Cytuję wypowiedź Pani Fałek za portalem epiotrkow:
"Niestety podczas samej interwencji nie mogą oni (pracownicy TOZ - dopisek autora) wejść na teren posesji, na której może przebywać cierpiące zwierzę bez pozwolenia gospodarza".
No bez żartów!
Inspektor ds zwierząt ma prawo wejść na każdą posesję, na której znajdują się zwierzęta, jeśli otrzyma zgłoszenie o znęcaniu się czy zaniedbaniu, albo jeżeli sam zauważy, że coś jest nie w porządku z przebywającymi na posesji zwierzętami.
Gdyby tak nie było, nie mógłby on wykonywać swoich obowiązków.
Brak zgody właściciela? Zamknięta brama czy furtka? To tylko drobna przeszkoda
W przypadku zagrożenia życia i zdrowia zwierząt wystarczy zwykła prośba inspektora ds. zwierząt i policjanci MAJĄ OBOWIĄZEK wpuścić go na posesję, gdzie znajdują się cierpiące zwierzęta. Nie potrzeba do tego żadnych pism ani czekania na zgodę właściciela.
Co ja mówię?! Policjanci mają obowiązek służyć inspektorom wszelką możliwą pomocą nawet w przypadku, jeśli zaistnieje samo tylko podejrzenie, że zdrowie czy życie zwierząt jest zagrożone.
W nagłych i drastycznych przypadkach nie tylko inspektor ds zwierząt, ale i każdy inny obywatel RP ma i prawo, i obowiązek wejść na cudzą posesję w celu ratowania zwierzęcia. Wystarczy zgłoszenie tego faktu do najbliższej komendy policji.
Wmawianie ludziom, że ma się ręce związane nieistniejącymi przepisami, to zwykła wymówka, żeby nie podejmować działań, które mogłyby się okazać zbyt kłopotliwe.
Póki jeszcze inspektorzy ds zwierząt mają swoje uprawnienia, powinni z nich korzystać dla dobra zwierząt.
Bo nie wiadomo, co przyniesie niedaleka przyszłość.
Na horyzoncie gromadzą się już czarne chmury...
"W ciągu roku podejmujemy około 500 interwencji jako Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. Nasze telefony dzwonią bez przerwy."
Oj, Pani Prezes, albo Pani zmyśla albo nie ma pojęcia, o czym mówi.
500 interwencji? Serio? !!!!!!
Oficjalne dane mówią o 6 tysiącach interwencji podejmowanych rocznie przez TOZ-y w całej Polsce.
A wg sprawozdania merytorycznego za rok 2018 zamieszczonego a stronie głównej Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami w Piotrkowie czytamy, co następuje:
"Inspektorzy Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami w Piotrkowie przeprowadzili w 2018 roku kilka interwencji na terenie Miasta".
Zaledwie KILKA. !!!!!!!!
Jak się to ma do ilości podjętych interwencji, którymi się chwaliła (a właściwie to skarżyła pani Fałek)?
Do tego rzekomo cały czas dzwoniącego telefonu?
Odpowiadam: MA SIĘ NIJAK.
Bo co w ogóle takie bzdury opowiadać?
Jestem pewna, że wiele osób, które w nagłej i ważnej sprawie próbowały się dodzwonić do Schroniska / TOZ-u, potwierdzi, że połączenie się z jego pracownikiem / przedstawicielem TOZ często graniczy z cudem. I bynajmniej nie dlatego, że "telefony dzwonią bez przerwy". Po prostu nikt ich nie odbiera.
Jeśli zwierzakom dzieje się krzywda to normalny człowiek zawsze stara się pomoc. Pamiętajmy że zwierzęta nie potrafią mówić i to ludzie muszą dbać o nie. Zwierzeta są najlepszym przyjacielem człowieka ale niestety człowiek nie zawsze jest przyjacielem zwierząt dlatego pomagajmy tym bezbronnym istotom
Zajrzałam sobie ot tak na stronę piotrkowskiego schroniska prowadzonego przez TOZ, żeby zobaczyć, co takiego się dzieje w obszarze ochrony zwierząt w naszym regionie.
Niewiele jest tam do czytania Bogiem a prawdą.
W aktualnościach: pieski tygodnia i podziękowania dla darczyńców, ogłoszenia zbiórek i życzenia świąteczne.
Ostatnia inicjatywa - sprzed trzech lat.
Opisane raptem dwie interwencje. Każda sprzed dwóch lat.
Artykuł prasowy sprzed dwóch i pół roku.
Na stronie głównej Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami wcale nie lepiej.
Petycja w sprawie ostrzału dzików sprzed roku i ze dwa jeszcze starsze filmiki propagandowe, wszystko przygotowane przez Zarząd Główny TOZ.
Ostatnie aktualności (aktualności?!!!) - z 2015 roku.
Daje nam to prawdziwy obraz tego, jak w rzeczywistości wygląda ciężka praca Inspektoratu ds. Zwierząt w Piotrkowie.
Czy naprawdę raz do roku nie można się podzielić relacją z jednej choćby spektakularnej interwencji z tych pięciuset rocznie, które podobno przeprowadzają przedstawiciele TOZ w Piotrkowie, a którymi chwali się pani Fałek?
Albo pochwalić się choćby jednym z wielu prawomocnych wyroków skazujących, które podobno zapadły w sprawie o okrucieństwo wobec zwierząt, do czego podobno walnie przyczynili się przedstawiciele TOZ?
Albo w ogóle jakąś inicjatywą, która realnie przyczyniła się do poprawy sytuacji zwierząt bezdomnych i cierpiących w naszym regionie?
Nic? Absolutnie nic?
Daję to Państwu pod rozwagę.
W normalnych miastach jest coś takiego jak Animal Patrol Straży Miejskiej i nikt nie ma wątpliwości, do kogo zgłosić przypadki niewłaściwego traktowania zwierząt. Ale w Piotrkowie nikt potrzeby utworzenia takiego patrolu nie widzi a sam szef SM nie widzi różnicy między Eko Patrolem, który w Piotrkowie jest a Animal Patrolem, którego u nas nie ma i pewnie długo nie będzie.
Jeszcze nie tak dawno pani Fałek dysponowała grupą inspektorów ds. zwierząt i wolontariuszy gotowych do podjęcia niezwłocznej interwencji niezależnie od pory dnia i nocy przez okrągły rok.
Ja także byłam częścią tej grupy.
Pełniliśmy naszą funkcję społecznie, bez rozgłosu, nie licząc się z własnymi kosztami, nakładem sił i czasu ani wielkim stresem, który wywołuje taka forma wolontariatu.
Tacy ludzie jak my przynoszą TOZ-owi prestiż, budując społeczne zaufanie do tej organizacji. Każda organizacja prozwierzęca byłaby dumna, mając nas w swoich szeregach.
Pani Fałek pozbyła się nas WSZYSTKICH.
Powód: Za bardzo zależało nam na dobru zwierząt, a pani Fałek nie może znieść tego, że ktoś patrzy jej na ręce.
Powód nr 2: Zwierzęta odebrane w drodze interwencji generują koszty, kłopoty i masę brudu, czyli wszystko, do czego pani Fałek czuje wrodzoną awersję.
Trudno, pozbyła się nas, nie pasowało jej to, że za bardzo kochamy zwierzęta i nie pozwalamy ich krzywdzić, więc niech teraz nie biadoli, że nie ma kogo wysyłać na interwencje.
Może jeździć sama. Albo ze społecznych pieniędzy płacić za to ludziom, którzy za darmo nie kiwnęliby nawet palcem z bucie, żeby pomóc jakiemuś stworzeniu w potrzebie.
A może czas na zmiany, jak widzę ta Pani już dość długo siedzi na tym stołku, a efektów brak, znajdą się ludzie którzy chcą coś zrobić i zależy im na dobru zwierząt, nie rozumiem co ta Pani jeszcze tam robi
Zaraz,zaraz... Jak to właściwie jest? Jak rozumiem, by pomóc jakiemuś biednemu zwierzakowi należy szukać pomocy na własną rękę, ponieważ członkowie piotrkowskiego TOZ- u zajęci są pracą w schronisku ? To ilu jest tych członków i jeśli za mało, to czemu nie korzystają z pomocy wolontariuszy? Czyżby w naszym mieście nie było chętnych i dlaczego zrezygnowano z tych, którzy chcieli się tym zajmować? No, no...chyba się zapiszę.
Pani Fałek powiedziała, że w sprawie interwencji należy się kontaktować z innymi przedstawicielami TOZ, bo pracownicy schroniska mają się zajmować zwierzętami tam przebywającymi i nie mają czasu na interwencje. To ja poproszę o podanie numeru telefonu do tych przedstawicieli TOZ, którzy interwencjami się zajmują, bo na stronie schroniska widnieje tylko jeden numer telefonu, ten do schroniska. Mam nadzieję, że tacy poza Panią Fałek istnieją? Rozumiem, że opieka nad zwierzętami pochłania dużo pracy, ale chyba po to funkcjonują TOZ-y, by pomagać... ??? Szczególnie ofiarom ludzkiej podłości!. Wtedy taka pomoc musi być udzielona jak najszybciej, bo zwlekanie może się dla biednego zwierzaka skończyć tragicznie. Mam nadzieję, że się mylę, ale tak sformułowana wypowiedź szefowej TOZ sugeruje, że podejmowanie informacji o konieczności udzielenia pomocy w postaci interwencji, jest niemile widziane, gdyż przeszkadza w pracy. To nie brzmi dobrze i w połączeniu z wypowiedzią zamieszczoną poniżej o rezygnacji z pomocy oddanych pracy ludzi, budzi podejrzenie o wypalenie zawodowe osób prowadzących schronisko. Szkoda... szczególnie zwierzaków.
Doceniamy za wyłączenie AdBlocka na naszym portalu. Postaramy się, aby reklamy nie zakłócały przeglądania strony. Jeśli jakaś reklama lub umiejscowienie jej spowoduje dyskomfort prosimy, poinformuj nas o tym!
Życzymy miłego przeglądania naszej strony!