Jej (nie jej) ukochane dzieci są w Domu Dziecka na ul. Wysokiej w Piotrkowie. Asia* (9 lat), Darek* (7 lat) i Dominik* (4 latka) są tam już drugi raz. Po raz pierwszy trafili tu chyba w 2009 roku. Najmłodszego nie było jeszcze na świecie. Kiedy się urodził, jako miesięczne niemowlę dołączył do rodzeństwa. Teraz babcia Zofia i jej mąż chcą być dla nich rodziną zastępczą, ale w lutym sąd po raz kolejny odrzucił wniosek dziadków. - To przez te oszczerstwa, które na mnie nawypisywali – mówi.
Ale w sądzie mówią zupełnie inaczej.
Trudny początek na Sulejowskiej
Córka Zofii – Marta* - urodziła Asię, kiedy była jeszcze niepełnoletnia. To Zofia była opiekunem prawnym małej, do czasu, kiedy Marta nie skończyła 18 lat. Mieszkali wtedy razem na Sulejowskiej. Było ciężko. Pierwszy wiązek córki okazał się nieudany. Ale wkrótce był drugi. Tym razem małżeństwo i nowe nadzieje. Młodzi wyprowadzili się od Zofii. Pojawiają się kolejne dzieci. Ale i stare problemy. Córka pije, zięć też. W końcu się rozstają, bo awantury i bicie. Pijanym rodzicom sąd odbiera dzieci i umieszcza je w placówce (w lutym 2009 r.). Są tu przez trzy lata. To wtedy Zofia i jej mąż zaczynają się starać, aby zostać ich rodziną zastępczą. Ale wnioski raz po raz odrzucane są przez sąd.
Mam mieszkanie, pracę, warunki dla dzieci
-Wszystko zrobię, żeby dzieci nie musiały być w Domu Dziecka. Wszystko się zmieniło, kiedy dostaliśmy nowe mieszkanie – zapewnia Zofia. I opowiada o mieszkanku, w którym wszystko jak w pudełeczku – czysto, pięknie, wychuchane, wydmuchane. To zresztą potwierdzają pracownicy socjalni, którzy Zofię odwiedzili.
- Mamy pracę, ja nawet kilka, niczego by nam nie brakowało – mówi babcia. Dlaczego nie chcą nam dać szansy? Dali drugą szansę matce, ale ja sama jestem zdania, że jej już szansy więcej dać nie powinni – mówi Zofia. – Zaniedbała dzieci. Ale dlaczego nam nie dają. Wszystkie te postanowienia sądu oparte są na fałszywych oskarżeniach i opiniach, że niby mam jakieś problemy z alkoholem. Ale ja przecież pracuję, z pracy prosto do dzieci lecę. Codziennie u nich jestem. Kiedy miałabym pić?
Sąd się nie zgadza po raz kolejny
Sąd Rodzinny i Nieletnich w lutym tego roku po raz kolejny (w apelacji) oddalił wniosek Zofii i jej męża o ustanowienie ich rodziną zastępczą dla trojga wnucząt
- Małżonkowie nie spełniają kryteriów do pełnienia funkcji rodziny zastępczej - cytuje uzasadnienie sądu Agnieszka Leżańska, rzecznik Sądu Okręgowego w Piotrkowie. - Trzeci raz uzyskali negatywną opinię Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie. Poprzednie były wydane w marcu 2009 r. i w lipcu 2010 roku z uwagi na skłonność pani Zofii do nadużywania alkoholu. Kilkakrotnie była ona badana na obecność alkoholu w jej organizmie i za każdym razem uzyskiwano pozytywne wyniki (0,52 promila do 1,1 promila). Zdarzało się, że do pracy stawiała się pod wpływem alkoholu. Pani jest zarejestrowana w poradni odwykowej. Warunki mieszkaniowe oceniono jako dobre, z tym, że pojawił się problem z pracą. Pierwotnie ta pani pracowała, później – ze względu na problemy alkoholowe stosunek pracy z nią rozwiązano. Przebywała na długotrwałym zwolnieniu lekarskim – dodaje rzecznik sądu.
- To nie jest prawda – mówi Zofia. Nie wiem, kogo pytali o moją pracę, ale chyba pomylili firmy (początek nazwy jest taki sam). I pokazuje opinię z tej właściwej, w której napisano m.in.: “W okresie zatrudnienia pracownik nie stwarzał problemów i nie było skarg w stosunku do osoby (....), nie odnotowaliśmy również nagan w aktach osobowych. Nikt nigdy nie wystosował pisma do naszej firmy o wystawienie opinii dotyczącej pani (...), nikt nie zwracał się do naszej firmy w wyżej wymienionej sprawie”.
Są też oficjalne zeznania (z tego roku) jednego z przełożonych Zofii: “Podczas zatrudnienia pani (...) nie odnotowałem żadnych problemów związanych z nieusprawiedliwioną absencją. Czasem korzystała ze zwolnień lekarskich, ale jest to zakład pracy chronionej zatrudniający osoby niepełnosprawne, w związku z tym istnieje większe ryzyko, że taki pracownik będzie częściej korzystał ze zwolnień lekarskich. Pani (...) nigdy nie stawiała się do pracy pod wpływem alkoholu, gdyż na obiekcie, na którym pracowała, odbywają się częste kontrole badania trzeźwości pracowników. O takim incydencie wiedziałbym na pewno”.
Dzieci zawszone i chore
Po pierwszym – trzyletnim pobycie dzieci w placówce opiekuńczej – sąd jeszcze raz postanowił dać szansę rodzicom.
- Córka i zięć byli po terapii odwykowej. Na chwilę wzięli się za siebie. Ja wtedy opiekowałam się umierającą matką. Cały czas u niej siedziałam – mówi Zofia. – Dzieci były pod opieką matki.
Pod opieką, to chyba jednak w tym przypadku za dużo powiedziane. Kiedy po raz drugi trafiły do piotrkowskiego Domu Dziecka, były w strasznym stanie.
- Dzieci zabrane były od matki, ponieważ odbywała się tam libacja alkoholowa. 17 kwietnia 2013 r. kurator rodziny powiadomił sąd o konieczności umieszczenia dzieci w placówce opiekuńczo-wychowawczej, ponieważ matka, a także babka nie są w stanie zająć się małoletnimi z uwagi na stan upojenia alkoholowego. Kurator podał nadto, że 17 kwietnia w miejscu zamieszkania Marty była interwencja policji. W mieszkaniu odbywała się libacja alkoholowa, a w dniu wizyty kuratora kandydat na rodzinę zastępczą Zofia* znajdowała się pod wpływem alkoholu (1,1 promila). To było w trakcie, kiedy badano, czy może zostać rodzicem zastępczym. W domu był bałagan, brud, dzieci miały brudne ubrania – informuje rzecznik sądu Agnieszka Leżańska.
Dzieci trafiły do Domu Dziecka po raz drugi 18 kwietnia 2013 r. Dyrektor Danuta Malik doskonale pamięta ten dzień. - To był czwartek. Właśnie minął rok od tych wydarzeń. Dzieci przyszły do nas brudne... bardzo brudne. Miały brudną skórę, brudne, długie paznokcie. I to nie był taki brud z wczoraj. Przyszły z zaawansowaną wszawicą. Dzieci miały strupy na głowie od ciągłego drapania się. Cała trójka miała też zmiany skórne. Wiemy, że zanim dzieci znów do nas trafiły, najmłodszy chłopiec w marcu 2013 r. był w szpitalu z powodu świerzbu. Ale po wyjściu ze szpitala trzeba było o to dbać, a nikt nie zadbał. Kiedy Dominik do nas trafił, miał zaognione rany na stopach. Starsza dwójka miała poważne zmiany skórne – mięczaka zakaźnego. Już następnego dnia pojechałyśmy z nimi do dermatologa. Takich wizyt było później jeszcze 14. Niemal co tydzień byłyśmy u lekarza. Asia z tego powodu do końca roku szkolnego nie mogła chodzić do szkoły (tu na miejscu starałyśmy się realizować program i utrzymać poziom). Darek wrócił do szkoły pod koniec roku – opowiada dyrektor DD. Asia zresztą i tak mało do szkoły chodziła. Kiedy była pod opieką matki, miała ponad 200 godzin nieobecności. Bywała nieprzygotowana do zajęć (teraz ma wyniki dobre i bardzo dobre).
- Wtedy u każdego z nas w głowach rodziło się pytanie, jaka babcia, która wie, że córka ma problem z wychowaniem dzieci, że dzieci były wcześniej w placówce, widząc takie zaniedbania, nie działa (w dodatku starając się o bycie rodziną zastępczą dla nich), nie reaguje od razu, żeby im jakoś pomóc. To takie zupełnie ludzkie pytanie – która babcia dopuściłaby do takiego stanu higienicznego swoich wnucząt wiedząc, że córka miała problemy z opieką nad nimi. Wystarczyło trzy razy w tygodniu zajrzeć do dzieci, umyć je, przebrać w czyste ubrania. Na to nie potrzeba zgody sądu – mówi Danuta Malik. - Kiedy trafiły do nas, najstarsza Asia powiedziała do koleżanki: ciociu, nareszcie woda.
Zofia tłumaczy incydenty
Zofia każdy zarzut i alkoholowy incydent potrafi wytłumaczyć. – Kiedy zabierali dzieci, one były pod opieką matki, nie moją. Ale przyjechałam, kiedy dowiedziałam się, że chcą je zabrać (może niepotrzebnie, bo się to teraz za mną ciągnie). Poprzedniego dnia byliśmy na imieninach u sąsiadki. Trochę wypiliśmy. Kiedy przyjechałam na miejsce, zbadali mnie alkomatem, trochę wykazało. Ale powtarzam - dzieci nie były wtedy pod moją opieką. Nieprawdą jest też, że byłam pijana podczas wizyty w Rodzinnym Ośrodku Diagnostyczno-Konsultacyjnym w Łodzi. Ktoś rzucił sobie oskarżenie, ale nigdy tego nie udowodnił. To również sąd później zweryfikował, ale ta opinia ciągnie się za mną – tłumaczy Zofia.
Ani sąd, ani Miejski Ośrodek Pomocy nie dają jej jednak wiary. Jeśli to taka dobra babcia i chce się dziećmi opiekować, to jak to możliwe, że razem z matką spożywają alkohol, dzieci są brudne, zaniedbane – pytają.
- Mówimy o małych dzieciach, których dotychczasowe życie jest wystarczająco rozchwiane, niestabilne. Dzieci są zaniedbane nie tylko fizycznie, ale i emocjonalnie, patrzą na ciągle nadużywających alkoholu rodziców. Teraz pojawia się pytanie, czy sąd ma nie widzieć tego, że również osoba, która stara się o uzyskanie opieki nad tymi dziećmi, ma ten sam problem. Bo ma. W aktach sprawy to się ewidentnie przewija. Nie trzeba być nałogowym alkoholikiem. Dla sądu wystarczy, że ktoś ma problem. W tym wypadku alkohol jest, jest problem, ale jest i wyparcie tego problemu. I to podkreśla także dyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie – że pani ten problem neguje, wypiera – tłumaczy rzecznik sądu.
Chciałam dzieci chociaż na święta
Zofia widzi dzieci w domu, w jej domu. – Jak to możliwe, że nie dali mi dzieci nawet na święta Bożego Narodzenia. Nie rozumiem, dlaczego - mówi.
- Sąd oddalił wniosek pani Zofii o ustanowienie jej rodziną zastępczą. To się stało 29 października 2013 r. Została złożona apelacja do tego postanowienia. W takim momencie niepewności sytuacji prawnej postanowiliśmy w wyniku dyskusji (bo to nigdy nie jest decyzja jednoosobowa dyrektora, tylko zespołu, w skład którego wchodzi psycholog, pedagog, pracownik socjalny, wychowawcy z grup, pielęgniarka) nie urlopować dzieci na święta – tłumaczy Danuta Malik, dyrektor Domu Dziecka w Piotrkowie. - Kierowaliśmy się poczuciem bezpieczeństwa dzieci. Chcieliśmy utrzymać poczucie stabilizacji, nawet jednostajności, które staramy się osiągnąć. Ponieważ sąd oddalił wniosek o rodzinę zastępczą i jednocześnie pozbawił rodziców władzy rodzicielskiej, uznałyśmy, że dawanie dzieciom nadziei (dla nas bardzo niepewnej) nie jest dla nich dobre. Nie chciałyśmy, żeby po raz kolejny poczuły się odrzucone, niepotrzebne – tłumaczy. – To był powód odmowy urlopowania na święta. Jak się wkrótce okazało, apelacja pani Zofii została odrzucona i to potwierdziło nasze przypuszczenia. Poza tym my niczego nie możemy robić wbrew opiniom sądu, opieramy się na jego postanowieniach.
- Ale przecież sąd wyraził zgodę na urlopowanie dzieci, jeśli tylko Dom Dziecka nie będzie miał nic przeciwko – odpowiada Zofia. – Mam na to dokument.
Rzeczywiście, jest. Jest też fakt, że Dom Dziecka jednak miał coś przeciwko. Co nie znaczy, że nie docenia obecnych starań babci.
Babcia przychodzi z laptopem
- Babcia rzeczywiście stara się odwiedzać dzieci codziennie. Oczywiście interesuje się ich losem. Jeśli ma nie przyjść któregoś dnia, wcześniej uprzedza o tym telefonicznie. Dzieci oczywiście czekają i mają dzięki temu poczucie przynależności, ale jakość tych kontaktów nie należy do najwyższej półki – opowiada dyrektor Domu Dziecka. – Dzieci zaglądają do torby, co babcia przyniosła. Było wiele takich sytuacji, że prosiłyśmy babcię, żeby o połowę zmniejszyła ilość rzeczy, które przynosi. Żeby nie było tyle słodyczy, tyle chipsów, ciastek, napojów gazowanych, produktów, które nic dobrego do diety nie wnoszą. Po pewnym czasie doszłyśmy do kompromisu i tych przynoszonych rzeczy jest mniej. Pomiędzy rodzeństwem dochodzi do różnych konfliktów. Wielokrotnie było też tak, że babcia prosiła nas o interwencję, o mediacje w tych dziecięcych sporach. Dzieci przebywające w placówce są w trudnej sytuacji i te swoje emocje różnie okazują. Zdarzało się, że używały niecenzuralnych słów w stosunku do babci, ale mimo to czekają na nią - opowiada.
Babcia przychodzi do nich z laptopem. - Dzieci bardzo to sobie chwalą, ale my obawiamy się, żeby kontakty z babcią nie kojarzyły się tylko z tym, że ona przynosi laptopa i na tym polega kontakt babci i wnucząt, zamiast np. rozmowy, ale tak to teraz wygląda. Do laptopa jest kolejka. To powoduje kłótnie i nieporozumienia między dziećmi – tłumaczy dyrektor DD.
Komunia dla Asi
Zofia kupiła już białą sukienkę. Za parę dni Pierwsza Komunia jej najstarszej wnuczki. Sama chce zadbać o wszystko dla dziecka, mimo że w Domu Dziecka wszystko “z urzędu” zapewniają. Tylko czy Asia będzie mogła z rodzeństwem pójść do babci? Zofia już dawno napisała wniosek o urlopowanie dzieci chociaż na ten jeden weekend. Już dostała zgodę, ale na... jeden dzień. Wieczorem dzieci muszą wrócić do placówki. – Tu była dyskusja. W zespole były głosy za i przeciw, ale wzięłyśmy pod uwagę, że to szczególny dzień dla dziecka. To urlopowanie nie jest długie (od uroczystej mszy świętej do godz. 18.00) – tłumaczy dyrektor Domu Dziecka.
Co na to wszystko dzieci – przynajmniej te starsze? – Asia nie mówi, że chciałaby zamieszkać z babcią. Ale może dlatego, że my bardzo prosiłyśmy babcię, żeby nie dawała złudnych nadziei dzieciom. Stwarzanie sytuacji oczekiwania na coś, co może nie nastąpić, jest wobec dzieci niehumanitarne – dodaje dyrektor placówki. – Tym bardziej, że dzieci były u nas, spędziły tu trzy lata, wróciły do domu i miały nadzieję na to, że już wszystko będzie dobrze. Że będzie mama, tata, babcia, że będzie normalny dom. I znowu się okazało, że to nie wypaliło. Że rodzice zawiedli.
Czy zawiedzie babcia? Zofia nie zamierza odpuszczać walki o dzieci. Już złożyła kolejny wniosek o ustanowienie jej rodziną zastępczą.
- Z przeprowadzonego postępowania dowodowego jednoznacznie wynika, iż w aktualnej sytuacji życiowej kandydaci na rodzinę zastępczą nie dają gwarancji należytego wychowania dzieci. Dzieci powinny być izolowane z dotychczasowego środowiska. To nie dziecko ma zabezpieczyć interesy rodziny, tylko rodzina zastępcza ma zabezpieczyć interesy małoletnich dzieci, które w swoim krótkim życiu przeszły już wiele – cytuje argumentację sądu Agnieszka Leżańska. Ale dodaje jednocześnie: - Na przyszłość nic nie jest przesądzone. Jeśli dziadkowie okażą się wydolni, aby tę opiekę przejąć, nic nie jest wykluczone. Dzieci są jeszcze małe, do ich pełnoletności jest jeszcze sporo czasu. Tylko za słowami muszą pójść konkretne czyny.
Anna Wiktorowicz
*Imiona bohaterów zostały zmienione.