Przy Jagiellońskiej powstają dwa budynki 5-kondygnacyjne, gdzie znajdzie się 100 lokali mieszkalnych i 81 podziemnych miejsc parkingowych. - Każdy budynek będzie wyposażony w windy i pomieszczenia gospodarcze, tzw. komórki lokatorskie – czytamy na stronie internetowej inwestora. - Osiedle będzie miało własny, dobrze wyposażony plac zabaw i ogrodzony teren, co zapewni bezpieczeństwo jego mieszkańcom. Natomiast dobra jakość wszystkich materiałów użytych do budowy inwestycji da gwarancję wysokiego standardu mieszkań.
I… bardzo dobrze. Dzięki inwestycji, ta część miasta z pewnością zyska, a nie straci (zwłaszcza wizualnie).
Budowa ruszyła kilka miesięcy temu. Mieszkańcy tej części miasta muszą liczyć się z wieloma utrudnieniami. Przez jakiś czas zamknięty była ulica Jagiellońska. Odcinek od Reymonta do al. 3 Maja zamknięto w maju, a miało to związek z rozpoczęciem pierwszego etapu budowy kanalizacji przez inwestora wraz z przykanalikami, wypustami i przyłączem w ciągu ulicy. Nawierzchnia ulicy została zniszczona. Ale wiadomo, żeby było lepiej, najpierw musi być gorzej.
Jednak nie na utrudnienia komunikacyjne skarżą się bezpośredni sąsiedzi budowy.
Najbardziej dokuczliwy dla otoczenia był pierwszy etap budowy.
- Od razu zaznaczam, że nie jestem przeciwko samej budowie, a bronię swojego domu. Wszystkie ściany nam popękały, płytki na podłodze również – mówi nam Halina Masłowska, właścicielka posesji przy Reymonta 7, jej działka bezpośrednio sąsiaduje z budowa. - Był taki moment, że myślałam, że pospadają szafki z kredensów. Z mężem musieliśmy wyjść z domu. Oni kopią tuż przy naszym domu. Boję się, że chałupa się rozsypie. Codziennie pęknięcia robią się większe.
- Dzisiaj żona rozmawiała z sąsiadem, który mieszka na rogu Jagiellońskiej i Reymonta. Powiedział, że jak żuraw na budowie upuścił coś ciężkiego, to jego żonie aż widelec wypadł z ręki – dodaje mąż pani Haliny.
Masłowscy zaprosili nas do swojego domu przy Reymonta. Rzeczywiście, ściany popękane (pęknięcia miejscami mają co najmniej kilka milimetrów), podobnie podłoga czy sufit. Małżeństwo wezwało na pomoc powiatowego inspektora nadzoru budowlanego. - Przyjechali na kontrolę, decyzji nie wydali, tylko… śmiali nam się w oczy. Powiedzieli, że tak musi być. Odpowiedzieli jedynie, żebym zgłosiła się do sądu. Napisaliśmy skargę do wojewódzkiego nadzoru budowlanego – mówi pani Halina, a wtóruje jej mąż: - Ulicą Jagiellońską w kierunku II LO poprowadzone są rury ciepłownicze. Żeby to zabezpieczyć, wbijane były 12-metrowe kotwy stalowe w grunt. Przy tym wbijaniu był niesamowity hałas i wstrząsy, szklanki spadały ze stołu, nie tylko u nas, ale też w blokach przy Jagiellońskiej. Tam ludzie nawet podpisy zbierali w proteście. Zwróciliśmy się do nadzoru. Inspektor był na miejscu, spisał notatkę, poinformował nas, że on nie jest od przesuwających się szklanek czy pękających ścian.
O opinię na temat tego, co dzieje się z budynkiem państwa Masłowskich, zwróciliśmy się do samego inspektora nadzoru. - Znamy sprawę, nasi inspektorzy byli na miejscu – powiedział nam Waldemar Gumienny, powiatowy inspektor nadzoru budowlanego. - Nie stwierdzili, żeby działo się tam coś groźnego. Były tam niewielkie spękania, ale one raczej wynikają z eksploatacji budynku. Podczas kontroli nie stwierdziliśmy nieprawidłowości.
Wg inspektora piotrkowianom pozostaje skierować swoje roszczenia – w trybie cywilnym – do sądu. A w tym przypadku konieczne będzie przeprowadzenie ekspertyzy, na koszt właścicieli posesji oczywiście. - Również ubezpieczyciel doradził, żebyśmy zgłosili sprawę do sądu, bo nasze ubezpieczenie nie obejmuje tego typu szkód – dodają Masłowscy.
„Podczas oględzin miejsca szkody ustalono, że do powstania szkody doszło w wyniku trwających robót na okoliczność budowy z użyciem ciężkiego i wibracyjnego sprzętu – stwierdza z kolei ubezpieczyciel. - „Doszło do pęknięcia ścian zewnętrznych i wewnętrznych budynku mieszkalnego. Zdarzenie takie nie jest objęte zakresem zawartego ubezpieczenia. Biorąc powyższe pod uwagę, brak jest podstaw do podjęcia odpowiedzialności za powstałe zdarzenie”.
Co więc pozostaje Halinie i Krzysztofowi Masłowskim? Jak doradził im zarówno ubezpieczyciel, jak i inspektor nadzoru, dochodzenie swoich praw na drodze sądowej. A póki co wystosowali skargę do wojewódzkiego inspektora nadzoru budowlanego na urzędników z nadzoru w Piotrkowie. - Na razie czekamy na odpowiedź z Łodzi. Potem wystąpimy do sądu – mówią.
O całej sprawie wie sam inwestor. - Przy Reymonta 7 był nadzór budowlany, przeprowadzono kontrolę – mówi Witold Krześlak. - Byłem na miejscu, widziałem. Te pęknięcia na ścianach nie powstały w wyniku naszej działalności. Ci państwo mogą oczywiście iść do sądu, tylko to i tak nic nie da.
Kierownik osiedla Jagiellońska (z ramienia Piotrkowskiej Spółdzielni Mieszkaniowej) przyznaje, że kiedy budowa ruszyła, lokatorzy rzeczywiście byli zaniepokojeni. - Kilka osób nawet interweniowało, pytali, co się tam dzieje, zwłaszcza kiedy były te najgorsze wstrząsy i hałasy. Wysłaliśmy na miejsce naszego inspektora nadzoru budowlanego, był na budowie, okazało się, że wszystko jest w porządku. Teraz już nikt się nie skarży – mówi Elżbieta Jagusiak.
Developer zapewnia, że ten najbardziej uciążliwy dla otoczenia etap prac już minął. - Zdajemy sobie sprawę, że budowa za płotem to spora uciążliwość, ale jeszcze trochę trzeba się będzie pomęczyć – dodaje. Jak długo? Budowa ma się zakończyć w listopadzie 2018 roku.