Bo kiedyś obowiązywały niepisane prawa obyczajowe. Mówiło się naprzykład: "Bo nawet gdyby smażyli Cię w smole, nie mów matole co się dzieje w szkole". I nawet gdy ktoś dostał po łapach od nauczyciela lub po nosie od kolegi, to w domu nie przyznał się. Najczęściej zresztą ojciec by mu poprawił i na tym się kończyło. A młodzież wcale nie była lepsza - zawsze były bójki , lecz to szkoła, jak słusznie piszesz, załatwiała takie sprawy we własnym gronie.
A gdyby ktoś z taką sprawą przyszedł na milicję, to wyśmialiby go, a w szkole stałby się pośmiewiskiem. A teraz: "ŚLEDCZY ustalaja bardzo dokładnie przebieg zdarzenia", "ZATRZYMANYCH zostało pięciu podejrzewanych" - cały aparat ścigania włączony jest do wyjaśnienia tego kryminalnego zdarzenia. Śmiechu warte.

00

Część mojej edukacji przypadła na okres PRL-u, a część miała już miejsce w "wolnej Polsce". I to w tej "wolnej Polsce" niestety poziom edukacji i wychowania w szkołach poleciał w dół. Tak, brałem udział w bójkach (w szkole podstawowej), i zarówno biłem innych, jak i sam obrywałem. Ale nikomu nie przyszłoby do głowy, żeby lecieć na skargę do nauczyciela, a tym bardziej na policję (wtedy milicję)!
Oczywiście, że chamstwo i buractwo trzeba tępić. Ale nie zrozumiałeś widać, co miałem na myśli. Co innego, gdyby na ulicy ci uczniowie zostali napadnięci przez grupkę nieznajomych i pobici. Ale to był konflikt z innymi uczniami tej samej szkoły - znali się, widywali na co dzień. Więc konflikt powinni zażegnać w swoim gronie (najwyższą instancją wyrokującą powinna być dyrekcja szkoły, a nie policja i sąd).
Jeśli uważasz, że takie konflikty powinna rozstrzygać policja, to potem się nie ma co dziwić, że matkę zaaresztowano, bo dała dziecku klapsa. Ostatnio w Suwałkach nauczycielka pozwała do sądu uczniów za skandaliczne zachowanie na lekcji, ich rodzice oczywiście byli tym faktem oburzeni. Dawniej ci uczniowie dostaliby po prostu kijem po łapach czy dupsku, uwagi do dziennika, a rodzice by zostali wezwani na rozmowę. Ale teraz gdyby uczeń dostał kijem czy linijką po łapie, to by rodzice zaskarżyli nauczyciela, więc kobitka zastosowała tą samą metodę w stosunku do uczniów i podniósł się raban. Tylko że kiedy wkracza do akcji policja i sąd, to taki uczeń ma przez to "nasrane w papiery"... Ale jeśli niektórzy takie rozwiązania uważają za "postępowe" i "słuszne"...

00

Bo ty z innej zacofanej i dzikiej epoki chyba jeszcze jesteś gdzie brony i maczuga były niezbędnikiem w "kieszeni" Dziś czasy są inne i CHAMSTWO trzeba tępić!

00

Dziwne rzeczy piszesz i za długie. Skończyłem wszystkie szkoły w Piotrkowie i nigdy się między sobą nie biliśmy. Może jakieś drobne zatargi sporadycznie, ale jakie solówki? Nikt na zapleczach ie dawał sobie po mordach. Moje szkoły to: SP nr 8 i I LO.

00

Ubaw po pachy. Pięciu uczniów pobiło pięciu innych uczniów, swoich rówieśników chodzących do tej samej szkoły. W dodatku sami pobici polecieli z tym na policję. Widać jak bardzo się czasy pozmieniały. Jeszcze nie tak bardzo dawno temu w szkołach było czymś normalnym, że co jakiś czas między uczniami dochodziło do sporów, które kończyły się tzw. "solówkami". Gdzieś na zapleczu szkoły dali sobie po mordach, najwyżej były drobne obrażenia (rozbity nos, warga, czy podbite oczy) i na tym się kończyło. Nikt na policję nie leciał, afery z tego nikt nie robił. A wszelkie innego typu wybryki na terenie szkoły, też były załatwiane w szkole. Zajmowali się tym nauczyciele (ewentualnie dyrekcja) wespół z rodzicami ucznia. Adekwatne do wybryku kary były wymierzane w szkole. A teraz od razu policja, sprawy w sądzie... Może trochę nietypowo, bo wiek wskazuje na koniec szkoły średniej, a ja pamiętam bójki z podstawówki, bo w średniej szkole młodzież była już trochę poważniejsza, ale mimo wszystko przesada, żeby policja musiała się takimi rzeczami zajmować.

00

pewnie to byla jakas zorganizowana akcja:)
ale chlopacy sie zdziwil i ze trafili na nierownego sobie

00

juz to widze jak ida do paki na te 3 lata...

00