Hitlerowcy rozstrzelali mieszkańców Piotrkowa w odwecie za śmierć niemieckiego żandarma nazwiskiem Muschalik (lub Muschalak), zabitego w pobliżu torowiska przez patrol partyzantów AK, dowodzony przez Mariana Króla, pseud. „Szczerba”. Żandarm znany był w Piotrkowie ze swojego okrucieństwa. Zginął w akcji o kryptonimie „Kurzawa”. Jednak jego towarzysze poprzysięgli zemstę na Polakach, która miała się dokonać w tym samym miejscu i tego samego dnia. Miał to być jasny sygnał dla Piotrkowian, by nie zadzierać z okupantem. W zapowiedzianym błyskawicznym odwecie brali udział nie tylko żandarmi, ale też funkcjonariusze ówczesnej granatowej policji.
Jak udało się po latach ustalić z zeznań części z funkcjonariuszy granatowej policji - egzekucja miała być masowa, a do rozstrzelania policjanci mieli przyprowadzić zakładników z piotrkowskiego więzienia. Straceńców powiązano ze sobą sznurkami i prowadzono w miejsce kaźni przez całe miasto, aż do placu „Budki”. Oficjalnie zginęło wówczas dwadzieścia osób, choć można znaleźć też informacje, że podczas późniejszej ekshumacji doliczono się dwóch ciał więcej. Jednak na oficjalnych listach widnieje 20 nazwisk.
W pamiętnej egzekucji wzięło udział 30 żandarmów i 60 granatowych policjantów. Zaangażowano cały pluton mundurowych, czyli niemal wszystkich z piotrkowskiego komisariatu. Według zeznań - w rozstrzeliwaniu Polaków nie brali udziału tylko dyżurni, którzy zostali na posterunku. Zaś ci z policjantów, którzy stawili się przy torach mieli za zadanie stworzyć zwarty pierścień wokół Polaków, by żaden z nich nie uciekł przed odwetem żandarmów.
Męczarnie miały trwać przez około dwie godziny. Przyprowadzeni więźniowie umierali z zawiązanymi oczami. Część z nich miała krzyczeć przed śmiercią „Niech żyje Polska!”, część miała umierać z okrzykiem „Precz z okupantem!” na ustach, co tylko przyspieszyło egzekucję. Żandarmi nie chcieli bowiem dopuścić do eskalacji nastrojów antyniemieckich, a odważne hasła mogły dać taki skutek. Niemcom zaś zależało na zastraszeniu Polaków i złamaniu ich ducha. Temu miała służyć akcja odwetowa za śmierć jednego z nich, wspomnianego Muschalika (lub według innych źródeł Muschalaka).
Po rozstrzelaniu wszystkich zakładników, granatowa policja wrzucała ich ciała na ciężarówkę, po czym zamordowanych wywieziono do Lasu Rakowskiego i wrzucono do wykopanych tam dołów. Ekshumacja była możliwa dopiero po wyzwoleniu Piotrkowa, a zorganizowano ją 14 kwietnia 1945 roku.
Po wojnie w miejscu egzekucji ustawiono drewnianą kapliczkę, a po latach postawiono murowany pomnik. Odsłonięto go 7 listopada 1965 roku, co było możliwe dzięki fundatorom. Byli nimi pracownicy pobliskich hut - „Hortensja” i „Kara”.
Na pomniku znajdują się obecnie dwie odnowione tablice. Jedna z nich informuje o intencji jego ustawienia:
„PAMIĘCI
20 PARTYZANTÓW I ZAKŁADNIKÓW
ROZSTRZELANYCH PRZEZ
HITLEROWSKIEGO OKUPANTA
DNIA 12.II.1944 r.
FUNDACJA PIOTRKÓW TRYB. 1995 r.”
Na drugiej tablicy znajdują się nazwiska pomordowanych, obok których umieszczono też daty i miejsca ich urodzenia. Mogiły zabitych „na budkach” 12 lutego 1944 roku znajdują się na Cmentarzu Nowym przy ul. Partyzantów.
Pomnik znajduje się przy ul. Budki, lub jak powiedzą starsi mieszkańcy - koło cyklodromu, bo taki obiekt funkcjonował swego czasu w tej części Piotrkowa.