Strefa FM: Czego PIO oczekuje tutaj w mieście, skoro długi miasta maleją, bezrobocie spada, Stare Miasto zaczyna żyć?
A. Rozpędek: Od ponad półtora roku mówimy dużymi literami, że chcemy żyć w lepszym mieście. Nie chcemy być mamieni mrzonkami i obietnicami. Nie chcemy także, aby to miasto umierało gospodarczo. Władza powinna liczyć się z potrzebami mieszkańców, żeby ich szanowała, a nie przypominała sobie tylko o nich przed zbliżającymi się wyborami. Prezydent powinien nas dobrze reprezentować i promować na zewnątrz. Mamy dość marnotrawienia pieniędzy i pogłębiania zadłużenia. Zazwyczaj nikt nie przejmuje się liczbami, prognozami, ale kiedy w portfelu zaczyna się robić pusto, dopiero zaczynamy się martwić. Miasto zaciąga kolejne kredyty na inwestycje, które nie dają miejsc pracy, np. murek na Rynku czy odnowiona wieża ciśnień. Organizują nam „igrzyska”, ale nie mamy „chleba”. Ludzie nie mają pracy. Jeśli ludzie mieliby pracę, to gospodarka by się kręciła, młodzi nie uciekaliby z miasta, a władza nie musiałaby sięgać do naszej kieszeni.
Strefa FM: Macie konkretne zarzuty, widać te hasła na billboardach. Jednak byliście w ostatnim czasie pozywani do sądu, co oznacza, że nie zawsze te zarzuty były zgodne z prawdą?
A. Rozpędek: Należy tutaj wyjaśnić. Jesteśmy młodą inicjatywą obywatelską. Powstaliśmy w związku z sytuacją, jaka jest w mieście. Martwi nas los Piotrkowa i jego mieszkańców. Nie mamy zaplecza urzędników, prawników czy pijarowców. Kierujemy się własnymi odczuciami. O losach Piotrkowa powinni decydować mądrzy ludzie, miasto powinno mieć dobrego gospodarza. Wszystkie sprawy sądowe odbywały się w trybie 24-godzinnym. Było ich dwie, a trzecie jest w toku. Ostatnia sprawa dotyczy zadłużenia miasta. Nikt nie kwestionuje tego, że zobowiązanie jest zaciągnięte. Na dzień dzisiejszy może faktycznie być zaksięgowanie 115 mln, ale w momencie zakończenia inwestycji będzie to dług około 200 mln, a mieszkańcy będą musieli to spłacić.
Strefa FM: Zarzuca się Wam często, że prowadzicie „brudną” kampanię.
A. Rozpędek: Możemy polemizować, która kampania jest bardziej „brudna”. Mówię tutaj, o kampanii antyreferendalnej. Władza razem z Kościołem ma ogromne zaplecze i wieloletnie doświadczenie, a to właśnie od władzy i Kościoła wymaga się podstawowych zasad etyki, kultury i profesjonalizmu. Nie uważam, że można obrażać ludzi. Jeżeli ktoś mnie wyzywa od awanturnika tylko dlatego, że mam inne poglądy polityczne, uważam, że w mieście dzieje się źle, to ja się z tym nie zgadzam. Nie jestem przez to gorszym człowiekiem, mam prawo do własnego zdania. To jest właśnie demokracja. Nie można jej używać częściowo, bo to tak, jakby używać tylko połowy liter alfabetu albo przestrzegali pięciu z dziesięciu przykazań.
Strefa FM: A co zarzucacie kampanii antyreferendalnej?
A. Rozpędek: Zarzucamy tej kampanii, że wyzywają ludzi od pionków. Jak tak można? Czy władza nas tak traktuje? Czy jesteśmy pionkami w grze władzy? Ktoś nie może manipulować moimi poglądami, chcę mieć własne zdanie.
Strefa FM: Po ewentualnej wygranej w referendum chcecie objąć władzę?
A. Rozpędek: Absolutnie, nie. Jeżeli referendum będzie pomyślne to premier wyłoni komisarza. Będzie to osoba z zewnątrz, osoba obiektywna, bez lokalnych powiązań, która przez rok będzie sprawować władzę. Tu rodzi się pytanie, dlaczego nasz prezydent boi się tego referendum. Czy władza boi się audytów organizowanych przez tego komisarza? Czy dlatego nas tak atakuje tą kampanią? Poza tym, mówi się, że jest to najbardziej zajadła kampania antyreferendalna w Polsce.
(red.)