Pani Grażyna przy ulicy Porazińskiej w Piotrkowie mieszka od 7 lat. Okolica cicha i spokojna, prawie jak na wsi. Ogień w jej domu pojawił się w środę 3 stycznia około godz. 23. - Byliśmy już w łóżkach, przygotowani do spania, nawet telewizor był już wyłączony - opowiada piotrkowianka. - Usłyszeliśmy trzaski, strzelanie. Od strony balkonu było widać płomienie. Zadzwoniliśmy po straż, zbiegliśmy na dół. Po chwili cały taras był w ogniu. Na naszych oczach wystrzeliły szyby i cały ogień wpadł do pokoju. Zdążyłam tylko zabrać ze stolika telefon i dokumenty.
Pani Grażyna natychmiast zadzwoniła po straż. Po kilku minutach słychać było syreny. - Straż rzeczywiście miała problem z dojazdem, bo pierwszy samochód nie od razu wjechał w naszą ulicę. Przy wjedzie do nas nie ma ani tabliczki „ulica Porazińskiej” ani „ulica Widok” - mówi kobieta. - Stałam przed domem i patrzyłam jak oni wolniutko jechali po tych dziurach, a dom stał w płomieniach. To było dla mnie przerażające, kiedy podczas akcji strażacy krzyczeli, że nie ma wody, a ja cały czas widziałam płomienie. Później z tych nerwów byłam po prostu nieprzytomna. W ulicy, przy której mieszkamy nie ma hydrantu. - Pytali mnie, gdzie jest najbliższy, ale skąd ja mogłam wiedzieć.
Z moich informacji wynika, że znaleźli w końcu hydrant w okolicach Łódzkiej/Wysokiej – mówi sąsiad pani Grażyny. - Sąsiadujemy z ogródkami działkowymi, gdzie również nie ma żadnego hydrantu. Nie daj Boże, żeby tam się coś stało. Kilkanaście hektarów działek, a nie ma żadnego wjazdu, ani dostępu do wody – dodaje pan Krzysztof.
Z punktu widzenia strażaków sytuacja nie wyglądała aż tak dramatycznie. W akcji udział brało 5 zastępów strażackich: 3 z PSP i 2 z OSP, łącznie 25 strażaków. - Kiedy strażacy dojechali na miejsce, pożar był już rozwinięty, ogniem objęty był cały budynek – mówi nam Wojciech Pawlikowski, rzecznik prasowy Komendy Miejskiej PSP w Piotrkowie Trybunalskim. - Akcja trwała ponad 3 godziny. W przypadku tego pożaru zapas wody, który mieliśmy „na samochodach” w zupełności nam wystarczał, tym bardziej, że na miejsce przyjechały jeszcze dwie jednostki OSP (z Moszczenicy i Lubanowa). Dowódca, w pierwszej fazie pożaru, mógł oczywiście przypuszczać, że wody nie wystarczy, stąd lokalizowanie najbliższego hydrantu.
Strażak przyznaje, że rzeczywiście w ul. Porazińskiej nie ma hydrantu, najbliższy zlokalizowany jest w ul. Pawłowskiej przy rondzie Kostromska/Łódzka/Karolinowska/Pawłowska. Strażacy tej nocy rzeczywiście korzystali z hydrantu, ale było to już po zakończeniu akcji gaśniczej. Musieli uzupełnić zapasy wody. - Często spotykamy się z takimi uwagami, że strażacy przyjechali do akcji bez wody, bo od razu szukali hydrantu – wyjaśnia W. Pawlikowski. - Prawda wygląda inaczej. Każdy samochód ratowniczo-gaśniczy ma na sobie od dwóch do nawet 10 metrów sześciennych wody, co pozwala w pierwszej fazie pożaru podjąć działania. A znalezienie hydrantu zabezpiecza nam ciągłość podawania środka gaśniczego przy dużych pożarach.
Rzecznik Komendy przyznaje też, że rzeczywiście 3 stycznia w nocy kierowca pierwszego samochodu jadącego do akcji nie skręcił w ulicę Widok (prowadzącą do Porazińskiej), tylko pojechał dalej, zaraz jednak zawrócił. - Sam swego czasu miałem interwencję na osiedlu Pawłowska. Kluczyliśmy, nie mogliśmy trafić, bo w pewnym momencie droga kończyła się w polu - dodaje.
Mieszkańcy ulicy Porazińskiej powiedzieli nam, że od lat zabiegają w Urzędzie Miasta o poprawę stanu nawierzchni drogi. - Odpisują nam, że w miarę posiadanych środków poprawią tę ulicę. Nie chodzi o wybudowanie tego fragmentu ulicy, tylko o utwardzenie, wystarczyłaby warstwa żużla i przejechanie walcem – mówi pan Krzysztof. - Tymczasem oni przyjeżdżają na 20 minut spychaczem, owszem, zakopują dziury, ale kiedy spadnie deszcz, wszystko zostaje wypłukane i znów mamy to samo. To były działania kosmetyczne, bo ja też mogę wyrzucić popiół na ulicę, a deszcz i tak wszystko wypłucze. Mieszkamy przy bocznej ulicy miasta. To jest nowa ulica, raptem kilka posesji, ale jest wielki kłopot z dojazdem. Wielokrotnie interweniował w tej sprawie również nasz radny.
Mieszkaniec osiedla Pawłowska zaznacza, że utwardzenie Porazińskiej nie kosztowałoby wiele, podobnie jak oznakowanie ulic na osiedlu. - To są przecież proste sprawy. Ile kosztuje drogowskaz? 200 – 300 zł? To samo zrobienie hydrantu, który nie musi być przed naszymi domami, ale po prostu w okolicy. Nie winimy straży pożarnej, bo przecież oni wjeżdżają tam, gdzie mogą. Niech ta tragedia, która spotkała panią Grażynę będzie chociaż nauczką – mówi pan Krzysztof.
O stanowisko w sprawie problemów mieszkańców z Porazińskiej poprosiliśmy magistrat. Kierownik Biura Prasowego Urzędu Miasta nie ma jednak dobrych wieści. Mówi, że ulica pokryta jest asfaltem tylko w połowie i w najbliższym czasie raczej się to nie zmieni. Dlaczego? - Dwie działki osób prywatnych wchodzą w pas drogowy, a więc kolidują z inwestycją – tłumaczy Jarosław Bąkowicz. - Co gorsza stan prawny tych działek jest nieuregulowany, jest tam kilku spadkobierców. Od dłuższego czasu prowadzimy z tymi osobami korespondencję. Niestety, nie odbierają naszych pism, nie odpisują. Mimo, to nie załamujemy rąk i chcemy wybudować tę drogę do końca. Niestety w obecnej sytuacji nie możemy nawet doprowadzić tam wodociągu. Kolejna rodzina wybudowała sobie dom w tej okolicy, mieszkańcy przychodzą do prezydenta i proszą o wykonanie wodociągu, a my nic nie możemy zrobić, nie mamy którędy poprowadzić sieci. Mamy nadzieję, że w niedalekiej przyszłości to się zmieni.
Jeśli zaś chodzi o bieżący stan ulicy Porazińskiej, to – jak radzi J. Bąkowicz - mieszkańcy powinni zgłosić sprawę do Zarządu Dróg, który interwencyjnie poprawi stan nawierzchni.