- Czasy się zmieniły. Teraz ludzie kupują mniej, szybciej, mają inne, ważniejsze sprawy niż poświęcanie czasu na zakupy. A na “Balcerku” jest wiele niedogodności, przede wszystkim za mały parking - takiego zdania jest Marek Grygiel, sadownik handlujący niegdyś na “Balcerku”, a teraz przy “Kwadracie”.
- Zmienia się wszystko. 20 lat temu sprzedawałem jednego dnia 300 kilogramów wiśni, bo ludzie mieli inne upodobania. Młodzi robili przetwory. Teraz stopa życiowa się podniosła, wokół pełno supermarketów, a ludzie kupują produkty z ulepszaczami. Zmniejszyła się zatem liczba klientów na targowiskach. Po drugie zmienił się sposób kupowania. Na “Balcerka” przyjeżdża, dajmy na to, młoda kobieta. W szybkim tempie, z kluczykami w ręce podbiega do straganu, raz dwa kupuje co trzeba i leci do auta, bo jej się spieszy. To ma trwać kilka minut. A tam jest tak - parking na kilkanaście samochodów, z czego 10 aut należy do pracowników pobliskich sklepików. Nie ma gdzie zaparkować. Ustanowienie targowiska jest sprawą biznesu, a najgorzej, jak zajmie się tym urzędnik, który nie ma zielonego pojęcia o tym. Myślę, że te pawilony, które są na targowisku, powinny być ustawione po lewej stronie, przy samej granicy. Cofnąłbym je trochę dalej, żeby ludzie tam weszli. Jak jest w supermarkecie? Żeby dojść po chleb, musimy minąć najpierw sto innych półek, z których zawsze coś sięgniemy. Parking powinien znajdować się wewnątrz, aby ludzie mogli spokojnie wjechać i wyjść sobie do straganów. A tam jest na odwrót - mówi Grygiel.
Opowiada, że na początku owszem - handel szedł, ludzie byli, ale powoli (ku zaskoczeniu) wszystko zaczęło zamierać. - Teraz jest tam mało ludzi. Bo kto będzie szedł po pomidory przez półtora kilometra? Zwłaszcza że po drodze mija się kilkanaście sklepów. Ja tam sprzedawałem i przestałem. Ludzie wiedzieli, że jestem producentem i miałem zawsze taniej. W związku z tym, że wciąż tam ktoś stoi, na pewno są jacyś klienci, ale nie ma na pewno tłumów, biorąc pod uwagę ilość ludzi mieszkających w pobliskich blokach - wyjaśnia Marek Grygiel.
Nieco innego zdania są handlujący tam kupcy. Nie twierdzą, że zarabiają miliony, ale można wyżyć za to, co się sprzeda. - Przy czynszach, jakie płacimy tutaj, można żyć. Nie wiemy, może wiaty, które chroniłyby przed wiatrem, zwerbowałyby tutaj trochę ludzi. Zresztą ja myślę, że nowi handlujący boją się po prostu konkurencji z naszej strony. My mamy “swoich” kupujących, którzy robią u nas zakupy od kilku lat. Jesteśmy dla nich sprawdzeni i wiedzą, że od nas zawsze dostaną dobry towar. A nowych trzeba sprawdzać i patrzeć, co mają do sprzedania. Boją się, bo wiedzą, że musieliby pobyć tutaj z rok, żeby pozyskać klienta, bo klient od razu nie pójdzie i nie przerzuci się na zakupy u nowego. To jest tak samo, jakbym ja teraz poszedł gdzieś pomiędzy innych, starych handlowców i próbował się wśród nich przebić. Zanim klient mnie wybierze, wypróbuje, musi upłynąć trochę czasu. A może minąć trzy miesiące i mogę stracić pieniądze. Tak samo jest z nimi - wyjaśnia mężczyzna sprzedający warzywa i owoce na “Balcerku”.
- Ale ten rynek się rozwija. My tutaj mamy rynek z prawdziwego zdarzenia: jest utwardzony kostką, są czyściutkie toalety, wszystkie warunki, jeśli chodzi o bazar są spełnione. Jesteśmy w części młodego osiedla, na którym powstają dopiero nowe bloki i z czasem będzie coraz więcej ludzi - dodaje jedna z handlujących tam kobiet.
Ciekawość wzbudza jednak podzielona opinia na temat, czy przychodzi tam mało czy dużo osób. Niektórzy twierdzą, iż kupujących jest wielu, o czym świadczy fakt, że jeszcze tam nie przestali handlować. Inni mówią zaś, że ludzi, zwłaszcza zimą, jest jak na lekarstwo. - Mnie tak bardzo nie zależy, bo nie żyję tylko z utargu tutaj, ale wydaje mi się, że ludzi, jak na targ, jest mało. A zimą to już w ogóle - jak na lekarstwo - mówi starszy mężczyzna.
Jakie zdanie na temat “Balcerka” ma Urząd Miasta? Zapytaliśmy, czy targowisko przy ulicy Modrzewskiego okazało się dla miasta dobrą inwestycją.
Budowa “Balcerka” zakończyła się w 2001 roku, a koszt jego wybudowania to 1.168.131,98 zł. - Miejsce to przeznaczone zostało przez miasto do handlu, aby zastąpić dotychczas działające targowisko na “placu Balcerowicza”, nazwanym tak przez handlujących i kupujących na cześć ówczesnego ministra finansów, dzięki któremu przedsiębiorcy mogli handlować np. na targowiskach. Zresztą prof. Balcerowicz był na tym placu i dostał od kupców w prezencie składane łóżko - symbol pierwszej “lady” dla niejednego przedsiębiorcy. Ponieważ “plac Balcerowicza” przez lata funkcjonował na terenach prywatnego właściciela, który miał zamiar własną nieruchomość wydzierżawić lub sprzedać (na tej działce dziś stoi Focus Mall), osoby tam handlujące musiały opuścić teren. Miasto przeznaczyło na targowisko najbliższą własną działkę obok “placu Balcerowicza”, czyli przy ul. Modrzewskiego, wychodząc tym samym naprzeciw i mieszkańcom, i handlującym, którzy przez lata przyzwyczaili się do targowiska w tej okolicy - podaje Elżbieta Jarszak, koordynator Zespołu Rzecznika Prasowego Prezydenta Miasta.
Jeśli chodzi o wpływy ze strony targowiska przy Modrzewskiego do budżetu miasta, to - jak podaje Urząd Miasta - z samej opłaty rezerwacyjnej za listopad 2011 roku wpłynęło 1.670 zł, plus opłaty targowe. Do tych wpływów doliczyć należy jeszcze czynsz dzierżawny od osób prowadzących działalność w pawilonach.
Skoro dawny „plac Balcerowicza” gromadził tylu handlujących i kupujących, dlaczego dziś jest tam tak mało ludzi, w porównaniu na przykład do ruchu, jaki odbywał się wokół straganików koło “Kwadratu”? Elżbieta Jarszak wyjaśnia, że popyt zależy od wielu czynników: od podaży, cen, zasobności portfeli kupujących, powstającej obok konkurencji, a nawet… robienia zakupów w ulubionym miejscu i wielu, wielu innych.
- Obecne targowisko przy ul. Modrzewskiego nigdy nie zastąpiło “placu Balcerowicza”, a powstało przecież tyko kilkaset metrów dalej! Dlaczego? Piotrkowski “plac Balcerowicza” wcześniej czy później podzieliłby losy o wiele większych bazarów, które też dziś już nie istnieją, jak łódzki “Górniak” czy warszawski bazar “Różyckiego”. Nasze miasto nie jest tu jakimś szczególnym wyjątkiem. Widocznie czasy były inne, może lepsze miejsce, może sprzedawcy nie płacili opłat targowych i mieli tym samym większe zyski na czysto, a może po prostu kupujący po owczym pędzie lat dziewięćdziesiątych i zachłyśnięciu się gospodarką wolnorynkową doszli do wniosku, że nie chcą już kupować mięsa ze straganu obok butów, mebli, płyt i kotów? Bo na “placu Balcerowicza” można było w latach dziewięćdziesiątych kupić wszystko. Dziś na targowiskach miejskich mamy przede wszystkim warzywa i owoce, sporadycznie odzież - mówi Elżbieta Jarszak.
Jak ma się handel na targowisku, które zastąpiło tak popularnego niegdyś “Balcerka”? Opinie są podzielone. Może jednak nie tak źle, skoro ciągle są tam i handlujący, i kupujący. A że nie w takiej liczbie, jak przed kilkunastu laty... Cóż, wszyscy się trochę zmieniliśmy.
Magdalena Waga