O Bożym Narodzeniu mówi się często, że to magiczny czas. Mówi się chyba niesłusznie, bo w Bożym Narodzeniu nie ma magii. Jest wiara. Bo jak – jeśli nie wiarą – wytłumaczyć to, że Bóg przychodzi do ludzi w postaci całkowicie bezbronnego noworodka?
Magia świąt, magiczne święta, szaleństwo świąt – to stwierdzenia, które pojawiają się już od dłuższego czasu. Te słowa są sprzeczne. Magia i wiara kłócą się ze sobą. Słowo magia często jest używane po to, aby wyprzeć słowa: Boże Narodzenie. Gdyby Bóg się nie narodził, nie byłoby świąt. Niektórzy słowo magia używają celowo, a niektórzy chcą w ten sposób jeszcze bardziej podkreślić atmosferę, jaka wokół tych świąt się pojawia. Z jednej strony jest to negatywne, ale z drugiej to często po prostu wyraz emocji. Święta Bożego Narodzenia to święta miłości, radości, pokoju i rodziny, fantastycznej atmosfery i czasu spędzonego razem. A wszystko dlatego, że Bóg się narodził.
Chrystus przychodzi w postaci bezbronnego dziecka. Przychodzi na świat odrzucony przez ludzi, w grocie narodzenia, wśród zwierząt. A jako pierwsi o narodzeniu Boga-człowieka dowiadują się najubożsi, pasterze, którzy pilnują swoich stad. Na co, wykorzystując tę symbolikę, Pan Bóg chce nam wskazać?
Słowo stało się ciałem – to jest sens Bożego Narodzenia. Jezus przychodzi na świat nocą, żeby nie zakłócić spokoju ludzi, rodzi się za miastem, rodzi się w ubóstwie, rodzi się z pokornej i prostej Służebnicy Pańskiej Maryi, opiekunem Jezusa jest prosty, pokorny, pełny wiary człowiek – Józef. Pan Jezus chce być pośród prostych ludzi. Prostych, czyli takich, którzy patrzą sercem i potrafią przyjąć z wiarą Boże Słowo. Prostota jest przeciwieństwem pychy. Człowiek pyszny, zadufany w sobie, zapatrzony w siebie, nie potrafi dostrzec Pana Boga. Prosty człowiek, patrzący sercem i oczyma wiary potrafi otworzyć się na Boga i tego Boga przyjąć. Tak była Maryja, takim był Józef, taka była święta Elżbieta. I Bóg chce, abyśmy właśnie takimi byli.
Napięcie na granicy, pandemia koronawirusa, kryzys gospodarczy. To tylko część problemów, z jakimi na co dzień się mierzyć. Jakie przesłanie na dzisiejsze, bardzo trudne czasy, niesie nam nowo narodzony Jezus.
Pokój. Pokój i miłość. Tego nam brakuje. Konflikty były, są i będą. Trudności były, są i będą. Pan Bóg ich nam nie zabierze, bo sami sobie je stwarzamy. Według mnie brakuje w naszych sercach miłości i pokoju. Właśnie po to przychodzi do nas Jezus. Przychodzi, aby przynieść nam pokój.
Już dziś wieczorem w wielu domach domach usłyszymy, że „Bóg się rodzi, moc truchleje”. Na ile to piękne wezwanie w naszym – z dnia na dzień coraz bardziej podzielony społeczeństwie – jest jeszcze słyszalne?
Wyrzucamy Boga. Wyrzucamy Boga skąd się da. A Pan Bóg delikatnie puka do naszych drzwi. Do drzwi, które są w naszych sercach. One są przepiękne, ale nie ma w nich klamki od wewnątrz. Jest tylko klamka od środka. Pan Jezus przychodzi, puka i mówi: otwórz, przyjmij mnie. Jeśli w naszych sercach, w naszych domach, w naszych rodzinach na pierwszym miejscu będzie Bóg to wszystko będzie miało swoje miejsce.
Choinka, prezenty, zakupy, wigilijne potrawy to rzeczy za którym biegamy przed każdymi świętami. Istota Bożego Narodzenia znajduje się jednak zupełnie gdzie indziej?
Wszystko jest potrzebne. Choinka, prezenty, pięknie przyozdobiony stół wigilijny – to wszystko jest niezwykle potrzebne. Cała ta otoczka jest jednak po to, aby jeszcze mocniej podkreślić fakt, że czekamy na Boże Narodzenie. Czekamy na spotkanie z tymi, których kochamy, i których jeszcze mamy. Wszystko, co towarzyszy przygotowaniom do świąt ma mi pomóc z jeszcze większą miłością spojrzeć na tych, których mam. Abym wziął do ręki opłatek i powiedział: „dziękuję Ci, że jesteś, Kocham Cię”. Dlaczego? Bo ja nie wiem, czy za rok, przy tym samym stole wigilijnym spotkam moich najbliższych. Więcej: nie wiem, czy oni mnie spotkają…
Nie odrzucajmy tego co jest piękne: choinki, prezentów, strojów, atmosfery, potraw wigilijnych. Żeby w tym wszystkim nie zginęło to, co jest najważniejsze: to, że święta są dlatego, że Bóg się narodził. Zawsze powtarzam to wszystkim wiernym: przeżyj te święta Bożego Narodzenia tak, jakby to miały być ostatnie święta w twoim życiu. Nie wiesz, czy za rok Ty będziesz, czy spotkasz swoją mamę, tatę, żonę, męża, babcię czy dziecko. Jeśli popatrzysz na to w ten sposób, to stając z opłatkiem naprzeciw kogoś, kogo kochasz nie będziesz mówił byle jakich życzeń, tylko się popłaczesz i z trudem, bo ściśnie Cię w gardle powiesz: mamo, tato, żono, mężu: Kocham Cię. I to jest właśnie w świętach najpiękniejsze.
Na sam koniec miałem zapytać, czego ksiądz życzyłby mieszkańcom Piotrkowa i regionu na zbliżające się święta i nowy rok, ale te życzenia chyba już ksiądz wypowiedział?
Kiedy mówię, że to mogą być ostatnie święta, to przechodzą ciarki. Niektórzy mogą mieć pretensje: ksiądz nas straszy. Często mówię, popatrz tu w kościele: tutaj byli ludzie, a już ich nie ma wśród nas. Pojedziesz na cmentarz z opłatkiem, ale nie da się już wypowiedzieć niewypowiedzianych słów. Nie zmarnujmy tych świąt. Pędzisz przez życie. Zatrzymaj się w tę chwilę. Weź dziecko na kolana, powiedz żonie: „kocham Cię, dziękuję że jesteś”, ucałuj mamę w rękę.
Jeśli już nie masz swoich bliskich to po wieczerzy wigilijnej weź kawałek opłatka i jedź na cmentarz, włóż go do stroika, powiedz: „mamo, tato, Kocham Cię, brakuje mi Ciebie. W tę wigilię chcę być razem z tobą”. Tak ja robię…
Życzę pięknych, błogosławionych, rodzinnych, pełnych miłości i pokoju Świąt Bożego Narodzenia. Maleńka rodzi się Miłość. Bóg daje to bezbronne dziecko w moje i twoje ręce. Daje, bo nam ufa. Daje, bo wie że nie zrobimy mu krzywdy. Przyjmujmy go: przyjdźmy na Eucharystię, adorujmy żłóbek, przyjmijmy komunię świętą. Podziękujemy za to, że możemy razem przeżyć kolejne Boże Narodzenie.
Dziękuję bardzo za rozmowę, piękne życzenia i od siebie oraz naszych czytelników także życzę wiele dobrego na święta Bożego Narodzenia.
Dziękuję bardzo. Jeszcze raz życzę błogosławionych Świąt, a na nowy rok życzę tylko jednego: żeby był lepszy. Pod każdym względem lepszy.