- “Tydzień Trybunalski”: Nagraliście już dwie płyty. Macie w planie kolejną?
- Miron Kowalski: Tak. Jesteśmy umówieni na nagranie w studiu w Krakowie na styczeń. Chcieliśmy zrobić to już wcześniej, jednak nie udało się to ze względu na prywatne sprawy każdego z członków zespołu. Materiał jest przygotowany i czeka tylko na realizację.
- Jak często macie próby i jak one wyglądają?
- Ci, co nie wiedzą i myślą sobie, że granie w zespole to fajna impreza, bardzo się mylą. Kiedy gra się trasę, jest to bardzo ciężka praca. W tym momencie mamy zazwyczaj dwa razy w tygodniu próby. Do tego dochodzą koncerty, więc gramy trzy razy na tydzień. Różnie to oczywiście bywa, bo oprócz tego wszyscy mają życie rodzinne i zawodowe, więc czasami próby wypadają. Ale staramy się dwa razy w tygodniu zagrać.
- O czym śpiewa Symbolic? Kto pisze teksty i jak one powstają?
- Kiedyś mieliśmy inny skład zespołu. Teksty zostały napisane przez naszego byłego wokalistę. Na trzecią płytę to ja ułożyłem już wszystkie teksty i większość riffów. O czym śpiewamy... Mogę powiedzieć, że o miłości, bo to się najlepiej sprzedaje. Ale śpiewamy po prostu o życiu, o tym co w danym momencie mnie gryzie. Różnie to bywa, trzeba przełożyć myśli na tekst, a potem słowo polskie na angielskie. Czasem nie wychodzi to tak, jakbyśmy chcieli, ale coś udaje się stworzyć.
- Gracie także w innych miastach. Jak oceniasz organizację i publiczność? Gdzie Was lepiej odbierają?
- Piotrków jest miejscem, które mogę nazwać naszą kolebką. Ludzie przychodzą, bo nas znają i chcą nas usłyszeć. W innych miastach jest różnie. Albo dlatego, że ktoś zawali po drodze: albo manager lokalu, albo organizator koncertu. Wtedy dochodzi do nieprzyjemnych sytuacji, bo na przykład organizatorzy dostają 100 plakatów, a wywieszają 5. A taki koncert niestety się nie sprzeda. Nie wyszło nam ostatnio w Warszawie. Koncert się odbył, ale kiepsko było ze sprzedażą, ponieważ swoje urodziny grał Hunter. Zatem wszyscy poszli na tamten koncert. Ale cóż, jesteśmy na razie kapelą niszową. Mam nadzieję, że to się zmieni.
- Graliście kiedyś przed jakimś znanym zespołem jako support?
-Nigdy nas nie zapraszano. A oczywiście, że byśmy chcieli. Myślę, że to jest marzenie każdego z nas, żeby zagrać przed kimś ważnym i znanym. A jeszcze większym naszym marzeniem jest stworzenie takiego koncertu, gdzie wszyscy przychodzą na Symbolic i jest pięknie.
- Jaka muzyka stanowi dla Was inspirację?
- Każda kapela i każdy muzyk czerpie z pewnych wzorów, żeby się sprawdzić i spełnić. Potem tworzy coś swojego. Ja osobiście wychowałem się na Metallice. To pierwszy zespół, który mnie wciągnął w świat metalu. Aktualnie słucham Trivium, Killswitch oraz wiele, wiele innych. Jestem pełen podziwu także dla Comy. Chłopaki słuchają Kreator'a, Slayer'a, czy Slipknot'a.
- Czym jest dla Ciebie muzyka?
- Oderwaniem od rzeczywistości, pasją i sposobem na życie.
- Kiedy zacząłeś interesować się graniem i tworzeniem muzyki?
- Zacząłem grać, kiedy byłem w szóstej klasie podstawówki, kiedy dostałem gitarę od babci. Kolega, który był klasę wyżej, nauczył mnie akordów i tak się zaczęło. Potem była długa przerwa, gitara elektryczna, inny pogląd na świat, inne sprawy i tak zostało.
- Łączy Was pasja, jaką jest muzyka. Jakie macie inne zainteresowania?
- Ja i Wojtek, czyli nasz perkusista, uprawiamy karate. Poza tym skupiamy się na życiu codziennym. Studiuję pedagogikę zdrowia z wychowaniem fizycznym i jakoś wszystko próbuję pogodzić.
- A nie myślałeś o tym, żeby ze względu na swoje zamiłowanie do muzyki rozpocząć studia muzyczne?
- Mogę powiedzieć, że pewien etap w swoim życiu przespałem. Bardzo bym chciał, żeby była możliwość powrotu do czasów, kiedy mogłem wybrać pewne rzeczy, na które było mnie stać. Wtedy na pewno poszedłbym na studia muzyczne, na których mógłbym się wielu ciekawych rzeczy dowiedzieć. Teraz nie mogę tego zrobić. Jestem typowym samoukiem, ale chciałbym bardzo poznać inne tajniki gitarowe.
- Jesteście zespołem undergroundowym. Chcielibyście stać się komercyjni?
- Każdy zespół, który gra, chce się pokazać szerokiej publiczności. Tak naprawdę jest to założenie tego wszystkiego. Jeżeli ktoś mówi, że gra dla siebie, to albo to robi, żeby fajnie zabrzmiało, albo nie ma fajniejszego zajęcia. Nie wiem, czy chciałbym, aby nasz zespół był komercyjny, ale moim marzeniem jest zagrać dla ludzi skupionych na dużym koncercie, gdzie wszyscy znają teksty i bawią się przy naszej muzyce.
- Co byłbyś w stanie zrobić, żeby pokazać swoją muzykę większej rzeszy odbiorców?
- Piękną sprawą jest zarabianie pieniędzy na tym, co się kocha robić. Jeżeli to byłoby moim sposobem na życie i też na zarobienie pieniędzy, to wiadomo, że każdy w jakiś sposób się sprzedaje. Nie wiem, co mógłbym zrobić. Pewnie to, co by mi zaproponowano. Granie muzyki jest fajne w tym, że się ją tworzy, a ludzie na koncertach robią show. Wtedy jest to piękne. Jeżeli ktoś nakreśliłby mi drogę, którą mam iść, albo powiedzia,ł co mam zrobić, żeby było lepiej, to myślę, że posłuchalibyśmy rad. Poza tym to, co robimy, to jest to, co umiemy, co nam wychodzi.
- Dzięki za rozmowę.
Rozmawiała Magdalena Waga