- To karygodne! - grzmi inny oskarżony, Andrzej Lepper. - Właściciel chorego zwierzęcia, jeśli go nie leczy, to go sąsiedzi do sądu podadzą i ponosi karę. A tu człowiek, który jest w takim stanie? Przecież on nie kontaktował. Jak mógł dziś wykorzystać prawo do obrony?
Według Leppera, Łyżwiński prosił sąd, by zbadać mu krew, bo dostaje środki przeciwbólowe i psychotropowe, a obawia się, że ograniczają mu one kontakt z otoczeniem. Oburzona jest też Wanda Łyżwińska, która wczoraj składała zeznania. - Sędzia ma przygotowany wyrok. Powinna nie męczyć jego, obrońców, nas. Odczytać wyrok i dać sobie spokój z seksaferą - mówi.
Obrońcy przygotowują zażalenie na decyzję sądu, odmawiającą Łyżwińskiemu uchylenia aresztu. Mec. Izabela Kruszyńska-Świątek podkreśla, że jeśli osoba przed sądem nie może się sprawnie wypowiedzieć, to nie jest to zagwarantowanie jej prawa do obrony.
Tymczasem za kraty trafić ma, osądzony już w osobnym procesie związanym z seksaferą, Jacek P.
Marek Obszarny POLSKA Dziennik Łódzki