Każdy z członków eskapady na dach Europy dokładnie przygotował się do tej wyprawy. - Mieliśmy specjalistyczne szkolenia alpinistyczne. Jednak przygotowania dla każdego z ośmiorga uczestników były indywidualne - mówi Wojciech Drząszcz. - Było to spowodowane tym, że każdy z nas ma rodzinę. Każdy sam wypoczywał i między innymi w ten sposób przygotowywał się, bo nastawienie mentalne jest tak samo ważne, jak fizycznie. Nie jest to przedsięwzięcie, do którego można podejść „tak po prostu".
Grupę piotrkowskich śmiałków żegnały ich rodziny. Jak mówią najbliżsi podróżników, niepokój mieszał się z dumą. - Mam świadomość tego, że jest to niebezpieczna wyprawa, ryzykowna, więc nie ukrywam zdenerwowania. Mam nadzieję, że będzie wszystko dobrze, że przywiozą zdjęcia i wrażenia, żeby było o czym wspominać. Szanuję plany męża, tak jak on moje - mówi żona jednego z uczestników. - W małżeństwie trzeba szanować swoją wolność, by każdy mógł realizować swoje marzenia. A skoro oni tak właśnie sobie wymarzyli, a do tego zebrali się w sporej grupie, to niech się dobrze i bezpiecznie bawią.
Około godz. 10. następnego dnia piotrkowianie dotarli do miejsca, gdzie znajduje punkt będący początkiem ich wspinaczki. - Właśnie jesteśmy przy gondoli, która wywozi chętnych do zdobycia szczytu Mont Blanc - relacjonował uczestnik wyprawy przez połączenie telefoniczne. - Dojechaliśmy, za moment rozbijemy namioty i zregenerujemy siły po podróży. Drogę do tego miejsca pokonaliśmy bez przeszkód. Humory nam dopisują. Przez chwilkę mogliśmy dojrzeć szczyt, który teraz zasłoniły chmury. Nasze zadanie na dzisiaj (13 sierpnia 2010) to odpoczynek, a jutro zaczynamy aklimatyzację. Cała nasza grupa przesyła pozdrowienia dla rodzin, znajomych i tych, którzy nam kibicują.