Z kolei dyrekcja wypowiedziała im umowy kontraktowe, które były zasadniczą częścią ich wynagrodzeń. Czy dojdzie do porozumienia między stronami, a chorzy będą mogli liczyć na pomoc urologiczną w Piotrkowie? Na razie każda odpowiedź na to pytanie jest równie prawdopodobna.
- Oddział, żeby funkcjonował, musi mieć pracowników, musi mieć obsadę. Jeśli tych pracowników nie będzie, to jakaś teoretyczna groźba jego zamknięcia istnieje – mówi Paweł Banaszek, dyrektor Powiatowego Zespołu Opieki Zdrowotnej w Piotrkowie. - Ja będę się starał zrobić wszystko, żeby ten oddział funkcjonował – dodaje.
Jak bardzo czarny scenariusz jest możliwy?
- Albo się sprawdzi, albo nie – odpowiada krótko dyrektor Banaszek. - Trudno mówić o jakichkolwiek szacunkach. Stało się, jak się stało. Koledzy chcą zmienić pracę i jeśli nie zmienią swojej decyzji, to muszę szukać innych pracowników.
Jak mamy pracować?
Podobno kiedy w jakimś sporze nie wiadomo, o co chodzi, to zwykle chodzi o pieniądze. W tym przypadku o nie na pewno także, ale mocno niesprawiedliwe byłoby stwierdzenie, że tylko o nie.
- W ten oddział się nie inwestuje. Nowy sprzęt pojawia się tylko na wymianę – jeśli już coś padnie i nie da się nim działać (większość sprzętu ma już 30 lat) – mówi doktor Andrzej Bartosik, urolog.
Z tym z kolei nie zgadza się dyrektor Banaszek. – W ubiegłym roku, żeby spełnić wymagania NFZ, kupiliśmy dla oddziału sprzęt za ponad 60 tys. zł.
Ale najważniejsze wydają się być problemy kadrowe. - Dyrekcja uważa, że można jeszcze więcej pracować. W tej chwili (od 3 lat) na etacie były 4 osoby. I w 4 osoby zabezpieczaliśmy poradnię urologiczną, oddział, dyżury lekarskie. Ale tak się już dłużej nie da – mówi doktor Bartosik. - Dyrekcja nie myślała (a przynajmniej nam o tym nie mówiła), żeby kogoś zatrudnić. A ordynator zgłaszał taki problem – dodaje. - Problem więc wyniknął z organizacji pracy przy niedoborze kadr. W tym momencie trzeba by mieć niepojętą ilość dyżurów. Organizacja pracy przy takiej ilości osób jest karkołomna – przecież są jeszcze urlopy, choroby, wypadki losowe (i to nie jest teoria).
Wydaje się, że czarę goryczy przepełniło wypowiedzenie umów na tzw. dodatkowe godziny kontraktowe (oprócz etatów i dyżurów). Wynagrodzenie za nie stanowiło istotny element pensji, ale też lekarze nie wyobrażali sobie organizacji pracy od 1 czerwca, kiedy tych godzin nie będzie.
- Od 4 lat mieliśmy dyżury kontraktowe. Wydawało się to dobrym rozwiązaniem (po takim dyżurze nie ma wymogu zejścia z oddziału, można więc było pracować dłużej – a przy brakach kadrowych to była konieczność). Bo jeżeli jedna osoba poszła do poradni, to zostawały 3. A czasami do operacji potrzebne są właśnie 3 osoby. Te dyżury kontraktowe były swego rodzaju kompromisem - mówi doktor Bartosik. - Nagle te umowy na dyżury kontraktowe zostały zerwane. Okres wypowiedzenia trwa do końca maja; od czerwca już ich nie będzie. Tylko co dalej, jak zorganizować pracę? W związku z tym, że nie było konkretnego pomysłu, jak to zrobić, zaczęliśmy rozmowy na ten temat. Negocjacje trwały ok. 2 tygodni. Nie przyniosły efektu, więc szef oddziału złożył wymówienie z pracy. Pozostali lekarze urolodzy – w ramach solidarności – również złożyli wypowiedzenia. Ich termin upływa z końcem lipca.
Dyrektor wypowiada umowy kontraktowe
Co się stało, że dyrekcja wypowiedziała lekarzom urologom umowy na tzw. dodatkowe godziny kontraktowe?
- Doszliśmy do wniosku, że inna organizacja pracy będzie lepsza na Oddziale Urologicznym – kwituje pytanie dyrekcja. Czy lepsza to też tańsza? - Niekoniecznie chodzi tu o to, żeby była tańsza. Jeżeli rozpisujemy formy konkursowe, to każdy może przystąpić do takiego konkursu. Trudno tu przewidywać, kto się zgłosi i będzie chciał pracować. Jeżeli to są tzw. dyżury lekarskie, wtedy też istnieje możliwość pozyskania lekarzy z zewnątrz i zatrudnienia ich, jak również zobowiązania do tych dyżurów lekarzy pracujących na oddziale, bo takie możliwości prawne istnieją. W Polsce jest trochę za mało lekarzy i to powoduje, że lekarze więcej pracują niż wynosi norma (160 – 170 godzin czystego etatu). Większość lekarzy, którzy pracują w szpitalu, dyżuruje, bierze te dodatkowe godziny pracy – tłumaczy dyrektor Banaszek.