Kto kiedykolwiek zapomniał posolić ziemniaki podczas gotowania wie, że są po prostu niejadalne. Wyobraźmy sobie teraz kompot bez cukru. Dzieciaki w przedszkolach muszą też zapomnieć o kisielu czy budyniu z cukrem i uwielbianej Nutelli. Skoro smak przedszkolnego jedzenia bardziej przypomina teraz trawę, czy dzieci chodzą głodne?
Wbrew pozorom nie jest tak źle, jak mogłoby się wydawać. Dzieciaki z Przedszkola Samorządowego nr 20 w Piotrkowie (ul. Paderewskiego) wsuwają nie posolone ziemniaki aż miło. Jest jednak inny problem. Przedszkola mają problem z zaopatrzeniem w zdrowe produkty. Nie bez znaczenia jest także ich cena.
Wszystko przez rozporządzenie ministerialne z końca sierpnia. Dotyczy ono nie tylko asortymentu w szkolnych sklepikach, ale też środków spożywczych używanych w stołówkach przedszkolnych i szkolnych. W praktyce oznacza zakaz używania cukru, soli w śladowych ilościach, a na smażone mięsko dzieci mogą liczyć najwyżej raz w tygodniu. Kucharki muszą zapomnieć o sypaniu do garnka popularnej Vegety.
W piątek dzieci z Niepublicznego Przedszkola im. bł. E. Bojanowskiego na obiad dostały zalewajkę z kiełbasą i knedle ze śliwkami, do tego rzepa, którą ponoć uwielbiają. Na podwieczorek grahamka z masłem i miodem, do tego gruszka i mleko. Śmietana została całkowicie zastąpiona jogurtem naturalnym. Dzieci różnicy nie odczują.
- Bardzo wiele rzeczy w tym rozporządzeniu jest oczywistych, bo chyba nikt nie wpadłby na pomysł, żeby dawać dzieciom solniczkę, aby same sobie doprawiały zupę – mówi Anna Brożyńska z Przedszkola „Bojanowskiego”. - Napotkałyśmy jednak też bardzo wiele trudności. Wiele produktów zostało wycofanych z magazynu, choć dzieci je uwielbiały, np. różnego rodzaju musli, chrupeczki, bo jeśli miały wystarczającą ilość cukrów, to za dużo soli.
- Rynek jest słabo przygotowany do tych zmian. Najlepiej jest, jeśli chodzi o produkty wędliniarskie, bo dostajemy etykiety, na których jest informacja, ile produkt zawiera mięsa – dodaje Dorota Brożyńska, dyrektor „Bojanowskiego”.
- Pytałyśmy w sklepach o chleb pełnoziarnisty, bo zazwyczaj nasze dzieci jadły wieloziarnisty. W sklepach pytają nas, czym to się różni. Różnice w cenie są ogromne, bo za pieczywo pszenne płacimy 6 zł, a kilogram chleba pełnoziarnistego kosztuje 12 zł – mówi pani Anna.
- Oczywiście, jeśli sprzedawca wie, co mówi, że rzeczywiście jest to chleb pełnoziarnisty, bo tej informacji nie ma przecież na żadnej etykiecie – dodaje pani Dorota. - Podając więc dzieciom chleb, nie jesteśmy w stanie stwierdzić, czy zawarta w nim ilość soli jest zgodna z rozporządzeniem.
Kisiel czy budyń bez cukru? Kto chciałby to jeść?! W Przedszkolu „Bojanowskiego” mają na to sposób. - Jeśli dodamy słodkie truskawki, dzieci bez problemu zjedzą – mówi pani Anna.
Co z Nutellą, którą uwielbiają nie tylko dzieci? - Znacznie popularniejszy jest u nas miód – mówi pani Dorota. - Dzieci bardzo go lubią.
Panie kierujące Przedszkolem „Bojanowskiego” zgodnie twierdzą, że bardziej należałoby uświadamiać rodziców, bo co z tego, jeśli dziecko w przedszkolu przyzwyczai się do zdrowego, jeśli w drodze do domu mama kupi chipsy. - Zdarza się, że zaraz za furtką mama wyciąga torebkę z chipsami, żeby dziecko nie płakało - mówi pani Anna.
Wbrew temu, o czym od 1 września informują media, w przedszkolu można solić. Dzienna dawka na jedno dziecko to 5 gramów. - Zważyłyśmy, ile to jest i moim zdaniem to zupełnie spora ilość. W rozporządzeniu jest napisane, że musi to być sól z obniżoną zawartością sodu, czyli sodowo-potasowa – mówi Dorota Brożyńska.
W Przedszkolu Samorządowym nr 20 przy ul. Paderewskiego w Piotrkowie dyrekcja przyznaje, że problemem jest całkowite wyeliminowanie z diety cukru. - Biały cukier jest wykluczony, a miód jako zamiennik nie do wszystkiego pasuje – mówi nam Ilona Sokołowska, dyrektor. - Warto też wspomnieć o cenach – kilogram cukru brzozowego kosztuje 45 zł, miód 24 zł. Wciąż szukamy firm, które będą nas zaopatrywać, bo teraz w Piotrkowie jest z tym bardzo ciężko. Kiedy wspominam o cukrze z brzozy, każdy robi tylko wielkie oczy.
Póki co wszystko można znaleźć i wszystko obejrzeć w internecie, tylko że przedszkola robią zakupy w hurtowniach, te jednak zdecydowanie nie są jeszcze przygotowane do zmian.
W czwartek dzieci z placówki przy Paderewskiego dostały na podwieczorek gruszkę ugotowaną w bardzo małej ilości wody, do tego sos waniliowy. - Mamy dzieci, które pięknie zjadają owoce i warzywa, a są i takie, które nawet nie próbują. Zachęcamy, aby chociaż raz spróbować każdej potrawy. Przyznam, że w moim przedszkolu słodyczy prawie w ogóle się nie podawało, np. czekoladowych rzeczy – mówi dyrektor.
W piątek na obiad dzieci jadły zupę selerową, na drugie ziemniaczki (bez soli), kotlet mielony, mizeria.
Paniom kucharkom trudno było się przestawić, bo wiadomo przecież, że jeśli woda na makaron zaczyna się gotować, to trzeba ją posolić.
Zmienić trzeba też, przynajmniej częściowo sprzęt kuchenny. - Bardzo chciałabym kupić garnek do gotowania na parze, ale taki, aby zmieścić w nim 100 porcji - mówi Ilona Sokołowska. - Tymczasem dziś takie garnki są mikroskopijne, u nas w ogóle nie zdaje to egzaminu. Udało mi się kupić naczynia do gotowania ryżu, kasz, gdzie wlewa się tylko odrobinę wody, ale do warzyw wciąż nie mamy, a bardzo by się przydały.
Podczas zebrania z rodzicami w Przedszkolu nr 20 była burzliwa dyskusja. Wszyscy zgodnie stwierdzili, że zmiany powinno rozpocząć się od edukacji. Pani dyrektor prosiła, aby rodzice choć trochę ograniczyli w domowej kuchni spożycie soli i cukru. - Dzieciaki dadzą radę, tylko nie od razu – mówi pani dyrektor. - Zmiany są zbyt restrykcyjne, powinny być wprowadzane etapami. Wśród rodziców co najmniej pół roku wcześniej powinna być przeprowadzona kampania informacyjna. Ogólnie jednak nie jestem na nie. Skoro możemy ratować nasze zdrowie, a wokół jest tyle chemii, to spróbujmy, zróbmy coś dla naszych dzieci.
Na przykładzie chleba czy porównując ceny cukru i miodu widać, że zdrowe jedzenie jest o wiele droższe. Oczywiste więc wydaje się, że wkrótce wzrosną opłaty w przedszkolach. - Tego jeszcze nie wiemy, będziemy starać się, aby do tego nie doszło – informuje nas dyrekcja w „Bojanowskim”.
- Podwyższyłam opłaty o 50 groszy. Zobaczymy, jak sytuacja będzie wyglądała do końca grudnia – stwierdza tymczasem dyrektor Przedszkola z ul. Paderewskiego. - Myślę, że do końca roku będziemy mieć rozeznanie, czy zmieścimy się w dotychczasowych wydatkach, czy opłaty będą jednak musiały wzrosnąć.
Również urzędnicy piotrkowskiego magistratu zdają już sobie sprawę, że koszty w stołówkach będą większe. - Słodzenie miodem powoduje, że za obiad będziemy płacić 10 – 11 zł, a nie 5,5 zł jak teraz - powiedział kierownik Referatu Edukacji w Urzędzie Miasta Radosław Kaczmarek.