No właśnie, dlaczego w centrum miasta (ul. Słowackiego – naprzeciwko sądu), gdzie na przystanku komunikacji miejskiej co chwilę zatrzymuje się emzetka, pasażerowie nie mogą kupić biletu, choć kiosk stoi dwa kroku dalej?
Zapytaliśmy o to właściciela kiosku. – Ja bardzo chciałem mieć w dystrybucji bilety miesięczne, ale pan, który się tym zajmował w “Emzetkach”, miał również dystrybucję prasy i bilety miesięczne dawał tylko tym, którzy od niego brali również prasę – twierdzi właściciel kiosku. - A ponieważ ja biorę prasę od innego dystrybutora – biletów miesięcznych nie dostałem. A szkoda, bo mam jeszcze jeden kiosk w al. 3 Maja (w okolicach trzech szkół) i poprzednio (kiedy nie zacząłem brać prasy od innego dystrybutora i nie odcięto mi możliwości sprzedawania biletów) sprzedawało się tu czasem i 200 biletów miesięcznych dziennie. Gdybym miał miesięczne, to przy okazji sprzedawałbym także bilety jednorazowe, a tak – to nawet nie opłaca mi się po nie jechać. Musiałbym się wybrać na koniec miasta, wydać na to ok. 15 zł na benzynę, a na bilecie mam zarobku 4 gr (formalnie 5 gr, ale trzeba odjąć podatek).Wystarczy, że skleją mi się dwa bilety i już dopłacam do tego interesu. Żeby ktoś jeszcze te bilety jednorazowe rozwoził, ale tak... te 4 gr. To dla mnie żaden interes – mówi właściciel kiosków. – A trochę szkoda, bo klienci się pytają i bardzo chciałbym mieć te bilety (i miesięczne, i jednorazowe). Od pracownika MZK usłyszałem jednak, że jak prasy od niego nie wezmę, to biletów nie dostanę – dodaje właściciel. – A przecież punkty mam bardzo dobre – w centrum miasta, i to tuż przy przystankach.
To, że prywatny przedsiębiorca przelicza każdy grosz i ocenia ewentualny zysk – to zrozumiałe, trudno jednak uwierzyć, że Miejskiemu Zakładowi Komunikacyjnemu nie zależy na dystrybucji własnych biletów. Tym bardziej, że całkiem niedawno prezes MZK apelował na naszych łamach, aby pasażerowie kupowali bilety właśnie w kioskach, odciążając od obowiązku sprzedaży biletów samych kierowców, no i jednocześnie znacznie ułatwiając im pracę.
Zapytaliśmy więc, jak to jest, u źródła. Prezes MZK w Piotrkowie Zbigniew Stankowski zdecydowanie zaprzecza, żeby była jakakolwiek blokada w udzielaniu biletów do sprzedaży, trzeba tylko zawrzeć odpowiednią umowę.
- Odpowiadam zdecydowanie – nie blokujemy żadnej sprzedaży żadnych biletów! – zapewnia Zbigniew Stankowski. – Nie kredytujemy tylko nowych osób. Kredytujemy tylko te, które mają podpisaną z nami umowę, czyli jeżeli osoba, która współpracuje z nami rok, dwa lata, bierze biletów za dwa tysiące, wydajemy jej te bilety, a ona płaci za jakiś czas. Natomiast niektóre osoby nie są zainteresowane podpisywaniem z nami umowy, bo kiedy otwierają nowy punkt, myślą, że będzie duża sprzedaż, a później zwracają nam te bilety, ponieważ w kioskach jest bardzo mała sprzedaż. Mamy kilka punktów w sklepach. Tu sprzedaż też jest niewielka, niemniej jednak zależy nam na tym, żeby w mieście (oprócz tego, że kierowcy sprzedają), bilety były dostępne w każdym punkcie. Wtedy będą mniejsze korki, mniejsze opóźnienia. Problem jest tylko taki, że większość właścicieli kiosków chciałaby wziąć bilety od nas, a pieniądze zwrócić dopiero wtedy, kiedy bilety sprzeda. Jeżeli ktoś przychodzi z pieniędzmi i chce np. 100 biletów, to my je sprzedajemy, ale nie możemy dawać na kredyt, bo później nie ma ściągalności, pojawia się zadłużenie – dlatego tego raczej tego nie praktykujemy - wyjaśnia.
- Jeżeli ktoś powiedział, że jest jakaś blokada w otrzymaniu biletów, to niech do mnie przyjdzie i następnego dnia będzie miał bilety – zapewnia prezes MZK. Tyle, że nie za darmo. – Nie mogę ot tak komuś dać np. 400 zł i powiedzieć – jak pan sprzeda, to pan te pieniądze zwróci. Czasem można by później szukać wiatru w polu. Niestety – nie obrażając nikogo – są takie obawy.
Na kredyt, także ten zaufania, mogą liczyć ci, którzy już od dłuższego czasu współpracują z MZK i sprawdzili się jako rzetelni kontrahenci.
- Mamy punkty, które od lat z nami współpracują, mają podpisaną umowę, wtedy biorą pulę biletów i rozliczają się na koniec miesiąca. Ale nowa osoba przez pierwszych parę miesięcy musi bilety kupować – dodaje prezes. – Wciąż szukamy osób, które chciałyby sprzedawać bilety, ale nie możemy pozwolić sobie na to, że mamy u ludzi rozdanych biletów za 500 tys. i żadnego wpływu.
Jak zapewnia szef piotrkowskich “Emzetek”, firmie bardzo zależy na tym, aby rozwijać dystrybucję biletów.
- Nasza polityka jest taka, żeby jak najmniejsza była sprzedaż u kierowców, bo nam to utrudnia pracę, punktualność (oprócz tego, że w mieście w godz. 7.00 – 8.00 są korki, to jeszcze sprzedaż biletów!!!). Prosimy mieszkańców, żeby kupowali bilety w punktach albo przynajmniej mieli odliczoną kwotę. A często się zdarza, że osoba idąca do kierowcy ma 50 – 100 zł, a kupuje bilet za 1,10 zł – mówi prezes MZK i dodaje, że 50% biletów miejskiej komunikacji kupowane jest niestety u kierowców, a tylko połowa w kioskach i innych punktach sprzedaży.
Dlaczego? Ważne są chyba przyzwyczajenia mieszkańców. Kiedy w Piotrkowie znacznie prężniej niż obecnie funkcjonowały minibusy, ludzie po prostu stali na przystanku i wsiadali do pierwszego środka transportu (busa lub emzetki), jaki się pojawił, płacąc za przejazd u kierowcy. No i tak zostało.
Żeby jednak od pasażerów żądać zmiany przyzwyczajeń, trzeba im dać możliwość zaopatrzenia się w bilety. A tu jeszcze sporo zostało do zrobienia.
Anna Wiktorowicz