Teraz dokarmiają go inni, a w szczególności Katarzyna Sawicka. Piotrkowianka zajmuje się psem za każdym razem, gdy jedzie do pracy do Tomaszowa.
- W okolicach lutego, bo od stycznia jeżdżę tą trasą do pracy, zauważyłam, że cały czas tutaj kręci się duży, czarny kundel - a to gdzieś pod sklepem, a to właśnie tu, po drugiej stronie ulicy. Kiedyś postanowiłam się zatrzymać i zrobić wywiad środowiskowy, aby dowiedzieć się, co to w ogóle jest za pies. Z tego, co wiem od mieszkańców z pobliskich domów, właściciele tego pieska po prostu zmarli, a po ich śmierci nie bardzo kto miał się nim zająć. Wiem od pani sprzedawczyni ze sklepu, że jest jakaś rodzina, a nawet ostatnio udało mi się poznać siostrę tej pani, ale ogólnie nikt nie wyraził zainteresowania, żeby go wziąć. Siostra się tłumaczy, że sama ma psa, więc nie może go wziąć, ale go dokarmia. Niby dzwoniła do schroniska, żeby go zabrali, ale ogólnie Misiek jest na tyle mądry i sprytny, że ucieka do lasu, więc nie da się go złapać - mówi Katarzyna Sawicka.
Okoliczni mieszkańcy darzą czworonoga ogromną sympatią. - To jest dobry pies, to jest taki łagodny Misiek (jak mówią Kapsel, to mnie aż złość bierze). To naprawdę jest taki Misiek, Misiaczek. Czasem się tak wyciągnie przy ulicy i leży spokojnie. Mogą tiry jechać, samochody osobowe, a on nie boi się i śpi normalnie. Na nic nie reaguje, nawet duży ruch mu nie przeszkadza. Naprawdę podziwiam tego psa - mówi starsza kobieta mieszkająca przy ul. Smolnej. - Tu jedna pani przyjeżdża do niego. Podziwiam tę młodą kobietę. Kurczaka mu całego przyniosła ze sklepu, rzuciła. Drugi to by samemu zjadł, a ona rzuciła jemu i jeszcze kiełbasy mu nakroiła. Tak co kilka dni ona tu jest, miskę mu wstawiła, żeby miał wodę, no po prostu dba o Miśka. Dzisiaj jakąś szczotkę przyniosła i czesała go, a potem jeszcze się z nim pobawiła - relacjonuje kobieta.
Pani Katarzyna zawsze przed pracą odwiedza Miśka i zajmuje się nim. - Staram się być dwa razy w tygodniu tutaj w Tomaszowie, bo tak mam zorganizowaną pracę. Kupiłam ładną, dużą miskę dla Kapsla. Szwagier mój ostrzegał mnie, że miska ze stali nierdzewnej nie pobędzie tutaj długo i niestety miał rację. Miska chyba była niecały tydzień. Ktoś się nią zainteresował bardzo, więc postanowiłam kupić plastikową. Podpisałam “Miska Kapsla - nie kradnij!”, aby już nikt nie ruszył tej miski. I zadziałało. Myślę, że jest już tutaj prawie 3 miesiące. Zawsze rano, zanim dotrę do pracy, podjeżdżam tutaj. Kupuję mu coś do jedzenia, nalewam wodę i trochę się z nim bawię, bo widać, że brakuje mu pieszczot i ogólnie takiej bliskości. Na początku podchodził do mnie niezbyt ufnie. Ktoś mi wytłumaczył, że dwa razy było po niego schronisko, uciekał i może on się boi, że ja go gdzieś zabiorę, więc dałam spokój i nie napierałam. Przyjechałam, wlałam wodę, dałam jedzenie i nie starałam się jakoś bardzo nim interesować, ale z czasem się do mnie przyzwyczaił. Teraz sam od razu podbiega do samochodu. Ludzie o niego dbają na zasadzie, że dają mu jedzenie i on rzeczywiście nie jest głodny. Czasem przywiozę coś, a on nie jest zainteresowany jedzeniem. Zresztą jak go tak dotykam, klepię, to widzę, że nie jest zaniedbany. Brakuje mu natomiast pieszczot, przytulenia. Potrafi się czasem tak przytulać, że ledwo się utrzymuję na nogach, bo po prostu tak na mnie napiera. Jest naprawdę słodki. Nie widziałam, żeby komuś tutaj zrobił krzywdę, nie słyszałam złego słowa od ludzi na jego temat, żeby kogoś ugryzł czy żeby był agresywny. Raz widziałam, jak szczekał na samochód pana listonosza - dodaje żartobliwie pani Katarzyna.
- Mojego syna do pracy odprowadza, dzieci do szkoły, przychodzi do miasta. Gdzie go już ludzie nie widzieli. Zawsze wraca, nie wiem, jakim cudem. Człowiek by zbłądził, a on trafi – dziwi się mieszkanka Tomaszowa. - To jest kawał psa, czarny i może wygląda groźnie, ale to nie jest jego charakter. Po prostu takiego psa ciężko spotkać – dodaje syn kobiety.
- Powiem szczerze, że kiedy dowiedziałam się o jego historii, to sprawa bardzo mnie poruszyła. Była jeszcze wtedy zima i ogólnie zrobiło mi się bardzo przykro, że on tutaj się tak błąka, sam, bez żadnego schronienia. Myślałam o schronisku, ale teraz z perspektywy czasu widzę, że on nie odnalazłby się tam. Z tego, co wiem, całe życie był na wolności, teraz też cały czas jest na luzie. Nie wiem, co będę dalej robić. Martwi mnie w jego sytuacji to, że znowu przyjdzie zima i będzie musiał się dalej tułać i spać na śniegu. To jest dla mnie problem, ale do zimy jeszcze jest trochę czasu, więc mam nadzieję, że coś wymyślę. Może jakaś rodzina, która ma dom z ogrodem? – mówi Katarzyna Sawicka.