Pamiętam prezydenta...

Tydzień Trybunalski Czwartek, 15 kwietnia 20100
„Wszedł do kościoła. Klęknął. Pomodlił się. Potem rozmawialiśmy o historii naszego sanktuarium, jego mamie, kiepskiej pogodzie. Nie poklepywaliśmy się po plecach, nie sililiśmy się na rozmowę. Ze względu na jego posturę miałem chwilowo wrażenie, że rozmawiam z własnym ojcem.
Pamiętam prezydenta...

On nie był moim przyjacielem, ale był moim prezydentem." Właśnie w taki sposób o. Zdzisław Jaśko wspomina wizytę Lecha Kaczyńskiego w sanktuarium Matki Bożej Trybunalskiej w Piotrkowie. Podczas wizyty u Tej, która opiekuje się parlamentarzystami.

 

- O tym tragicznym wydarzeniu dowiedziałem się na Jasnej Górze. Przechodząc przez parking samochodowy, usłyszałem fragmenty rozmowy ludzi, ktoś mówił: "jak to samolot się rozbił?". Nie jestem wścibski, więc nie podszedłem i nie spytałem, o co chodzi. Chwilę później otrzymałem wiadomość z informacją, że prezydent nie żyje - wspomina o. Zdzisław Jaśko, jezuita, rektor kościoła i superior domu zakonnego i kustosz sanktuarium Matki Bożej Trybunalskiej.

 

Potem było zdziwienie, niedowierzanie i ogromny smutek. Superior dobrze pamięta tę chwilę. - Przez chwile nie wiedziałem, co mam z sobą zrobić. Czy zatrzymać się i zastanowić, pomyśleć o tym, co się stało, czy może czym prędzej pójść do kościoła. Dobrze pamiętam myśl, jaka pojawiła się chwile później w mojej głowie. Pomyślałem, że wielcy ludzie atakowani są przez zło tego świata. Do Jana Pawła II strzelano. Kaczyński zginął w katastrofie samolotu. Papież był wielki, prezydent zrobił dla kraju wiele dobrego. Zło świata nie chce dobrych ludzi. Skojarzyłem, że wielcy muszą zginąć w jakiś niesamowitych okolicznościach. Coś się dzieje i nie mogą swoich zamierzeń przeprowadzić do końca. Lech Kaczyński nie miał tylu wiernych po swojej stronie, którzy by się za niego modlili. Ojciec Święty miał miliony ludzi, którzy wyprosili jego dłuższy pobyt na Ziemi - mówi o. Jaśko.

 

Po powrocie z Częstochowy do Piotrkowa o. Zdzisław Jaśko przeglądał zdjęcia, na których widnieje razem z Lechem Kaczyńskim. W tym czasie nie krył wzruszenia.

 

- Ten człowiek zawsze wzbudzał we mnie szacunek. Byłem wiernym słuchaczem jego wystąpień. Wzbudzały moje zainteresowanie, bo było w nich wiele elementów naszej historii. To były przemówienia, które mogły być wygłoszone tylko w Polsce, na naszej ziemi. Nie w Brazylii, Ameryce czy Niemczech, tylko w Polsce. Zawsze mówił o miejscu, w którym był. Używając kolokwializmu, jego mowa nie była „sieczką" tylko często prawdziwą lekcją historii. On nie był public relation. To we mnie wzbudzało zachwyt - mówi o. Zdzisław.

 

 

Ewa Tarnowska

więcej w najnowszym numerze (15) „Tygodnia Trybunalskiego"

 

 

POLECAMY


Zainteresował temat?

0

0


Komentarze (0)

Zaloguj się: FacebookGoogleKonto ePiotrkow.pl
loading
Portal epiotrkow.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść wypowiedzi zamieszczanych przez użytkowników. Osoby komentujące czynią to na swoją odpowiedzialność karną lub cywilną.

Na tym forum nie ma jeszcze wpisów
reklama
reklama

Społeczność

Doceniamy za wyłączenie AdBlocka na naszym portalu. Postaramy się, aby reklamy nie zakłócały przeglądania strony. Jeśli jakaś reklama lub umiejscowienie jej spowoduje dyskomfort prosimy, poinformuj nas o tym!

Życzymy miłego przeglądania naszej strony!

zamknij komunikat