Sędziowie mają z roku na rok coraz mniej pracy. Zdarza się, że podczas dyżurów pełnionych przez sądy, prokuratury i adwokatów nie zostaje rozpatrzony żaden wniosek.
Sąd Rejonowy w Tomaszowie Mazowieckim w 2007 roku rozpatrzył 150 takich spraw, rok temu 70, a w tym zaledwie cztery. - Pomysł takich sądów od początku był chybiony - uważa Jacek Gasiński, wiceprezes Sądu Okręgowego w Piotrkowie Trybunalskim. - Przecież 90 procent spraw dotyczy pijanych kierowców i cyklistów, dla których niepotrzebnie ponosi się ogromne koszty związane z wożeniem ich przez policjantów i opłacaniem adwokatów. Sprawę można by rozwiązać inaczej i oszczędniej.
Z szacunków prawników wynika, że rozprawy w trybie przyspieszonym kosztują pięć razy więcej niż normalne. Ukaranie grzywną 200 zł drobnego złodzieja w sądzie 24-godzinnym kosztuje 1000 zł. Dlaczego tak dużo? Bo trzeba pokryć koszty noclegu w izbie zatrzymań, dowiezienia przez policję, dyżuru popołudniowego, nocnego i weekendowego sędziego, prokuratora i adwokata.
- Sądy 24-godzinne nie spełniły się w obecnej formule - dodaje Krzysztof Borzęcki, przewodniczący XVII Wydziału Karnego Sądu Okręgowego w Skierniewicach. - Nie powinno być dowożenia podejrzanych przez policję i obowiązkowego bronienia ich przez adwokatów z urzędu, którym płaci się około 400 zł w pierwszej instancji i około 500 zł w drugiej.
Barbara Bojakowska, wiceprezes Sądu Okręgowego w Sieradzu, dodaje, że sądy przyspieszone umierają śmiercią naturalną. W 2008 roku w okręgu sieradzkim było 210 takich spraw, w tym zaledwie 10. W 2008 roku w okręgu łódzkim zanotowano 18 tys. takich spraw, z czego 9 tys. w samej Łodzi. Wśród nich 80 proc. to pijani kierowcy i rowerzyści, 15 proc. - o znieważenie policjantów i tylko 5 proc. to wyczyny chuliganów i złodziei.
- W tym roku mamy bardzo mało wniosków od policji i prokuratury, co oznacza, że sądy 24-godzinne obumierają - przyznaje sędzia Jarosław Papis, rzecznik Sądu Okręgowego w Łodzi. - Sprawy pijanych kierowców i cyklistów można by sądzić w trybie zwykłym i wyniosłoby to o wiele taniej.
Tak też postępują policjanci, którzy unikają kierowania spraw do sądów 24-godzinnych.
- Nie stosujemy tego trybu, bo nie mamy na to ani ludzi, ani radiowozów - ujawnia oficer policji KMP w Łodzi. - Przecież "obsługa" pijanego kierowcy wymaga wiele zachodu. Trzeba go dowieźć do komisariatu, aby wytrzeźwiał, a potem zawieźć do prokuratury na przesłuchanie i do sądu na rozprawę. Czy nie lepiej by było, aby w tym czasie policjanci patrolowali ulice i zatrzymywali przestępców?
Podobnie uważają adwokaci i prokuratorzy, wskazujący na kłopoty ze świadkami, których trzeba ściągać na rozprawy w trybie przyśpieszonym. Sugerują, że w sądzie powinna wystarczyć pisemna, spisana przez policjanta, relacja świadka, a nie jego obligatoryjna obecność.
Prawnicy nie zostawiają na szybkich sądach suchej nitki. Nic więc dziwnego, że resort sprawiedliwości przygotował ich reformę.
- Tzw. sądy 24-godzinne nie spełniły pokładanych w nich oczekiwań i tylko ułamek spraw dotyczy czynów chuligańskich - przyznaje Joanna Dębek z Wydziału Informacji Ministerstwa Sprawiedliwości. Dlatego resort ten postanowił "przemeblować" ten tryb szybkiego sądzenia. Nowelizacja w tej sprawie trafiła już do Sejmu. Na czym będą polegać zmiany? Nie trzeba będzie zatrzymywać sprawcy ujętego na gorącym uczynku, osadzać go w areszcie i doprowadzać do gmachu Temidy. Będzie on spisywany i wzywany do sądu w ciągu 72 godzin od zdarzenia. Jeśli się nie stawi przed sądem, wyrok zostanie wydany pod jego nieobecność. Sprawców będzie też można skazywać bez rozprawy, czyli tak jak teraz, w trybie zwyczajnym.
Wiesław Pierzchała POLSKA Dziennik Łódzki