O sprawie dowiedzieliśmy się od mieszkańców z bloku przy Łódzkiej w Piotrkowie. Do naszej redakcji trafił list z prośbą o pomoc (zaadresowany do prezydenta miasta), w którym czytamy:
„Jest Pan gospodarzem Piotrkowa Trybunalskiego i najważniejszą w nim osobą, dlatego zwracamy się o pilną i natychmiastową interwencję polegającą na skierowaniu na przymusowe leczenie psychiatryczne w zamkniętym ośrodku oraz eksmitowanie lokatora z mieszkania nr (...) Człowiek ten jest chory na schizofrenię, nie leczy się, pije alkohol, sprowadza do domu podejrzane towarzystwo. Nieustannie zakłóca spokój i demoluje mieszkanie. W tamtym tygodniu wyrzucił z czwartego piętra fotele, wczoraj wyrzucił przez okno telewizor, stale interweniuje policja, ale z tych interwencji nic nie wynika. Spisują kogoś, zabierają go na godzinę na komendę, a jak wypuszczą, wraca i w środku nocy wyważa drzwi, wyje jak zwierz, tnie jakieś rury. Jak do tej pory nikt nie chce nam pomóc i podjąć jakichkolwiek radykalnych działań. Policja odsyła do administracji, administracja odsyła na policję”.
Zapukaliśmy do drzwi lokatora z Łódzkiej, o którym sąsiedzi mówią psychopata. Mimo wielu prób, nikt nie otworzył drzwi. Niechętni do rozmów byli również sąsiedzi, choć sami poprosili o pomoc. Osoba, z którą w końcu udało nam się porozmawiać przyznała, że lokatorzy nie chcą się wypowiadać, bo są zastraszeni.
- Cały czas urządza jakieś balangi, i w dzień, i w nocy. Sprowadza tu jakieś dziwne towarzystwo, również nieletnie. Wg mnie nie tylko piją alkohol, ale też biorą narkotyki, bo na to wskazuje ich zachowanie. Hałas, krzyk słychać nawet w dzień – mówi lokatorka z tej samej klatki. - Często w nocy nie możemy spać, bo ci ludzie, którzy do niego przychodzą biegają po klatce schodowej, walą pięściami w nasze drzwi.
Kiedy Michał ma towarzystwo odgłosy dobiegające z jego mieszkania wskazują, że niszczą meble, słychać tłukące się szkło. Ostatnio było bardzo źle. Doszły odgłosy piłowania rur. Po awanturze z ojcem z okna wyleciał telewizor, leżał potem pod balkonami przez kilka dni. - Po awanturze widocznie ojciec nie chciał go wpuścić do mieszkania, bo słyszałam jak próbował rozwalić drzwi. Potem słychać było przeraźliwe charczenie, tak jakby ktoś umierał – mówi lokatorka z tej samej klatki.
Policja? Ciągle przyjeżdżali. I co z tego?
Postanowiliśmy zapytać o problem nie tylko policję, ale i administrację bloku.
Okazuje się, że w tym roku policja interweniowała pod tym adresem pięciokrotnie. Interwencje dotyczyły zakłócania porządku publicznego, m.in. ciszy nocnej. - Policja nie jest w tej sprawie bezczynna, nawiązała kontakt z MOPR-em i służbami medycznymi, by lepiej naświetlić ten problem – poinformowano nas w Zespole Komunikacji Społecznej w Komendzie Policji w Piotrkowie.
Tyle policja. Jeśli chodzi o administrację budynku, w tej sprawie skontaktowaliśmy się z Towarzystwem Budownictwa Społecznego. Prezes TBS Elżbieta Sapińska poinformowała nas, że wie o problemie, zleciła przeprowadzenie wywiadu środowiskowego. - To musi trochę potrwać, bo musimy sprawdzić, czy to, o czym mowa w anonimowym liście, który otrzymaliśmy jest prawdą. Jeśli rzeczywiście w grę wchodzi choroba psychiczna, to tym człowiekiem będą musiały zająć się instytucje opiekuńcze. Z kolei jeśli okaże się, że dochodzi do dewastacji lokalu, to mamy cały szereg procedur, począwszy od upomnienia - mówi pani prezes.
Wywiad środowiskowy ma trwać do 15 października.
Tymczasem z okna mieszkania przy Łódzkiej wylatują nie tylko telewizor czy fotel obrotowy, ale też podpalone szmaty czy… drzwi od łazienki. - Raz przyszedł z jakimś towarzystwem, mieli wiertarkę. Zaczęli strasznie wiercić. Podobno dobrali się do szafy ojca, potem uciekli. Raz Michał dostał szału i wiercił dziury w suficie – opowiada kobieta z bloku.
Jak Michał odnosi się do sąsiadów? Zawsze był grzeczny, „dzień dobry” mówił...
Sąsiedzi Michała powiedzieli nam, że ojciec chłopaka prawdopodobnie jest kierowcą tira, a w związku z tym prawie nie bywa w domu. Syn robi wtedy co chce. Ojciec sam miał przyznać przed sąsiadami, że nie radzi sobie z Michałem.
Ostatnio chłopak miał trafić do szpitala psychiatrycznego w Bełchatowie. Ale jak wynika z relacji sąsiadów, uciekł lekarzowi przez okno. - Bóg jeden wie, jakie chore pomysły mu chodzą po głowie. Skoro wyrzucenie telewizora przez balkon nie stanowiło problemu to i wysadzenie bloku w powietrze może przyjść łatwo – mówi zaniepokojony sąsiad.
Aleksandra Stańczyk
współpraca Marja
*imię bohatera zostało zmienione