Tydzień Trybunalski: - Od 30 lat jest Pan sołtysem Woli Krzysztoporskiej. Jakie obowiązki miał sołtys 30 lat temu, a jakie teraz?
Antoni Mroczkowski: - Dla ścisłości chcę dodać, że przez pierwsze trzy kadencje byłem sołtysem Woli Krzysztoporskiej i Wygody – dwóch miejscowości. Dopiero na koniec 1994 roku mieszkańcy Wygody zobowiązali się, że wybiorą sobie swojego sołtysa i utworzyli odrębne sołectwo. A wracając do pytania – 30 lat temu funkcja sołtysa była dużo trudniejsza niż dzisiaj. Sołtys zajmował się wszystkim. Przede wszystkim były kartki żywnościowe i to sołtys je wydawał. Był podatek, a przy podatku płaciło się zaraz fundusz emerytalny, płaciło się ubezpieczenie budynków, bydła. Do każdej raty podatku było tzw. konto kwitariusza, do którego trzeba było robić zestawienie.
TT: - Teraz te wszystkie zadania przejęły różne instytucje: zakłady ubezpieczeń, urzędy... Pan musiał być trochę księgowym, trochę finansistą...
A.M: - I rolnikiem. Miałem też w obowiązkach zbieranie opłaty za pobór wody. Ale najwięcej problemu było z tym, że w tym czasie nikt nie miał wodomierzy. Za wodę płaciło się ryczałtem. Sołtys musiał więc spisać, w którym gospodarstwie jest łazienka, w którym nie ma, czy jest samochód, czy jest traktor, ile jest bydła, świń, koni, drobiu, czy jest ogródek do podlewania. Sporo problemów było z foliami i szklarniami – trzeba było podawać ich wymiary. To było uciążliwe.
TT: - Było naprawdę mnóstwo pracy... Ale teraz jest Unia Europejska i rolnicy właśnie z UE muszą się rozliczać. Czy Pan im w tym jakoś pomaga?
A.M: - Raczej nie, bo jeżeli ktoś ma jakieś problemy z UE, to są ośrodki doradztwa rolniczego. Najlepiej się z nimi skontaktować – pomogą w złożeniu wniosku do agencji.
TT: - A jakie są teraz Pana obowiązki?
A.M: - Dziś jest ich dużo mniej. Zgłaszamy jako sołtysi awarie oświetlenia ulicznego, awarie wody, czuwamy nad drożnością rowów (jeśli coś jest nie tak, zawiadamiamy odpowiednie służby), zbieramy podatki.
TT: - Jest Pan doskonałym rolnikiem zainteresowanym nowinkami w swojej branży...
A.M: - Reprezentuję Polski Związek Producentów Ziemniaków i Nasion Rolniczych w Łodzi. W grudniu ubiegłego roku byłem na szkoleniu dotyczącym gospodarstw ekologicznych. Trzeba poznawać nowości.
TT: - Czy rolnicy przychodzą i pytają Pana o radę?
A.M: - Szczerze mówiąc na terenie sołectwa Wola Krzysztoporska jest 5 rolników. Nie bardzo jest już z kim rozmawiać. W tej chwili Wola to bardziej miejscowość robotnicza. Jak zaczynałem tu gospodarowanie, to w każdym podwórku była krowa, świnie. Dziś wszystko się zmieniło.
TT: - Rolników jest rzeczywiście coraz mniej, a te gospodarstwa, które zostają, muszą być coraz większe, coraz bardziej wyspecjalizowane. Pan miał możliwość obserwować te zmiany i im podlegać. Trudno było przejść na ten model dużych, specjalistycznych gospodarstw?
A.M: - Zaczynałem w 1981 r. od powierzchni 4 ha 46 arów. Był koń i dwie krowy. A dzisiaj w tym gospodarstwie są cztery traktory i wszystkie potrzebne maszyny. Byłem w wielu krajach unijnych – w Danii, Belgii, Holandii, w Szwecji i wiem, że u nas te przemiany tak szybko nie nastąpią. My Polacy żyjemy tzw. tradycją rodzinną. Gospodarstwo przekazuje się następcy. Za granicą tak nie jest. Tam, kiedy się dochodzi do wieku emerytalnego, gospodarstwo się sprzedaje i wychodzi się z rolnictwa. Ktoś, kto kupuje gospodarstwo, powiększa je, rozwija. U nas, nawet na terenie Woli Krzysztoporskiej, jest wiele osób, które nie użytkują ziemi, oddali ją w dzierżawę, ale jej nie sprzedadzą, bo to “tatusiowe” jest i tak musi zostać. U nas potrzeba jeszcze przynajmniej pokolenia, żeby to się zmieniło. Na Zachodzie rolnictwo w dużej mierze oparte jest na grupach producenckich, gdzie większe gospodarstwa są np. udziałowcami w ubojni, w mleczarni, we młynie. My nigdzie nie jesteśmy udziałowcami.
TT: - Sołtys jest też swego rodzaju pośrednikiem pomiędzy mieszkańcami a Urzędem Gminy. Jak ta współpraca się układa?
A.M: - Gdyby jej nie było, musiałbym zrezygnować.
TT: - Jak to się stało, że przez 30 lat wygrywał Pan wybory na kolejne kadencje? Nigdy nikt o nic nie miał pretensji?
A.M: - Kiedy wygrałem wybory na pierwszą kadencję, gminą zarządzał naczelnik. Pierwszymi jego słowami do mnie jako nowego sołtysa było te, żebym pamiętał zawsze o tym, kto wybiera sołtysa. Sołtysa wybierają mieszkańcy. Trzeba dobrze żyć z mieszkańcami, nie zadzierać z nimi, nie utrudniać im życia. Tymi słowami kierowałem się do tej pory i dlatego nadal jestem sołtysem.
TT: - To już 8 Pana kadencja (jedna trwa 4 lata). Miał Pan jakichś kontrkandydatów w wyborach?
A.M: - Miałem zawsze – tylko dwa lata temu nie było nikogo.
TT: - I mimo to zawsze się udawało ich pokonać... Czy zamierza Pan kandydować znów za dwa lata?
A.M: - Mam zamiar, jeśli zdrowie pozwoli.
TT: - Życzymy powodzenia!
Rozmawiała Anna Wiktorowicz