Kampania wyborcza oficjalnie rozpoczęta. Już za chwilę w wielu miejscach Piotrkowa pojawią się banery z uśmiechniętymi twarzami kandydatów na prezydenta i do Rady Miasta. Gdyby nie Photoshop, uśmiech pewnie byłby mniej efektowny, a zęby mniej białe. Jednak banery i plakaty to nie wszystko. Dziś lokalni politycy mają o wiele więcej możliwości dotarcia do potencjalnych wyborców. Pytanie, czy czasami korzystając z nich nie przekraczają granicy śmieszności?
- Śmieszność jest niejako wkalkulowana w kampanię wyborczą - mówił w radiowym Maglu (Strefa FM) politolog prof. Arkadiusz Adamczyk. - Zresztą to, co dla jednych jest śmieszne, dla innych wcale być nie musi. A tak naprawdę liczy się zasada Winstona Churchilla: nieważne jak mówią, ważne żeby nie przekręcili mojego nazwiska.
Prof. Adamczyk przypomniał, że mimo iż w przeszłości działania niektórych polityków mogły wydawać się śmieszne, to jednak w ostatecznym rozrachunku okazywały się skuteczne. - Wielu śmieszyła kampania Samoobrony, biało-czerwone krawaty, przaśna piosenka, itp. A jednak partia Andrzeja Leppera była trzecią siłą w Sejmie! Czasami niekonwencjonalne działania polityków decydowały o ich sukcesie w wyborach.
Na pytanie prowadzących, czy przypadkiem o sukcesie nie powinien decydować program, politolog odpowiedział, że tak, powinien, ale w wyborach samorządowych większe znaczenie ma rozpoznawalność danego kandydata. - Wybory lokalne to nie jest bój czysto polityczny, to raczej rywalizacja między poszczególnymi osobami, kandydatami. I to tutaj granice śmieszności, o których już wspominaliśmy najczęściej są przekraczane...
Czy prof. Adamczyk ma kogoś konkretnego na myśli, o to już prowadzący nie zapytali. Dlatego pytamy teraz.