodzi po równi pochyłej w dół. Z roku na rok coraz mniej produkujemy, bo to bardzo mało opłacalny kierunek i bardzo chimeryczny (kiedyś produkowaliśmy 20 mln świń rocznie, teraz 11 mln; gdyby zamknąć granice, nie starczyłoby na nasz krajowy rynek). Nie mając powiązań w ubojniach, rzeźniach, jesteśmy skazani na grę rynkową dużych podmiotów. Jesteśmy dopiero na etapie tworzenia grup producenckich, które mogłyby wspólnie coś zdziałać. Jeśli taka jak obecnie sytuacja potrwa jeszcze pół roku, to nas nie ma. A przecież produkcja trzody chlewnej to olbrzymie koło napędowe całej gospodarki, które daje możliwość zarobienia ogromnej liczbie podmiotów. Jeżeli w dobrym okresie za tucznika braliśmy 700 zł, to mieliśmy z tego zysku 50 zł (w tamtym roku ok. 5%). Żeby zarobić, trzeba mieć co najmniej tysiąc sztuk (Unia mówi – małe podmioty nie mają racji bytu). Wielu rolników zainwestowało więc w duże budynki, żeby sprostać konkurencji. Są więc zadłużeni, bo rok 2013 był takim czasem, kiedy nam się opłacało i dało nadzieję, że w perspektywie będzie szansa utrzymania się i spłacenia kredytów. Poza tym przy hodowli trzody chlewnej trzeba obracać kredytem bankowym, bo żaden z nas nie ma takiego zysku, by móc z własnych pieniędzy wyłożyć kwotę na obrót (zakup prosiąt, paszy itd.) Dlatego każde tak gwałtowne tąpnięcie, gdzie w ciągu miesiąca zabrano nam 150 zł na tuczniku, powoduje dramat. Jeśli sytuacja potrwa kilka miesięcy – jesteśmy bankrutami. A nie jest to sytuacja, którą powinniśmy przewidzieć (afrykański pomór świń) – dodaje Jaros i tłumaczy, dlaczego zamknięcie granicy wschodniej tak nas dotknęło.
- Zderzenie pojazdów przy Hali Targowej w Piotrkowie. Kierowca wymusił pierwszeństwo
- Ścieżka rowerowa Piotrków - Przygłów oficjalnie otwarta
- Policja apeluje o bezpieczną podróż podczas świątecznych wyjazdów
- ZUS wypłacił ponad 151,2 tys. świadczeń "Aktywnie w żłobku" na 214,4 mln zł
- Pożar ciężarówki na A1
- Miejskie wigilie w regionie. Piotrków, Bełchatów, Opoczno, Tomaszów, Łódź
- Ponad 1,3 mln zł umorzonej pożyczki
- Wspólne działania policji i straży leśnej. Patrolują okoliczne lasy
- Wyłudzał pieniądze za pomocą BLIK-a