Za tobą wyprawa na Ararat…
Jerzy Krawczyk: 29 maja wyleciałem z Polski na wyprawę na Ararat, połączeniem przez Kijów, Stambuł, Van do Dogubayazit. Trzy pierwsze etapy podróży odbywały się samolotem, ostatni etap to była podróż samochodem z kurdyjskim kierowcą po autostradzie, która jest ciągle w budowie. Wrażenia ,więc zaczęły się tuż po wylądowaniu w Van.
Jak wyglądały poszczególne etapy wejścia na Ararat? To chyba nie jest łatwa góra?
– Góra technicznie nie jest trudna, jest natomiast kapryśna, jak wszystkie góry, które wystają znacznie ponad poziom terenu. Wejście rozpoczęliśmy z poziomu 2 tys. m n.p.m. Dookoła nas wszystkie wierzchołki miały poniżej 4 tys. metrów, niemniej my postanowiliśmy wybrać się na szczyt, który mierzy ponad 5 tys. m n.p.m. (dokładnie 5137 m). Pogoda kręci się wokół tej góry, co oznacza, że w ciągu 2-3 godzin może zdarzyć się wszystko. Temperatura z -15 stopni Celsjusza może nagle podskoczyć do 5 stopni Celsjusza, a śnieg może zamienić się w deszcz.
Ile dni trwała ta wyprawa?
– Podejście aklimatyzacyjne zajęło nam jeden dzień i miało ono miejsce na wysokości około 3400 m n.p.m. Następny obóz mieliśmy na wysokości 4 tys. m n.p.m. Jedna doba na aklimatyzację to jest minimum, trzeba ją odbyć bowiem na wysokości zmienia się ciśnienie, a co za tym idzie saturacja krwi, jej nasycenie tlenem. Organizm musi mieć czas na przystosowanie się do nowych warunków. Im dłuższy czas spędzony w obozach przejściowych tym lepiej wchodzi się wyżej.Mówisz: mieliśmy, rozpoczęliśmy. W wyprawie na Ararat nie byłeś sam?
– Nie, nie byłem sam. Było nas czworo Polaków – trzech mężczyzn i kobieta oraz dwóch Kurdów – przewodnik i kucharz.Czy było coś, co cię zaskoczyło podczas tej wyprawy?
– Ten projekt dla mnie był sprawdzianem, chciałem się przekonać, jak mój organizm poradzi sobie na tak dużej wysokości, bowiem docelowo chcę sie wybrać w inny rejon świata. Natomiast, tak jak już wspomniałem, technicznie ta góra nie jest trudna. Jedyne trudności stanowią tam pogoda i ciśnienie.