Jak zgodnie powtarzają, tak źle jeszcze nie było. - Kryzysowa sytuacja coraz bardziej się pogłębia - mówi nam poseł Mirosław Maliszewski, który stanął na czele protestu - Naszym gospodarstwom grozi bankructwo i nic nie wskazuje na to, by ta sytuacja miała się zmienić.
Swój strajk protestujący rozpoczęli sprzed Belwederu, następnie zatrzymując się przed Kancelarią Rady Ministrów, w której trwało akurat posiedzenie. Niestety nikt z rządu nie kwapił się, by wyjść i choćby wysłuchać postulatów strajkujących: - Nie szanują nas, nikt tutaj nie ma odwagi by z nami porozmawiać. My na Majdan nie jeździliśmy, nie chcieliśmy konfliktu z Rosją. Teraz płacimy za waszą głupotę - krzyczeli w kierunku budynku, demonstranci.
Ceny jabłek przemysłowych już dawno osiągnęły niemal poziom zerowy. Sadownikom nawet nie opłaca się ich zbierać. Cena za kilogram w skupie wynosi 10 groszy. Z kolei owoce deserowe wciąż są w przechowalniach, ale nadwyżka jabłek na rynku sprawia, że nikt się nimi nie interesuje: - To jest tragedia, mamy towar zebrany, ale nie sprzedany. Pytam się pana, co ja mam zrobić z tymi jabłkami? No co? Pan minister Sawicki mówił, że jest dobrej myśli, że poradzimy sobie z tą nadprodukcją i co? Okazuje się, że kłamał - żali się Henryk Salamon z Białej Rawskiej.
Sadownicy postulują, by rząd przeznaczył około pół miliona ton jabłek, które obecnie są na rynku, na przerób w biogazowniach. Chcą także by państwo wypłaciło im rekompensaty pokrywające co najmniej połowę kosztów produkcji owoców.
- Wiemy, że tą nadprodukcją są zainteresowane gorzelnie i biogazownie. Tam można skierować kilkaset tysięcy ton - uważa Maliszewski i kontynuuje: - W ten sposób uzdrowilibyśmy sytuację na długie miesiące, a może nawet na cały sezon. Bez tego typu mechanizmów wszystkie inne, które są zaproponowane niestety nie spełniają oczekiwań rynku i naszych - kończy poseł. Dotychczasowe działania ministra rolnictwa, kampanie reklamowe, czy środki pomocowe z funduszy Unii Europejskiej nie rozwiązały problemu. Sadownikom grozi bankructwo: Takie ceny jakie nam oferują to jest pewne bankructwo - oburzają się sadownicy, zresztą nie tylko na to. Wymowne były także kamizelki odblaskowe części z nich. Na których widniało jakże popularne w ostatnich tygodniach określenie- frajer. - Robimy to na znak protestu. Minister nie miał prawa tak o nas powiedzieć. Jasne, że się później tłumaczył, ale powiedział to, bo naprawdę tak sądzi- uważa Krzysztof Jasiński z okolic Błędowa- Po tych słowach poczułem się urażony, człowiek na takim stanowisku nie powinien używać takich słów- kończy sadownik.
Sprzed kancelarii premiera sadownicy przeszli w kierunku ministerstwa rolnictwa po drodze zatrzymując się jeszcze przed resortami gospodarki i finansów. Dlaczego wybrali akurat te ministerstwa? - Ci ludzie nie są przychylni dla rolnictwa i robią zdecydowanie za mało. Podam choćby przykład cydru i niekończącego się problemu z akcyzą. Przecież takie małe udogodnienia w przepisach mogłyby choć trochę poprawić naszą sytuację - twierdzi Witold Piekarniak ze Stowarzyszenia Sadowników RP.
Równolegle z warszawską pikietą odbywał się protest na drodze krajowej nr 74 w Annopolu. Jak zapowiedzieli protestujący, jeśli wtorkowy protest nie przyniesie skutku, to wyjdą na drogę ponownie.
Tomasz Parzybut, dziennikarz TVR