Po otrzymaniu protokołu wznowienia granic okazało się – zdaniem dyrektora - że przez kilka lat płacił podatek również za chodnik przeznaczony do użytku publicznego. Poza tym rolnicy zaorali fragmenty terenu aeroklubu.
- Otrzymaliśmy już protokół wznowienia granic lotniska, który został wykonany przez firmę geodezyjną pod nadzorem inspektora kontroli dokumentacji geodezyjnej i kartograficznej. Postanowiłem zająć się tą sprawą, bo miałem przeczucie, że coś jest nie w porządku z przestrzenią, którą zajmujemy. Płacimy podatek za 64 ha (ok. 25 tys. zł rocznie), natomiast na te 64 ha m.in. wchodzi chodnik publiczny i pobocze ulicy Przemysłowej, za który my od dziesiątek lat płacimy podatki, a chodnik nie jest nasz. Będę wnioskował, by miasto zrekompensowało nam te straty lub w jakiś inny sposób rozwiązało tę sprawę. Nie jest to duży koszt, ale chodzi o zasady, granice rozsądku. Myślę, że nie będzie problemu z porozumieniem się z Urzędem Miasta - mówi Jarosław Cempel, dyrektor Aeroklubu Ziemi Piotrkowskiej.
Urząd Miasta podaje nieco inne dane.
- Lotnisko posiada 60,5498 ha gruntów. Teren ten podlega opodatkowaniu częściowo podatkiem rolnym i częściowo od nieruchomości. Lotnisko każdego roku składa deklarację na powyższe podatki. Do chwili obecnej podatnik nie złożył żadnej korekty, z której wynikałoby, że niesłusznie deklarował grunty pod tym obiektem. Jeżeli podatnik udokumentuje, że płacił za teren przeznaczony do użytku publicznego i złoży wniosek o stwierdzenie nadpłaty, to zostanie on oczywiście rozpatrzony - mówi Elżbieta Jarszak, koordynator Zespołu Rzecznika Prasowego Prezydenta Miasta.
Wschodnie granice lotniska znajdują się w sąsiedztwie prywatnych działek. Dyrektor twierdzi, że po ponownym ich wytyczeniu okazało się, iż sięgają one aż do ogrodzeń działkowych.
- W starych mapach na części wschodniej była jakaś droga. Okazuje się, że drogi nie ma, tzn. ona jest, tylko zajmują ją działkowicze. Wymierzyliśmy teren i okazało się, że droga też należy do lotniska. Działkowicze poruszają się po niej, co jest bardzo niebezpieczne - dodaje dyrektor Aeroklubu.
Problemy lotniska dotyczą nie tylko chodnika, za który musi płacić czy drogi użytkowanej przez działkowców. Miejscowi rolnicy, którzy są właścicielami pół uprawnych w bezpośrednim sąsiedztwie lotniska, co roku zaorują coraz większą jego część.
- W ciągu kilku lat uzbierało się tej przestrzeni ok. 40 metrów. Co roku rolnicy zabierają od ok. 2 do 5 metrów naszego terenu. Słupki, które umieścił geodeta, zostały szybko usunięte i zniszczone. Przez kogo? Nie wiem - dodaje Jarosław Cempel.
Choć lotnisko to prywatna własność, od wielu lat przez mieszkańców traktowane jest jak ogólnodostępna przestrzeń, na którą każdy i w każdej chwili może wejść.
- Działkowicze wysypują na lotnisko ogromne ilości śmieci, na płytę wjeżdżają rowerami całe rodziny z dziećmi, od czasu do czasu można spotkać... jeźdźca cwałującego na koniu. Oczywiście tabliczki ostrzegawcze znikają w piorunującym tempie. Ludzie nie zdają sobie sprawy, jak bardzo takie sytuacje są niebezpieczne. Często rodzice przychodzą z dziećmi, by te zobaczyły, jak startuje czy ląduje samolot. Stoją w takich miejscach, że liny spadające z maszyn lotniczych mogą nawet uciąć głowę. Nie zdają sobie sprawy z niebezpieczeństwa. W takich sytuacjach wielki problem ma też pilot, który musi podchodzić na cały krąg. Apeluję o rozwagę, o granice rozsądku, bo nikt z pracowników nie jest w stanie upilnować takiej przestrzeni. Już niebawem będzie wyznaczona strefa z ławkami dla oglądających starty i lądowania - dodaje dyrektor Aeroklubu.
By choć częściowo zapobiec niebezpiecznym sytuacjom, jakie prowokują zwiedzający, powstanie rów, który wyznaczy nowe granice lotniska. Ogrodzenie to za duży koszt.
E.T.