W przedostatnim roku XIX wieku przed sądem w Piotrkowie stanęli właściciele domów publicznych w Będzinie i Sosnowcu: Mosze Hendler i Icek Bienkiewicz. Oskarżano ich o kierowanie szajką handlarzy żywym towarem i wywożenie kobiet do Argentyny. „Podajenci dostarczali im właściwego towaru z różnych okolic Królestwa, w ich rękach zbiegały się zewsząd nici organizacji handlu eksportowego, oni zaś sprzedawali już dziewczęta zagranicznym ajentom do Katowic” – pisała wówczas „Gazeta Sądowa Warszawska”. W tym czasie Katowice były w granicach zjednoczonych Niemiec, ale przerzucenie ich przez granicę nie było większym problemem. „Opowiadano ofiarom, że w Ameryce mało jest kobiet i skutkiem tego kobiety zarabiają tam znaczne sumy, ofiarowano im drogie suknie, kosztowności itd., pojono je i w takim stanie przewożono przez granicę, gdzie nie znając języka, nie posiadając środków, dziewczęta musiały jechać dalej” – czytamy w GSW.
Hendler i Bienkiewicz wpadli przez przypadek, ale także z braku jakichkolwiek zahamowań z ich strony. Jeden z członków grupy sprzedał pośrednikom w Katowicach kochankę kolegi za 47 rubli. Zwykle cena wahała się od kilkuset do kilku tysięcy. Tymczasem wkrótce autor transakcji dowiedział się, że i jego kochankę sprzedano. Doniósł o wszystkim carskiej policji, wsypując wspólników.
Ofiarami porywaczy padały przeważnie bardzo młode panienki z ubogich domów, wysyłane często przez rodziców do innej miejscowości na zarobek. Nikt jednak nie przewidywał jaki zawód ostatecznie będą one wykonywały i to daleko od rodziny. Naganiacze wyszukiwali kobiety w pociągach i na dworcach. Co roku wywożono z Królestwa ok. 10.000 kobiet.
Niestety nie wiemy jakie wyroki otrzymali Hendler i Bienkiewicz.
oprac. aw na podstawie art. Andrzeja Krajewskiego „Towar najbardziej pożądany”, Dziennik Gazeta Prawna 11-13 kwietnia 2014, nr 71