...niestety zdarza się, że sami lekarze instruują pacjentów, co powiedzieć dyspozytorowi, żeby ten wysłał zespół medyczny. Niektórzy wzywają pogotowie, bo... nie mogą zasnąć. Bywa jeszcze gorzej. Czasem rodzina wzywa karetkę, aby chory członek rodziny spędził święta w szpitalu.
Tematem bezpodstawnych wezwań pogotowia ratunkowego zainteresowali nas internauci portalu epiotrkow.pl. Postanowiliśmy sprawdzić więc, ile takich sytuacji ma miejsce w Piotrkowie. Statystyki są porażające. Jak się okazuje nawet połowa wyjazdów piotrkowskiego pogotowia jest bezcelowa.
Pacjenci potrafią wzywać zespoły do naprawdę bardzo błahych przypadków. Bardzo częste są wezwania do osób przewlekle chorych, do pacjentów z objawami, które trwają od wielu dni, ale chorzy nigdzie się z tym nie zgłosili. - Są przypadki wzywania zespołów do urazów palca, delikatnych skaleczeń czy lekkich urazów kończyn górnych (takich, które nie wymagają dużych zabiegów, a pacjent sam może zgłosić się na dyżur chirurgiczny), szczególnie u młodych, zdrowych osób. Bywały przypadki, że ktoś wezwał karetkę, bo nie mógł zasnąć. Częste są przypadki wzywania ambulansów do pacjentów ze zwykłymi infekcjami, na które lekarz POZ już zaordynował leki, a pacjent twierdzi, że wziął już dwie dawki i nic mu nie przechodzi. Notorycznie słyszymy od rodziny pacjenta albo od samego chorego: „Wezwaliśmy was, żebyście GO zabrali na badania do szpitala”. Bardzo smutne dla nas są wezwania w okolicy jakichkolwiek świąt do osób starszych, przewlekle chorych. Rodziny wzywają karetkę po to, aby zabrać taką osobę do szpitala na czas świąt. Kolejną kwestią są osoby samotne. Przez wiele dni takie osoby pozostawiane są same sobie, a jak rodzina przyjedzie w odwiedziny natychmiast wzywa karetkę, bo pacjent ma gorączkę od tygodnia - mówi ratownik medyczny Tomasz Rusołowski.
Duża część społeczeństwa ciągle myśli, że jak wezwą karetkę, to przyjedzie do niego lekarz, który zajmie się jego leczeniem. Zmieni leki, wypisze receptę, a nawet zwolnienie lekarskie. Tymczasem ustawa o Państwowym Ratownictwie Medycznym wprowadziła zespoły, w których nie ma lekarza. A w tych zespołach, w których lekarze są, zajmują się oni ratowaniem, a nie leczeniem. - W piotrkowskim pogotowiu mamy dwa zespoły Specjalistyczne (z lekarzem; obie w Piotrkowie) i pięć podstawowych (z ratowniczkami, ratownikami lub pielęgniarkami, pielęgniarzami) – jedna w Piotrkowie, jedna w Gorzkowicach, Sulejowie, Przedborzu i Wolborzu. Jest jeszcze karetka wodna w Bronisławowie z ratownikami dyżurującymi w okresie letnim - informuje nas Ewa Tarnowska-Ciotucha, rzecznik prasowy Samodzielnego Szpitala Wojewódzkiego w Piotrkowie Trybunalskim.
Jak udało nam się ustalić, zdarzają się nawet przypadki, kiedy wyjazdy Zespołów Ratownictwa Medycznego są prowokowane przez nieskuteczną Podstawową Opiekę Zdrowotną czy Nocną i Świąteczną Pomoc Lekarską. Niestety są ponoć lekarze, którzy instruują pacjentów, co mają powiedzieć dyspozytorowi medycznemu, żeby ten wysłał zespół. Ponadto sami lekarze potrafią wezwać karetkę do pacjenta, który nie jest w stanie nagłego zagrożenia życia czy zdrowia.
Niestety zdarzają się sytuacje, kiedy wszystkie karetki są w terenie. Co wtedy? Zgodnie z ustawą o Ratownictwie Medycznym, w takiej sytuacji angażowana jest jednostka Straży Pożarnej. Najbardziej frustrujące dla ratowników jest jednak ignorancja ludzi. Najczęstszą odpowiedzią na sformułowanie „ta karetka może być teraz potrzebna komuś, kto umiera”, ratownicy słyszą rozbrajające: „no trudno, ja to rozumiem, ale co ja mogę zrobić”, a nawet tak brutalne: „a co mnie to obchodzi”.
Dla ratowników nie ma różnicy czy pojadą do błahego przypadku czy do ratowania życia. Oni są w pracy i wyjadą do każdego pacjenta, bo na tym polega ich profesja. Tylko, że w momencie, kiedy pojadą założyć plaster na skaleczony palec, w tym czasie ktoś umierający może się na nich nie doczekać. I to nie będzie wina ratowników, tylko tych, którzy nadużywają systemu Państwowego Ratownictwa Medycznego. - To samo dotyczy Szpitalnych Oddziałów Ratunkowych. Zgłaszają się tam ludzie z przypadkami, z którymi powinni trafić do lekarza pierwszego kontaktu. W raporcie NIK z 2012 nawet 80% pacjentów zgłaszających się na SOR, nie powinno tam trafić – mówi Ewa Tarnowska-Ciotucha.
Są i takie przypadki, kiedy ktoś wzywa ratowników dla żartu. - Na szczęście wyjazdów dla żartu jest coraz mniej – komentują nasi ratownicy. - Być może zwiększa się świadomość społeczeństwa. Oczywiście są jeszcze zgłoszenia fałszywe. Jeden z ostatnich przykładów (zasłyszanych z innego rejonu w naszym kraju) to sytuacja, gdy ratownicy pojechali na pilne zgłoszenie, a mężczyzna powiedział: „nie ma żadnego nieprzytomnego, ja mierzę wam czas”.
Niestety nie skończyły się też „niefortunne” telefony do dyspozytorów medycznych. Muszą oni z masy telefonów wychwycić te naprawdę bardzo ważne, a zdarzają się telefony z prośbą o: numer telefonu do pizzerii; informację, o której odjeżdża pociąg, gdzie mogą kupić jakiś towar. Niestety wielu rozmówców jest bardzo wulgarnych i agresywnych. Takich telefonów jest naprawdę wiele i czasami nawet doświadczonych dyspozytorów niektóre rozmowy potrafią jeszcze zdziwić.
Każde bezpodstawne wezwanie karetki pogotowia może skończyć się czyimś zgonem. Ratownicy z Piotrkowa apelują więc, aby nie wzywać ich do spraw przewlekłych. - Jeżeli dolega nam coś od dłuższego czasu, zgłośmy się do lekarza POZ, który będzie znał naszą historię choroby. Jeżeli jesteśmy w stanie sami dotrzeć do chirurga z lekkim urazem, zróbmy to. Jeżeli mamy do czynienia ze stanem nagłym, ostrym, wtedy wzywajmy ratowników – mówią ci, którzy ratują życie.
Żaden system ratownictwa na świecie nie jest w stanie dotrzeć do poszkodowanego w jedną minutę. Możemy jednak ułatwić ratowanie ludzi, nie utrudniając pracy ratownikom, chociażby nie wzywając karetki do złamanego palca.
- Pamiętajmy Zespoły Ratownictwa Medycznego – Pogotowie Ratunkowe jest od RATOWANIA! - podkreślają ratownicy z Piotrkowa.
Aleksandra Stańczyk