Sprawa sięga swoimi początkami jesieni 2006 roku. Wówczas to na specjalnie zwołanej konferencji w Muzeum Regionalnym w Bełchatowie Andrzej K. oświadczył, iż Grzegorz Stępiński, wieloletni działacz Solidarności, był współpracownikiem SB o pseudonimie Włóczęga. Jak twierdził K., miał na to dowody, które otrzymał z Instytutu Pamięci Narodowej.
Grzegorz Stępiński wkrótce potem oświadczył na łamach prasy, że nigdy nie miał jakichkolwiek kontaktów z aparatem bezpieki ani innymi służbami specjalnymi. Już wówczas zapowiedział, że postawi autorów, jak to określił - pomówień - przed sądem. Pozwał więc K. do sądu. Bełchatowianina przez długi czas nie udało się jednak przesłuchać, bo nie stawiał się na wezwania. W końcu przesłuchał go jeden z warszawskich sądów w ramach pomocy dla sądu w Bełchatowie.
Ostatecznie zdecydowano, że Andrzej K. odpowie za pomówienie. Orzeczono wobec niego karę pół roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata, pokrycie kosztów sądowych - w sumie ok. 20 tys. zł. Sąd zdecydował też o ogłoszeniu wyroku do publicznej wiadomości, a także publikacji ogłoszeń z przeprosinami w prasie i telewizji, oczywiście na koszt pozwanego.
- Chodziło mi o to, by ktoś zweryfikował te brednie, które były w 2006 roku wypowiadane i bezkrytycznie komentowane przez różne osoby - mówi Grzegorz Stępiński. - Zrobił to niezawisły sąd. Kara nie była dla mnie w tym przypadku istotna. Takie zakończenie sprawy mnie satysfakcjonuje, szkoda tylko, że trwało to wszystko tak długo.
Wyrok nie jest prawomocny.
Magdalena Buchalska POLSKA Dziennik Łódzki