Zwiększona umieralność sprawiła, że zakłady pogrzebowe zaczęły borykać się z problemem przepełnionych chłodni. Niektóre z nich musiały odmawiać usługi rodzinom zmarłych lub proponować im odległe terminy pochówku. Jedna z piotrkowskich firm zdecydowała się z kolei na wygospodarowanie dodatkowego miejsca.
- Dotychczas nasza chłodnia pozwalała na przechowywanie 25 ciał. Obserwując sytuację i widząc potrzeby odwiedzających nas żałobników, zdecydowaliśmy się otworzyć chłodnię dla kolejnych 25 zmarłych. To ważne, ponieważ pozwala nam obsłużyć także osoby, które odeszły zmagając się z koronawirusem. Większa liczba ciał w chłodniach spowodowana była także tym, że często rodzina zmarłego z covidem odbywała kwarantannę i formalności związanych z pogrzebem mogła dopełnić dopiero po jej zakończeniu. Poza tym piotrkowskie cmentarze miały problem z obsłużeniem tak wysokiej liczby pogrzebów. Osoby, które musiały pożegnać swojego bliskiego, na jego ostatnią drogę musiały w najbardziej newralgicznych momentach czekać nawet ponad 3 tygodnie - mówi Arkadiusz Mijas z piotrkowskiej firmy pogrzebowej GRAVE Mijas.
Do listopada 2020 roku, choć pandemia trwała już od kilku miesięcy, zasady dotyczące chowania zmarłych były stałe i nie zmieniały się od wielu lat. Nadejście COVID-19 wstrząsnęło licznymi branżami, w tym także tą funeralną. Zmarli, którzy otrzymali przed śmiercią dodatni wynik testu na COVID-19 muszą być najpierw przez medyków, a następnie przez zakłady pogrzebowe traktowani według konkretnych reguł.
- Ciało, które odbieramy ze szpitala, jest odpowiednio zabezpieczone. Umieszcza się je w dwóch workach i zgodnie z przepisami nie wolno nam podczas pogrzebu otwierać trumny. Bliscy nie mogą po raz ostatni spojrzeć na zmarłego i pomodlić się nad nim. To trudne. My jednak musimy sztywno trzymać się tych procedur. Przede wszystkim chodzi o to, by korzystający z naszych usług byli bezpieczni i chronieni przed zakażeniem. Takie sygnały na szczęście nigdy do nas nie dotarły. Jeśli natomiast zmarłego z koronawirusem odbieramy z domu, wtedy moi pracownicy zakładają kombinezony i nie zdejmują ich przez cały czas, gdy mają kontakt z ciałem. Mieliśmy też przypadek covidowej sekcji zwłok, w czasie której musieliśmy wyizolować część naszego obiektu na Rakowskiej na 24 godziny. Konieczna była wtedy dodatkowa dezynfekcja chłodni i zaopatrzenie się w bardzo dużą liczbę kombinezonów, masek czy przyłbic. System, który został stworzony odgórnie, moim zdaniem jest jasny i przejrzysty. Generuje natomiast koszty, bo trzeba kupić wspomniane kombinezony, a one z kolei wraz z innymi odpadami mogą być utylizowane wyłącznie przez specjalistyczną firmę, a za to też trzeba zapłacić - dodaje nasz rozmówca.
Zakłady pogrzebowe zobowiązane zostały też do przestrzegania konkretnych reguł związanych z transportem ciał lub prochów zmarłych za granicę, albo spoza kraju do Polski. - Zdarzało się, że zmarły musiał przebyć do nas drogę z Wysp Brytyjskich czy Niemiec. My z kolei wywoziliśmy ciała np. na Ukrainę, choć w pewnym momencie taka podróż kończyła się już na granicy, bo takie były restrykcje naszych wschodnich sąsiadów. Tam ukraińskie firmy w strefie neutralnej odbierały zmarłego i postępowały według swoich procedur. W takim transporcie należy używać metalowej trumny, która jest szczelnie zaplombowana. Chodzi o to, by wirus nie miał żadnej możliwości wydostania się - wyjaśnia Arkadiusz Mijas.
Pandemia koronawirusa sprawiła, że więcej osób niż dotychczas decyduje się nie na tradycyjny pochówek, ale na pogrzeb kremacyjny. Według danych firmy Grave Mijas aktualnie już częściej niż co trzeci zmarły poddawany jest kremacji. Wcześniej taka forma stanowiła niespełna 20% wszystkich pogrzebów. - W naszej branży musimy cechować się najwyższą odpowiedzialnością. Każdą inną usługę można powtórzyć czy poprawić. My nie mamy takiej możliwości - podsumowuje nasz rozmówca.