Do tego niewątpliwie nieprzyjemnego w skutkach zdarzenia doszło na schodach piotrkowskiego dworca PKP, a relacji z relacji wydarzeń mogli wysłuchać w ubiegły czwartek (16 stycznia) radni zebrani na posiedzeniu Komisji Rewizyjnej Rady Miasta Piotrkowa Trybunalskiego.
Oto jak jeden z piotrkowskich społeczników relacjonował wydarzenia, które jemu z kolei zrelacjonował pracownik ochrony. - Wielokrotnie broniłem działań Straży Miejskiej, bo jest potrzebna (chociaż różnie to mieszkańcy oceniają). Natomiast 10 stycznia br. ok. godz. 22.49 doszło do zdarzenia na schodach dworca PKP (przed wejściem). Będący tam funkcjonariusz ochrony zadzwonił do Straży Miejskiej, że jakiś pan po prostu spuścił spodnie i wypróżnił się na schodach. Poprosił o interwencję. Dyżurny odpowiedział: “Dzwońcie panowie na policję, bo my nie pracujemy o tej porze”. Dlatego chciałbym wyjaśnić, jak to jest. Jeżeli funkcjonuje Straż Miejska, to dlaczego ona odsyła do policji ochronę, która zgłasza, że ktoś dopuszcza się nieobyczajnego wybryku. Czy to tak trudno sprawdzić. Przecież jest kamera, takiego gościa można nagrać, nakręcić i zrobić z tym porządek. No żeby na dworcu, na schodach... Dopiero rano pracownik, który zajmuje się porządkami, wszystko to wyczyścił. To jest nie w porządku. Widzieli to wszyscy, widzieli taksówkarze, a Straż Miejska nie widzi potrzeby, bo nie pracuje – denerwował się społecznik.
Postanowiliśmy więc tę “śmierdzącą sprawę” wyjaśnić. Zwróciliśmy się do komendanta Straży Miejskiej, by wyjaśnił, jak pracują jego służby. - Budżet, a zatem również liczba zatrudnionych w Straży Miejskiej funkcjonariuszy nie pozwala na funkcjonowanie całodobowej służby patrolowej lub interwencyjnej, która obecnie nominalnie pracuje na dwie zmiany przez siedem dni w tygodniu, w tym święta. Po godzinie 22.00 dyżur pełni jednoosobowa służba dyżurna, której celem jest przede wszystkim obsługa miejskiego monitoringu oraz przyjmowanie ewentualnych zgłoszeń od mieszkańców, a nad bezpieczeństwem mieszkańców czuwa policja – tłumaczy Jacek Hofman, komendant Straży Miejskiej w Piotrkowie Trybunalskim.
Jest więc jasne, że patrol SM nie mógł podjąć interwencji w tej sprawie, bo po prostu o tej porze go nie ma. Co dalej jednak dzieje się z informacją? - W przypadku informacji od mieszkańca wymagającej podjęcia bezpośredniej i szybkiej interwencji przez funkcjonariuszy w godzinach nocnych dyżurny Straży Miejskiej czasem jest zmuszony przeprosić i przerwać rozmowę, informując osobę zgłaszającą o konieczności zgłoszenia na policję. Chodzi o to, aby w dynamicznej sytuacji uniknąć nieporozumień oraz jak najszybciej skierować we wskazane miejsce funkcjonariuszy – tłumaczy nie bez racji komendant. - Dyżurny Straży Miejskiej dysponuje taką samą łącznością telefoniczną jak osoba zgłaszająca. Często bywa tak, że dyżurny policji lub Straży Miejskiej musi uzyskać od zgłaszającego wiele szczegółowych danych (co trwa w czasie), prowadzi rozmowę z osobą zgłaszającą, wypytując o istotne szczegóły odnośnie osób, świadków, okoliczności tego, co widziała, i gdzie - jednocześnie kieruje patrolem. Dyżurny Straży Miejskiej, nie dysponując własnym patrolem, nie ma takiej możliwości. Taki logiczny tryb postępowania z niektórymi zgłoszeniami jest stosowany w uzgodnieniu z policją. Działa on w obydwie strony. Gdy na przykład z treści zgłoszenia do policji wynika, że sprawa leży w kompetencji Straży Miejskiej, zgłaszający jest proszony przez policjanta o bezpośredni kontakt ze Strażą. Unika się w ten sposób działania przez pośrednika, co mogłoby mieć negatywny wpływ na skuteczność podjętych przez służby działań. Dyżurny funkcjonariusz, przyjmując zgłoszenie, musi mieć informacje z “pierwszej ręki”, biorąc jednocześnie odpowiedzialność za sposób reakcji i ostateczny sposób załatwienia sprawy – dodaje Jacek Hofman.
Jak wyglądała ta konkretna rozmowa dyżurnego ze zgłaszającym (dnia 10.01 około godz. 22.20). Oto stenogram:
Dyżurny Straży Miejskiej: - Straż Miejska słucham.
Zgłaszający pracownik ochrony: - Dzień dobry. Ochrona dworca PKP. Mam prośbę – tutaj pijany jest, w tej chwili gdzieś odchodzi, ale przed chwilą wręcz przed wejściem do dworca zdjął gacie i gołym tyłkiem świecił, ludzie chodzą.
Dyżurny Straży Miejskiej: - Na policję proszę.
Zgłaszający: - Aha, dobrze dziękuję.
KONIEC
- Na podstawie takiego zgłoszenia dyżurny Straży Miejskiej, niebędący świadkiem zdarzenia, podjął jak najbardziej słuszną decyzję, nie przeciągając rozmowy – dodaje komendant. - Jednocześnie przy pomocy kamery obserwował wskazane miejsce, ale przed dworcem PKP nikogo obnażonego nie było. Było natomiast kilkanaście zwykłych osób – przechodniów albo wysiadających z rejsowego autobusu.
Jak dowiedzieliśmy się na policji – tam już takiego zgłoszenia nie odnotowano. Czyżby więc tym razem “żartownisiowi” się upiekło...
Jak się okazuje, z wykroczeniami określanymi jako “nieobyczajny wybryk” strażnicy miejscy mają do czynienia codziennie, czasem nawet kilka razy.
- Dotyczy to najczęściej sytuacji, gdy osoby w stanie upojenia alkoholowego leżą w miejscu publicznym, załatwiają tam swoje potrzeby fizjologiczne albo robią to jednocześnie. Często jest też tak, że ich wygląd oraz kompletność i sposób ubrania jest daleki od przyjętych zwyczajowo norm. Strażnicy z takimi osobami też muszą sobie radzić, korzystając z gumowych rękawiczek. Obecnie stosunkowo rzadko zdarza się to na terenie monitorowanym. Ale i tu zdarzały się przypadki, gdy młodzi, jak się później okazywało nietrzeźwi, na ulicy w sposób ostentacyjny okazywali swoje “wdzięki” i jednocześnie stosunek do kamer monitoringu, czego później przed sądem żałowali, gdy zabawa się skończyła – opowiada Jacek Hofman.
W 2013 roku Straż Miejska odnotowała około 980 interwencji w sprawach dotyczących nieobyczajnego wybryku. Dla 250 osób zakończyło się to pouczeniem, dla blisko 80 karą wymierzoną przez sąd lub w postaci mandatu. Innym została zwrócona przez funkcjonariuszy uwaga. Wśród nich jest też “elita”, której członkowie notorycznie robią to samo. Ale to już oddzielny temat...
Anna Wiktorowicz