Czy poradnie są gotowe na akcję "Kleszcz"?

Tydzień Trybunalski Sobota, 24 czerwca 201712
Czytelnik portalu epiotrkow.pl zwrócił się do redakcji z problemem, z którym najwidoczniej nie mogą sobie poradzić piotrkowskie poradnie. Czy pacjentowi nie będącemu mieszkańcem Piotrkowa można wyciągnąć kleszcza? Okazuje się, że nie jest to wcale takie proste.
fot.pixabay.comfot.pixabay.com

- Mieszkam na stałe w Bełchatowie, a w Piotrkowie pracuję. Rano rozpoznałem na swojej skórze kleszcza. Zauważyłem go kilka dni temu, ale myślałem, że to jakaś krostka. Dopiero dzisiaj, kiedy "krostka" zmieniła kąt, a zarumienienie nie znikało, przyjrzałem się z bliska. Pierwsze to próba wyciągnięcia pęsetą - dwa nieudane podejścia i zaczyna piec. Z moją wadą wzroku nawet w okularach ciężko było mi się dokładnie przyjrzeć kleszczowi, więc nie byłem pewien czy dobrze go chwytam. No nic, pomyślałem, że w Piotrkowie w czasie pracy wyskoczę i w najbliższej przychodni wyciągną mi go. Jakież było moje zdziwienie, kiedy w przychodni odmówiono mi pomocy. Pani w rejestracji powiedziała, że muszę iść tam, gdzie jestem zarejestrowany, czyli do Bełchatowa. Nie zrobią mi tego, bo musi to lekarz obejrzeć. Koniec. Tak sobie pomyślałem w drodze powrotnej do pracy, a gdybym był turystą z Zamościa, to musiałbym wracać do Zamościa?! – żali się pan Jan (imię zmienione).
Sprawdzamy. Zadzwoniłem do jednej z piotrkowskich przychodni, powiedziałem, że pracuję w Piotrkowie, ale mieszkam w Tomaszowie Mazowieckim. Pani odpowiedziała, że muszę udać się do swojej przychodni w miejscu zamieszkania, albo do Poradni Chirurgicznej w szpitalu.

 

Ale wróćmy do naszego czytelnika. Mężczyzna zadzwonił do Narodowego Funduszu Zdrowia, gdzie otrzymał informację, że każda przychodnia w Polsce ma obowiązek go przyjąć, w takiej sytuacji jakiej się znalazł. Problem pojawiłby się, gdyby mieszkał w gminie sąsiedniej, ale Piotrków i Bełchatów nie są przecież sąsiadami.
My również skontaktowaliśmy się z NFZ. Okazuje się, że wiedza osób pracujących w przychodni jest niewielka, tym bardziej, że Narodowy Fundusz Zdrowia płaci za taką usługę… 49 złotych. Ale widocznie POZ-ty są tak bogate, że na zarobku im nie zależy.
Anna Leder, rzecznik łódzkiego oddziału NFZ potwierdziła, że nasz czytelnik również zwrócił się do nich z problemem. - Dostaliśmy list od pacjenta i skontaktowaliśmy się z właścicielem poradni, aby przekazać, w jaki sposób pacjent powinien zostać załatwiony – informuje przedstawicielka Funduszu, która tłumaczy jednocześnie, że przychodnia nie powinna odsyłać pacjenta do SOR-u czy innej przychodni. Lekarz powinien obejrzeć taką osobę i spróbować pomóc, tym bardziej, że każda taka placówka ma podstawowe narzędzia chirurgiczne do wyjęcia kleszcza. I nie ma tu znaczenia fakt, że pacjent nie był z Piotrkowa. - Były trzy przypadki, kiedy ukaraliśmy placówki medyczne wysokimi karami za odsyłanie pacjentów – wyjaśnia Anna Leder, jednocześnie ostrzegając przed takimi działaniami.

 

Rzecznik Szpitala Wojewódzkiego w Piotrkowie Ewa Tarnowska-Ciotucha powiedziała nam jednak, że każdy, kto ma problem z kleszczem może się zgłosić na Szpitalny Oddział Ratunkowy. - Chirurg ma dyżur codziennie i nie ma z tym problemu - usłyszeliśmy. I co ważne nie ma znaczenia, gdzie pacjent mieszka. SOR to jednak ostateczność, bo najpierw przyjmowane są ciężkie przypadki, dlatego osoba z kleszczem może tam czekać wiele godzin zanim zostanie przyjęta przez lekarza.


A nasz czytelnik uzbrojony w argumenty próbował dalej pozbyć się nieproszonego gościa.
- Obdzwoniłem jeszcze trzy przychodnie i w pierwszej odmówiono mi pomocy, w drugiej powiedziano, że moje miejsce zamieszkania nie stanowi absolutnie przeszkody, lecz nie mają doświadczenia w wyciąganiu kleszczy. Mogę jednak przyjechać, może się uda. W trzeciej mają narzędzia i doświadczenie, ale na wieść, że jestem z Bełchatowa nastała konsternacja i zamieszanie w recepcji, bo nie wiadomo czy mogą mnie przyjąć. Uratowało mnie to, że jestem zarejestrowany właśnie w tej przychodni (ten sam właściciel – przyp. red.) w Bełchatowie.


Czyli pierwszy krok zrobiony, teraz kleszczem trzeba się zająć. Jak się okazało, personel chyba nie do końca wie, jak to się robi, bo pan Jan był zaskoczony tym, co robiła pielęgniarka.
- Sam zabieg wyciągania kleszcza wykonywany był przez pielęgniarkę, igłą od strzykawki - pani stwierdziła, że nie trzeba w moim przypadku używać innych narzędzi. Kleszcz od rana wgryzł się jeszcze głębiej w skórę. Oczywiście od razu się nie udało - igła została wbita pod skórę w miejscu ukąszenia i ciągnięta pionowo do góry w nadziei, że kleszcz puści. Niestety kleszcz rozpadł się na kawałki i łeb został w krwawiącej ranie. Pani na zmianę próbowała go wydłubać lub wycisnąć (ściskając od góry, a nie od spodu) kiedy pojawiało się więcej krwi. Ostatecznie chyba wszystko udało się wydłubać, rana została przeczyszczona gazikiem nasączonym środkiem bez spirytusowym (informacja od pielęgniarki), a następnie zaklejona gazikiem i plastrem. Mam przez trzy dni obserwować czy nie ma zmian (w internecie piszą, że miesiąc). Najgorsze jest to, że piszą w niektórych artykułach, że nie musi być rumienia, kiedy jest zakażenie boreliozą – opisuje sytyację mężczyzna.
Fachowcy podkreślają, że kleszcza powinien wyjąć lekarz w przychodni, a później tego osobnika oddaje się do badania, aby sprawdzić czy nie był czasem nosicielem boreliozy. Tymczasem nasz czytelnik stwierdził, że w jego przypadku nic takiego nie miało miejsca.


A na stronie www.pediatria.mp.pl/pierwszapomoc porady na temat usuwania kleszcza nijak się mają do tego, co zrobiła pielęgniarka w przychodni. „Kleszcza usuwamy wyłącznie mechanicznie za pomocą wąskich szczypczyków, którymi należy go uchwycić jak najbliżej skóry. Aby postępowanie było skuteczne, należy usuwać kleszcza ze stałą siłą wzdłuż osi wkłucia. Miejsce po usunięciu kleszcza należy przemyć środkiem odkażającym, a ręce starannie umyć. Podczas zabiegu nie wolno wykonywać ruchów obrotowych, które sprzyjają oderwaniu tułowia lub wręcz jego zmiażdżeniu.
Jednak nawet podczas poprawnie przeprowadzonego zabiegu często w skórze pozostaje część głowowa. Należy wówczas poprzestać na dezynfekcji, gdyż pozostawienie fragmentu kleszcza nie zwiększa ryzyka zakażenia. Ewentualne zabiegi chirurgiczne zmierzające do usunięcia pozostawionego fragmentu kleszcza stanowią zbędne obciążenie pacjenta, a w wyniku nieuchronnego naruszenia ciągłości naczyń skóry mogą wręcz zwiększyć ryzyko przenikania drobnoustrojów uwolnionych wcześniej z kleszcza”.


Podobne porady znajdują się na wielu innych stronach poświęconych tematyce medycznej.

 


Zainteresował temat?

3

2


Zobacz również

Komentarze (12)

Zaloguj się: FacebookGoogleKonto ePiotrkow.pl
loading
Portal epiotrkow.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść wypowiedzi zamieszczanych przez użytkowników. Osoby komentujące czynią to na swoją odpowiedzialność karną lub cywilną.

gbg ~gbg (Gość)25.06.2017 09:38

Ok, skoro jest jakiś projekt "kleszcz" to trzeba przestrzegać wytycznych. Nie pierwszy raz POZ zwala robotę na szpital czy pogotowie, znam to z pracy. To karygodne. Ale przyznacie, że podejście pacjenta jest trochę dziwaczne... . Z tego co zrozumiałem, to będąc w domu, w Bełchatowie wpadł na pomysł.... :
" No nic, pomyślałem, że w Piotrkowie w czasie pracy wyskoczę i w najbliższej przychodni wyciągną mi go. Jakież było moje zdziwienie, kiedy w przychodni odmówiono mi pomocy." Pfffffffffffff no trochę nonszalnckie podejście, tylko ja to widzę?

24


kleszczyk ~kleszczyk (Gość)25.06.2017 00:06

Olejek miętowy wystarczy w zupełności. Kleszcz sam wyłazi.

06


Zakręcony ~Zakręcony (Gość)25.06.2017 19:56

Jeślo masz grypę idziesz na' rejon '., .Jeśli masz sraczkę idziesz na 'rejon '., Jeśli masz kleszcza idziesz na 'rejon '.To jest proste . NIE PODKRĘCAJCIE !

31


gosc 13 ~gosc 13 (Gość)25.06.2017 07:31

Boże co za kraj ,co za służba zdrowia ? Lekarze tylko są po to aby leczyć prywatnie i zbierać cegiełki na dom .W szpitalach są opryskliwi niegrzeczni co do pacjenta ,a za pieniążki do rany ich przyłóż Kiedy to się zmieni .do lekarza specjalisty trzeba czekać 14 miesięcy Chory kraj

121


Witek ~Witek (Gość)25.06.2017 09:34

W naszym powiecie służba zdrowia nie jest do niczego przygotowana na czele ze szpitalem przy Rakowskie . Takiego dziadostwa jak teraz jest nie pamiętam bo kiedyś było całkiem dobrze. Co z tego ,ze nie nasz pacjent a psim obowiązkiem służby zdrowia jest udzielenie pomocy ale teraz ważniejsze sa papierki a pacjent niech zdycha

42


Pierre Dolevas ~Pierre Dolevas (Gość)25.06.2017 01:16

Dzięki za tą komediową historię przed snem. Pójdę spać w lepszym humorze. ;)
Dobrze, że policja tak nie działa, jak służba zdrowia. Gdyby taki przyjezdny u nas narozrabiał, to trzeba by czekać, aż złapie go policja z jego miejsca zamieszkania.
Historia na kabaret. A pani pielęgniarka - miodzio! Nawet zwykłą igłą potrafiła zapewnić kleszczowi "rozrywkę".

Cytuję:
Niestety kleszcz rozpadł się na kawałki i łeb został w krwawiącej ranie.


Kleszcz poszedł w ślady pani pielęgniarki, i zupełnie stracił głowę.
Podejrzewam, że bardziej fachową pomoc ten pan by znalazł u weterynarza. "Problem" do rozwiązania w kilka minut, a facet przeżył przygody, z których można by film zrobić.
Mój kraj - taki piękny!
;)

110


aaaa ~aaaa (Gość)25.06.2017 00:57

Miesiąc temu moja 2 letnia córka została ugryziona przez kleszcza. Kleszcz przy wyciąganiu urwał się,a lekarz stwierdził ,że reszty nie trzeba wyciągać bo samo wyjdzie. Koniec końców wyciągnął resztę za pierwszym razem igłą. Przemył ranę i koniec. Żadnego antybiotyku nic. Obserwuję ranę codzień,nic się nie dzieje,ale strach ciągle jest w człowieku.

41


reklama
reklama

Społeczność

Doceniamy za wyłączenie AdBlocka na naszym portalu. Postaramy się, aby reklamy nie zakłócały przeglądania strony. Jeśli jakaś reklama lub umiejscowienie jej spowoduje dyskomfort prosimy, poinformuj nas o tym!

Życzymy miłego przeglądania naszej strony!

zamknij komunikat