Jeśli chodzi o zarażenie trzody chlewnej, w Polsce od lutego 2014 stwierdzono 16 ognisk ASF - w przypadku dzików znacznie więcej, bo ponad 100. Nie dziwią więc stanowcze reakcje i komunikaty ostrzegawcze - taki wydał już Powiatowy Lekarz Weterynarii w Piotrkowie Trybunalskim, Paweł Śpiewak.
Na temat choroby i skutków, jakie może ze sobą przynieść, porozmawialiśmy z Miłoszem Kwiecińskim, lekarzem weterynarii i rzecznikiem prasowym Zarządu Okręgowego Polskiego Związku Łowieckiego w Piotrkowie.
Czym właściwie jest pomór świń?
To choroba wirusowa – w naszym kraju groźna tylko dla dzików i świń. Dla człowieka nie stanowi bezpośrednio zagrożenia - nawet zjedzone przez człowieka mięso z zarażonej sztuki nie jest dla niego szkodliwe. Chodzi raczej o aspekt ekonomiczny i staramy się uczulić jak najwięcej ludzi na ten temat. Żyjemy przecież na obszarze, na którym utrzymuje się bardzo dużą ilość świń.
To swego rodzaju zagłębie. Sam temat jest podejmowany w mediach od jakiegoś czasu, ale ze świadomością ludzi w tej kwestii chyba nie jest jeszcze tak, jak byście sobie życzyli?
Chcemy położyć duży nacisk na to, że jeśli ta choroba, występująca głównie na wschodniej flance Polski, dotrze do centralnej części kraju, wywoła ogromne skutki ekonomiczne zarówno w hodowli, jak i przemyśle mięsnym. Duże obostrzenia dotyczące eksportu, wywozu mięsa mogą spowodować, że większość hodowców czy przetwórców wieprzowiny straci źródło utrzymania, a bogate gminy, które "świnią stoją", mogą stać się gminami biednymi.
W jaki sposób można jeszcze – oprócz podnoszenia ludzkiej świadomości w tej kwestii – walczyć z pomorem świń?
Na topie jest takie ładne określenie jak bioasekuracja. Hodowla świń wiąże się z obostrzeniami zapisanymi w prawie. Rolnik, który ma dom ogrodzony tylko od frontu albo zupełnie nieogrodzoną chlewnię, w razie dotarcia do naszego regionu wirusa będzie miał ubite całe stado i nie otrzyma za to odszkodowania. Należy spełniać wszystkie wymogi, jakie określa prawo, by gospodarstwo było jak najlepiej chronione i by ryzyko zarażenia było zminimalizowane.
W jaki sposób można się zarazić?
Pamiętajmy, że głównym wektorem choroby nie są dziki. Dzik na dzień dzisiejszy roznosi chorobę w niewielkim promilu. Choroba szaleje za wschodnią granicą, więc zwierzęta te, pokonując duże odległości, przychodzą na teren Polski i – jeśli są chore – padają. Przestrzegamy rolników przed tym, że podstawowym czynnikiem, który sprzyja rozprzestrzenianiu się choroby, to ludzie. Pracownicy, którzy przyjeżdżają zza wschodniej granicy. Choroba przenosi się przez resztki jedzenia. Nawet mięso świń, przywiezione w kanapce przez osobę zza wschodniej granicy i wyrzucone gdzieś w lesie, może spowodować zarażenie dzika i rozprzestrzenienie się choroby. Jeśli rolnicy będą zatrudniali osoby chcące się zatrudnić w pracach sezonowych w gospodarstwach, powinni pytać, czy w ich gospodarstwach, czy w ich okolicy występowała ta choroba, czy utrzymywane są świnie. Przestrzegamy, żeby samochody przyjeżdżające zza tej granicy nie wjeżdżały na teren fermy i by unikać wyrobów wędliniarskich stamtąd przywiezionych.
Każdy nowo przyjęty pracownik z zagranicy powinien się ponadto poddać wspomnianej bioasekuracji, czyli się zdezynfekować i założyć sterylną odzież. I nie przemieszczać się z gospodarstwa do gospodarstwa.
A jak uczulić w tej sprawie myśliwych i co powinno zwrócić ich uwagę?
Krwawe wypływy ze wszystkich otworów ciała, podbiegnięcia, sińce u padłych dzików, u żywych – pienista wydzielina z jamy gębowej czy krwawa biegunka. Ponadto jeśli na terenie Piotrkowskiego Okręgu Łowieckiego któryś z myśliwych zauważy zwiększone padnięcia dzików albo zostanie on poinformowany przez społeczność o dzikach, które nie boją się ludzi i mają ograniczony odruch poruszania się lub ucieczki, alarmujemy policję lub Inspektorat Weterynarii w Piotrkowie. Również myśliwi mogą podjąć odpowiednie działania by takie zwierzę odłowić, zbadać i sprawdzić, czy nie mamy do czynienia z ASF.
mj