Piotr Hałaszkiewicz z Bełchatowa wspólnie ze swoją narzeczoną przejechał Polonezem 25000 kilometrów odwiedzając 13 krajów w ciągu 100 dni. Dojechał aż do Wybrzeża Kości Słoniowej. - Trzeba się nie bać realizować swoich marzeń, nie ma głupich pomysłów, wszystko jest do zrobienia. No chyba, że ktoś planuje podróż Polonezem na księżyc - powiedział w rozmowie z prowadzącymi Magazyn Magiel. Para miała kuchnię polową i prysznic turystyczny. Ze spaniem też nie było problemu. - Udało mi się kupić namiot dedykowany dla Poloneza i spaliśmy praktycznie całą wyprawę na dachu samochodu - wyjaśnił. Jak dodał nie mieli żadnych nieprzyjemnych zdarzeń.
Z kolei piotrkowianin Piotr Biegała zwiedzał Afrykę poczciwym polskim Żukiem o nazwie "Grzmiący Rydwan". - Tam się nie ma co popsuć, samochód nie jest nowoczesny, ale to jest jego zaleta przy tego wyprawach - powiedział w rozmowie z Radiem Strefa FM. Choć ostatnio często Polacy zapuszczają się na Czarny Ląd autami produkowanymi w kraju nad Wisłą to tubylcy jednak ich nie znają. - W Mauretanii co 20 km mieliśmy kontrolę drogową. Standardem było pytanie: Toyota, Mercedes czy Nissan? To trzy marki jakie znali. Nie byli w stanie zakwalifikować naszego Żuka. Więc wpisywali "Grzmiący Rydwan" - opowiada pan Piotr. Piotrkowianin był też Żukiem w Gruzji. Czy planuje kolejne wyprawy? - Chcielibyśmy pojechać w wiele różnych miejsc, ale musimy mierzyć siły na zamiary.
Natomiast burmistrz Sulejowa Wojciech Ostrowski w 2016 roku wybrał się w samotną podróż do Rzymu rowerem. Pokonał prawie 2000 km. - Dziennie jechałem od 120 do 150 km. Po Alpach mniej, po płaskim terenie więcej. Oczywiście jadąc z bagażem - mówił na radiowej antenie. I zachęca: - To jest wspaniała przygoda i każdemu polecam. Taka wyprawa ma swoje wielkie plusy.
fot. materiały prywatne Piotra Hałaszkiewicza