To właśnie gmina Grabica jest w naszym powiecie tzw. świńskim zagłębiem. - Zgadza się, tutaj hoduje się najwięcej trzody chlewnej – mówił wczoraj starosta piotrkowski Stanisław Cubała. - Obiecałem kiedyś rolnikom, że minister przyjedzie do nas, aby porozmawiać na tematy dotyczące tuczu trzody chlewnej. Podejrzewam, że będzie wielu zainteresowanych, bo jest to podstawowe zajęcie miejscowych rolników, z którego się utrzymują.
Co zrobić, aby rolnikom żyło się lepiej? - Rolnicy powinni się jednoczyć, ponieważ to ogranicza koszty. Jeżeli ograniczamy koszty i próbujemy sprzedać większą masę towarową, wtedy produkcja jest tańsza i bardziej opłacalna – odpowiada starosta. - W tej chwili sytuacja już nie jest aż tak zła, jeżeli chodzi o ceny za tucznika. Jak wszyscy wiemy, problem pojawił się dlatego, że eksport trzody chlewnej do Rosji, do Chin czy na Ukrainę został wstrzymany.
Rynek trzody chlewnej nie jest zbyt duży (niecałe 11 mln sztuk w skali kraju). Ci, którzy mają duże gospodarstwa, jakoś sobie radzą. - Jest jednak mnóstwo rolników drobnych. Średnie gospodarstwo w powiecie piotrkowskim to 7 hektarów. Właśnie tutaj potrzebna jest pomoc w organizacji rynku wewnętrznego, choćby w Piotrkowie. Od dawna myślimy o tym, jak dostarczyć miejscowe produkty na rynek piotrkowski - dodał S. Cubała.
Co skłoniło rolników z Grabicy do uczestnictwa w spotkaniu z ministrem? - Ceny są bardzo niskie. Dwa miesiące temu było takie załamanie rynku. Trudno powiedzieć, czego ja oczekuję, bo nie wiem, co oni mogą. Myślę, że dobrze by było wprowadzić ceny gwarantowane dla polskich rolników, bo w branży dzieje się źle. Nie zarabiamy dobrze na trzodzie. Aby uzyskać minimalny zysk, cena skupu tucznika powinna być 5,60 zł do 6 zł – mówił jeden z mieszkańców gminy Grabica (posiadający ok. 1000 sztuk trzody).
- Ja już nie hoduję trzody, ale syn tak, ma ok. 1300 sztuk, ale są jeszcze większe gospodarstwa. Po pierwsze cena, po drugie pomór, a to już jest niedbalstwo rządu. Co jeszcze? Kukurydza zasiana, a grasują w niej dziki. Mniej gadać, a więcej robić. Człowiek ciągle żyje w strachu, bo nie wiadomo, co będzie jutro – mówił mieszkaniec gminy.
- Ceny skupu reguluje rynek, ale wiemy o tym, że na tzw. obszarach buforowych na wschodniej granicy rolnicy, którzy mieli straty ze względu na niskie ceny, dostają dopłaty, zarówno unijne, jak i krajowe. Tam sytuacja jest uregulowana. Generalnie prawdą jest, że ceny zboża czy skupu żywca są dla rolnika nieopłacalne. Dzisiaj minister pewnie będzie o tym mówił, o działaniach rządu, które w tej chwili są podejmowane i o nowej perspektywie unijnej skierowanej do rolników – mówił Marek Mazur, przewodniczący Sejmiku Województwa Łódzkiego, dyrektor Agencji Rynku Rolnego w Łodzi, który również uczestniczył w spotkaniu w Szydłowie.
- Największym naszym problemem są teraz dziki. Populacja tak wzrosła, że jest tragedia. Wychodzi się z domu i widzi się stado dzików. Nic się z tym nie robi. Kukurydza zryta, pola zdewastowane – mówił jeden z rolników.
Kilka minut po godz. 19 przyjechał minister rolnictwa i rozwoju wsi. - Żyjemy w warunkach gospodarki wolnorynkowej. Jeśli rolnicy pytają ministra o ceny skupu, to ja się pytam, ile grup producentów założyli i z iloma zakładami mają umowy – mówił Marek Sawicki. - Po 25 latach wolnej Polski, dyskusja o ustalaniu cen na żywiec z ministrem rolnictwa jest chyba trochę mało poważna. Rolnicy doskonale wiedzą, że to rynek i oni kształtują ceny, a nie minister rolnictwa.
Podczas spotkania w Szydłowie minister najwięcej uwagi poświęcił kwestii dopłat, na jakie mogą liczyć rolnicy w nowej perspektywie unijnej.
as