Czołgały się po dnie rzeki. Były pod obstrzałem snajpera

Tydzień Trybunalski Sobota, 29 czerwca 20132
Mosty komandosa, wspinaczka po glinie pod górę, bieg z oponami samochodowymi, czołganie się po dnie rzeki i pod drutem kolczastym, bomby wodne i błoto, które nie ma nic wspólnego z relaksem w SPA. Tak wolny czas spędzają Marta i Katarzyna Bluszcz. O sile, wytrzymałości i duchu walki opowiadają siostry z Bełchatowa.
fot. Archiwum prywatnefot. Archiwum prywatne
fot. Archiwum prywatne
fot. Archiwum prywatne
fot. Archiwum prywatne

Jurapark w Bałtowie, czyli polowanie na biegaczy

Jurapark w Bałtowie. Wielu biegaczy, a wśród nich Marta i Katarzyna Bluszcz z Bełchatowa. Kobiety silne, wytrwałe i pełne pasji do biegania. Udowodniły to, pokonując morderczą trasę biegową z przeszkodami. Od razu odniosły sukces i stanęły na podium.
- W tym sezonie wzięłyśmy udział w nietypowym biegu „Run – Polowanie na biegaczy”. Bieg ten składał się z najróżniejszych przeszkód, zarówno naturalnych, jak i konstrukcji, a także zasadzek – niespodzianek. Na trasie pokonywaliśmy odcinki rodem ze szkoły przetrwania: mosty komandosa, wspinaczka po glinie pod górę, bieg z oponami samochodowymi, czołganie się po dnie rzeki i pod drutem kolczastym pod obstrzałem paintballowego snajpera, po drzewie przecinającym wąwóz, walka w bagiennych mokradłach czy bomby wodne serwowane przez kibiców. Zmagania odbyły się na trasie 11 km - mówi Marta Bluszcz.
Panie na pytanie o motywację i powody, dla jakich postanowiły zmierzyć się z tak morderczą trasą, odpowiadają krótko.
– Na bieg zdecydowałam się za namową siostry. Uznałam, że bieg ten będzie fantastyczną okazją, aby walczyć ze swoimi słabościami oraz lękami - mówi Marta.
I zawalczyły. Aż trudno uwierzyć, że udział w tak trudnym biegu nie był poprzedzony specjalnymi przygotowaniami.
- Szczególnych przygotowań do zmagań w Bałtowie nie było. Po prostu pojechałam, wystartowałam i zrobiłam wszystko, aby ukończyć tę „wybrukowaną potem, krwią i łzami trasę”. Ogromna determinacja sprawiła, że podczas biegu nie pozwoliłam sobie na chwilę słabości czy zwątpienia. Niesamowite emocje, adrenalina i nieodparta chęć ukończenia trasy umożliwiły mi osiągnięcie celu. Fakt, iż tylko siedem kobiet podjęło wyzwanie walki szlakiem Juraparku w Bałtowie, spotęgował moją radość i satysfakcję. Udowodniłyśmy, że jesteśmy silne, wytrzymałe i posiadamy niesamowitego ducha walki - mówi Marta Bluszcz.

Bagna i zęby dinozaura

Przeszkód do pokonania było mnóstwo. Były też takie, które wymagały przełamania własnych słabości i lęków.
- Za najbardziej ekstremalną przeszkodę uznaję wciągające bagna, w których zabłądziłam. Jednak nie powstrzymało mnie to przed stanięciem na podium - mówi Katarzyna Bluszcz.
- Przed startem najbardziej obawiałam się, czy na pewno poradzę sobie w tym ekstremalnym biegu i zdołam dotrzeć do celu. Moje obawy zwiększyły się, gdy zobaczyłam część toru przeszkód. Jednakże największe emocje towarzyszyły mi podczas wędrówki po drzewie przecinającym wąwóz o nazwie Zęby Dinozaura. Z perspektywy czasu mogę z zadowoleniem uznać, że była to idealna lekcja wyzbycia się lęku wysokości - dodaje Marta.

Siostry z Bełchatowa udziałem w tak ekstremalnym biegu udowodniły sobie i innym, że kobiety są silne i wytrwałe. Pokazały też, że jeśli tylko się chce, można osiągnąć wszystko.
- Przed udziałem w biegu towarzyszyło mi przede wszystkim uczucie strachu i obawy, czy zdołam sobie poradzić z tym wyzwaniem. Jednak po wystartowaniu były tak duże emocje i niespodzianki, że dalsze rozmyślania i obawy zostały odsunięte na dalszy plan. W pełnym zaangażowaniu pokonywałam przeszkody i z wielkim zachwytem wyczekiwałam nowych zasadzek. Kiedy przekroczyłam linię mety, była niesamowita radość, zadowolenie i satysfakcja. Od razu pomyślałam, iż bieg ten zadedykuję wszystkim, którzy rozpoczynają przygodę z bieganiem, aby uwierzyli, iż marzenia są na wyciągnięcie ręki - mówi Marta.
- Przed biegiem byłam bardzo entuzjastycznie nastawiona i z niecierpliwością oczekiwałam na start. Tradycyjnie linię mety przekroczyłam ze zwycięsko uniesionymi rękoma i głośnym okrzykiem radości - dodaje Kasia.
Trudno uwierzyć, że panie z takimi osiągnięciami nie reprezentują żadnego klubu. Twierdzą, że biegają, bo lubią, a w ich treningach nie ma określonego harmonogramu.
- Biegam dla siebie i własnej przyjemności, dlatego trenuję wtedy, gdy czuję taką potrzebę. Nie działam według określonego harmonogramu czy planu. Również nie należę do żadnego klubu biegaczy. W chłodne, deszczowe dni korzystam ze stacjonarnej bieżni, jednak najprzyjemniejszą formą treningu jest zharmonizowanie się z piękną przyrodą. Najczęściej pokonywany przeze mnie dystans to 5 - 10 km - mówi Marta.
- Biegam na tyle, na ile pozwala mi czas wolny od pracy i uczelni. Zdarza się, że wychodzę dopiero po 22.00 na mój „nocny bieg”, nie zwracając uwagi na pogodę za oknem. Bieganie w deszczu też może być przyjemne. Podobnie jak siostra nie jestem zrzeszona - dodaje Kasia.

Nie potrafię zerwać z tym nałogiem

Kasia bakcyla biegowego złapała podczas startu w Warszawie. Potem niechcący zaraziła siostrę. Dziś obie nie wyobrażają sobie życia bez takiej formy aktywności.
-Tematyka sportu, a tym bardziej biegów szczególnie mnie nie interesowała. Obserwowanie zmagań i osiągnięć siostry zaszczepiło we mnie chęć spróbowania tego sportu i podjęcia walki. Moje początki w grudniu 2012 roku były naprawdę trudne. Jednakże mocna motywacja i zaangażowanie sprawiły, iż dzielnie walczyłam. Po niespełna sześciu miesiącach byłam gotowa na 11-kilometrowy ekstremalny bieg - mówi Marta.
- Moja przygoda biegowa rozpoczęła się od startu w „Biegnij Warszawo” w 2010 r. Do tej pory mam przed oczami entuzjastycznie nastawionych ludzi, których tam spotkałam, piękną słoneczną pogodę i świetną zabawę! W tej chwili mam za sobą wiele różnych startów (nie tylko tych biegowych). Uzależniona od endorfin i pozytywnej energii, nie potrafię zerwać z tym cudownym nałogiem - mówi Kasia.

Niemożliwe staje się możliwe

Dziewczyny, zapytane, czym jest dla nich bieganie, wymieniają wiele pozytywnych aspektów. Jednak każda z nich czerpie z niego coś innego.
- Pomimo iż był to dopiero czwarty bieg w moim życiu, z pełnym przekonaniem mogę powiedzieć, że biegi są zawsze dla mnie wyzwaniem. Udowadniają, jak wielką siłę ma w sobie człowiek.
Uczą, jak stawiać sobie cele i je realizować. Pokazują, że ciężka praca, a także wiara w siebie i swoje możliwości sprawia, że niemożliwe staje się możliwe - mówi Marta.
- Bieganie stało się moim stylem życia, a starty fizjologiczną potrzebą, jak każda inna. Z udziałów zawsze czerpię radość, satysfakcję i siłę. Zdarzają się upadki, ból i kontuzje, lecz cierpliwość i determinacja pozwalają przekraczać kolejne linie met - mówi Kasia.

Kasia i Marta osiągnęły już bardzo dużo. Nie zamierzają jednak przestawać i mają już w planach kolejne biegi, przede wszystkim te ekstremalne. W przypadku Kasi prawdopodobnie na samym bieganiu się nie skończy. Już dziś planuje udział w duathlonie, na który pojedzie do Rawy Mazowieckiej. „Tydzień Trybunalski” życzy udanych startów.


Ewa Tarnowska-Ciotucha

POLECAMY


Zainteresował temat?

4

1


Komentarze (2)

Zaloguj się: FacebookGoogleKonto ePiotrkow.pl
loading
Portal epiotrkow.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść wypowiedzi zamieszczanych przez użytkowników. Osoby komentujące czynią to na swoją odpowiedzialność karną lub cywilną.

aguś ~aguś (Gość)30.06.2013 22:41

słynne siostrzyczki ;D

00


Marek ~Marek (Gość)29.06.2013 14:10

Nooo fajne foczki:}

00


reklama
reklama

Społeczność

Doceniamy za wyłączenie AdBlocka na naszym portalu. Postaramy się, aby reklamy nie zakłócały przeglądania strony. Jeśli jakaś reklama lub umiejscowienie jej spowoduje dyskomfort prosimy, poinformuj nas o tym!

Życzymy miłego przeglądania naszej strony!

zamknij komunikat