Zbyt mała ilość mieszkań socjalnych to jeden z głównych problemów Piotrkowa. Lista osób oczekujących jest długa, a mieszkania, które już są, w większości są w naprawdę opłakanym stanie. - Myślą, że jak socjalne to ładne, wyremontowane i za darmo. I że to wszystko dla jakiejś patologii. A wcale tak nie jest – mówi jeden z mieszkańców lokalu socjalnego w Piotrkowie.
Mieszkanie socjalne przy ulicy Sulejowskiej. Tutaj od 40 lat mieszka 65-letnia pani Teresa*, której mąż zmarł dwa lata temu. – Ile ja czasu czekałam na wymianę okien... Tu były dziury w futrynach, wiało całą zimę, trzeba było zapychać szmatami. Mieli mi wymienić w grudniu przed świętami, ale wymienili dopiero teraz, w lutym. A ile się naprosiłam. Najpierw mi powiedzieli, że wymienią tylko jedno okno, więc odpowiedziałam, że nie. To po jakimś czasie przywieźli mi okno do drugiego pokoju. Teraz muszę walczyć o piec i podłogi, bo przecież to też jest wszystko w tragicznym stanie – mówi pani Teresa.
Kobieta zimą spala przeszło półtorej tony węgla, aby ogrzać jeden pokój, bo w drugim ogrzewania nie ma. – Co to jest za ogrzewanie mieszkania, jak na raz na noc spalam wielkie wiadro węgla, a rano mogę się dotknąć pieca. Teraz będę sobie we własnym zakresie trochę remontować kuchnię. Nikt mi na to nie da. Ja płacę czynsz regularnie, z niczym nie zalegam, a w niczym nie chcą pomagać. Z TBS-u powiedzieli mi, że podłogę mam dobrą. Jaka ona dobra? Jak pani sama widzi, przechodzi się i wszystko się zapada i wygina. Naprawdę okropnie jest tutaj mieszkać. Ale co, jakoś sobie muszę radę dać. Czynsz jak się należy płacę, dlatego będę walczyć o ten piec i podłogi choćby nie wiem co. Zobaczymy jak się to skończy. Na razie to wszystko jest jak piekło na ziemi – mówi pani Teresa.
***
Pani Zofia* mieszka z mężem i trzydziestokilkuletnim synem w jednym z mieszkań socjalnych również przy ulicy Sulejowskiej w Piotrkowie. To jej drugie mieszkanie przydzielone przez Urząd Miasta. – Wcześniej mieszkałam w centrum, na Słowackiego. To było kilkadziesiąt lat temu. Przydzielono nam mieszkanie socjalne tutaj, w tym samym bloku na Sulejowskiej, ale piętro niżej. Tam mieszkaliśmy 10 lat. Zmienili nam, bo tamto zostało całkowicie zalane i zaczęli robić remont. Jak my mieszkaliśmy, to była stara instalacja, paliliśmy w starej kuchni, nie mieliśmy wymienionych okien. Żyliśmy ze trzy lata bez prądu. Światło było tylko w kuchni. Nie było w mieszkaniu nawet ubikacji. Żeby skorzystać z toalety trzeba było iść do innego bloku! Woda była na korytarzu, dla wszystkich, nie mieliśmy nic – mówi mieszkanka.
Teraz, już od roku, w trójkę dzielą 20 metrów kwadratowych (jeden pokój i kuchnię). W mieszkaniu nie ma łazienki. Jest za to piec, który po roku próśb został naprawiony. – Ale co z tego? Palimy w piecu, żeby było ciepło, a otwieramy okna, żeby się nie udusić, bo się dymi. Przecież to jest i tak bez sensu. Najgorsze jest to, że prosimy o pomoc i nic. Nie powiem, bo wymienili nam okna i drzwi są nowe, ale jak to wszystko wygląda. Na tych klatkach nic nie robią, aż niemiło tam wyjść. Ściany odrapane, pomazane, na dole wiecznie pełno pustych butelek po wódce. To nie jest normalne życie. Chciałabym mieć mieszkanie z łazienką, żeby można było się normalnie umyć i normalnie żyć. Jestem chora, ciężko mi chodzić. Tak sobie myślę, że tutaj się już chyba umrze – mówi kobieta.
***
Nieudolność działania naszych władz w kwestii lokali socjalnych w Piotrkowie pokazuje także sytuacja pani Marty*, która od roku znajduje się na 120 miejscu na liście oczekujących na mieszkanie socjalne. Z dwiema córkami, z których jedna jest chora, mieszka w jednym pokoju z kuchnią w kamienicy przy Sieradzkiej.
Od kilkudziesięciu lat pani Marta mieszka w prywatnej kamienicy. W mieszkaniu warunki są wręcz fatalne, dlatego w nadziei na ich poprawę, kobieta stara się o przydzielenie jej mieszkania socjalnego. – Wszystko trzeba robić na własny koszt. Nie mam w domu elektryczności, umywalki ani łazienki. Myjemy się w misce, a ubikację mamy w kuchni, za zasłonką. Ona zresztą też jest w opłakanym stanie, bo podłoga wokoło niebawem się zarwie. Mam dwie córki w wieku 4 i 6 lat. Starsza dziewczynka nie ma gdzie odrabiać lekcji, bo nie ma swojego kąta – opowiada pani Marta.