9 września 1979 roku odbyły się w Piotrkowie, ostatnie w stylu PRL, dożynki centralne. Piotrków z tej okazji otrzymał od innych polskich miast wiele wartościowych prezentów. Jednym z nich była kładka nad torami PKP - dar robotników z Częstochowy. W niedalekim sąsiedztwie (idąc w stronę ulicy Narutowicza) miał powstać tunel dla pieszych pod torami, ale jakoś nie zdążył się przed dożynkami wybudować. Pozostała nam po nich kilkunastotonowa kładka, która może wtedy była rozwiązaniem nowoczesnym i powodem do dumy, …jednak dzisiaj jest tylko symbolem lat minionych i nie bardzo komponuje się z technologiami i architekturą XXI wieku.
Zbliżające się kolejne urodziny piotrkowskiej kładki skłaniają ku kilku refleksjom.
Pierwsza z nich dotyczy próby odpowiedzi na pytanie, czy aby niezbyt gorliwie staraliśmy się, w ciągu tych prawie 50 lat, o budowę zapowiadanego kiedyś wiaduktu w ciągu ulicy Słowackiego, czy chociażby tylko podziemnego przejścia dla pieszych i pasażerów?
Przejścia pod torami są rozwiązaniami powszechnymi i stosowanymi od dziesięcioleci. Szczególnie w zachodniej Polsce, gdzie nawet najmniejsza stacyjka takowe przejście posiada. Nie tak dawno przejście podziemne na dworcu wybudowano w Pabianicach. Nie jest daleko, można pojechać i pooglądać.
W tym miejscu należy przypomnieć, że 5 lat temu PKP zaproponowały miastu wspólną budowę wiaduktu w ciągu ulicy Słowackiego. Jednak oferta ta była raczej mało ciekawa i pod względem technicznym, jak i finansowym… Dlatego też zapewne nie doczekała się realizacji.
Tu pojawia się druga refleksja. Jeżeli tamta koncepcja była zła, to dlaczego nie pojawiła się kolejna? Może to miasto Piotrków powinno coś zaproponować polskim kolejom? Coś, co byłoby dla nas akceptowalne zarówno pod względem koncepcji jak i finansowania?
Piotrków jest miastem podzielonym na dwie części linią kolejową. Rodzi to określone skutki i problemy. Do tej pory w publicznej dyskusji problem ten pozostawał pomijany. Za sprawą ulicy Moryca powrócił, chociaż nie wszyscy łączą ze sobą te fakty.
Kolejna refleksja to pytanie o możliwości rozbudowy funkcjonującego dworca PKP, jego zaplecza (w tym parkingów) i skomunikowanie go z różnymi częściami miasta. To co obserwujemy, skłania do wniosku, że niedługo dojdziemy do ściany. Już dzisiaj nie ma tam gdzie zaparkować samochodu, a rosnąca w perspektywie funkcja kolei taką konieczność rozbudowy wymusi. Jedynym rozwiązaniem wydaje się zlokalizowanie dworca (i jego zaplecza) po obu stronach torów, czyli na terenach należących dzisiaj do PKP (po wschodniej stronie torów). A to wymaga podziemnego przejścia pod torami z prawdziwego zdarzenia…
Na koniec tych rozważań wypada zauważyć, że dożynkowa kładka mocno rdzewieje i po prostu straszy. Może ten problem wezmą sobie do serca nasi przyszli radni? Chociaż lepiej byłoby, gdyby oprócz zarządzenia generalnego malowania starali się rozwiązać problem kompleksowo, ku chwale własnej, miasta i jego mieszkańców.