Kobiety znów wyszły na ulice miast, by protestować. Tym razem ma to związek ze śmiercią ciężarnej Doroty z Bochni, która zmarła na sepsę, bo lekarze zwlekali z usunięciem martwego płodu. Akcja protestacyjna odbyła się także w Piotrkowie. Rozpoczęła się o godzinie 18.00 w Rynku Trybunalskim i uczestniczyło w niej kilkadziesiąt osób.
Pani Dorota mogła żyć dalej, być bezpieczna. Mogła później urodzić zdrowe życie, kolejne dzieci, a jej mąż nie zostałby wdowcem i jej mama nie straciłaby córki. Chcemy legalnej, bezpiecznej i darmowej aborcji, bez względu na to czy jest wada płodu czy kobieta z różnych przyczyn nie chce urodzić tego dziecka. My się nie boimy tego słowa - aborcja na życzenie - bo nikt nie robi sobie aborcji dla przyjemności, tylko kobieta, która się na to decyduje, robi to z konkretnego powodu, który dla niej jest istotny - mówi Magdalena Gurdziołek z Piotrkowskiego Strajku Kobiet.
Rozmawialiśmy z uczestniczkami środowego protestu o powodach uczestnictwa w tym wydarzeniu.
Mam 26-letnią córkę i chciałabym, żeby nikt jej nie zabraniał zrobić to, co ona uważa. Każdy ma prawo wyboru. Nie możemy się poddać i będziemy dalej walczyć. Chcemy robić to, co uważamy za słuszne - powiedziała jedna z uczestniczek. - Chcę zaprotestować przeciwko temu co się dzieje w kraju, czyli braku pomocy dla kobiet ciężarnych. Mimo, że lekarze powinni zrobić wszystko i ratować najpierw ludzkie życie, które da się uratować, a nie czekać aż obumrze płód i dopiero wtedy może się uda uratować kobietę. Nie rozumiem jak można podchodzić do tego w ten sposób, że lekarz wykonując swoje obowiązki nie bierze tego w ogóle pod uwagę. Gdzie to miłosierdzie, o którym tyle mówią katolicy? - dodaje inna uczestniczka.
W opozycji do protestu zorganizowanego przez Piotrkowski Strajk Kobiet stanęli zwolennicy ruchu pro-life, którzy na Rynek Trybunalski weszli z banerami antyaborcyjnymi.
Był apel "Ani jednej więcej", więc przyszliśmy walczyć o "ani jednej więcej aborcji". Środowisko, które zorganizowało to wydarzenie wykorzystuje tragedię do promowania legalnej aborcji. Krótko mówiąc, chcą mieć prawo do zabicia drugiego człowieka. Chcieliśmy przypomnieć moralną zasadę: "nie zabijam drugiego człowieka", bo nie mamy prawa pozbawiać kogoś życia - mówi jeden z przedstawicieli ruchu antyaborcyjnego. - Jestem kobietą i chcę wyrazić swoją opinię. Przede wszystkim każde dziecko to życie, to człowiek i uważam, że każdy ma prawo do życia. Gdyby te panie (organizatorki protestu - przyp. red.) rządziły w tym kraju, to ja nie miałabym prawa żyć. Moja mama była ciężko chora, gdy była ze mną w ciąży i chciałabym zapytać tych pań czy moje życie jest mniej warte od ich życia... - dodaje inna uczestniczka kontrmanifestacji.